Oficjalna kultura w Ameryce - naturalny stan psychopatii?
Laura Knight-Jadczyk
30 lipca, 2003, KAH (inicjały): Niedawno w
pewnej rozmowie pojawił się temat niezwykle ograniczonego, w
porównaniu do innych narodowości, światopoglądu większości
Amerykanów. Tak się składa, że uczestniczyli w tej rozmowie
głównie Amerykanie. Jeden z nich tłumaczył, że Amerykanie
zostali do swojego punktu widzenia „zaprogramowani” przez
prowadzoną od bardzo dawna propagandę mass mediów i że to po
prostu jest - i w zasadzie zawsze była - zupełnie normalna część
amerykańskiego życia. „Ktokolwiek temu zaprzecza –
zakończył - albo jest ignorantem, albo ma jakiś plan”.
Może i tak. Może być prawdą, że ci „fleciści” zaprzeczania
[pied pipers*] mają jakąś agendę. Ale co w takim razie powiedzieć o
ignorancji ogromnej większości Amerykanów, co z nią począć?
Jak to jest i dlaczego, że na własnych oczach wpadają w sidła
faszyzmu i wszystko jedno, ile głosów wskazuje im to
niebezpieczeństwo – a jest ich z każdym dniem więcej –
oni po prostu wydają się tego nie rozumieć?
Dalej w rozmowie ktoś podsunął, że trzeba wziąć pod uwagę, jak
skuteczna jest obecnie „kultura oficjalna” w Stanach
Zjednoczonych. To nie jest jedynie kwestia niewiedzy, ale kwestia
całokształtu długofalowego uprawiania propagandy, które trwa
od początku ubiegłego stulecia. Wspomniano, że propaganda ta jest tak
zupełna, że nie tylko większość ludzi w Stanach Zjednoczonych
nieświadoma jest tego, co dzieje się na politycznej scenie Stanów
Zjednoczonych i - w bezpośrednim wyniku polityki USA – na
świecie, ale też nieświadoma jest tego, że jest nieświadoma. Wpojono
im pogląd, że ich stanowisko jest „jedynie słusznym” i
„jedynym”, i w konsekwencji „nie znają żadnego
lepszego”. Krótko mówiąc: „Co robisz, jeśli
nie wiesz, że czegoś nie wiesz?”
Chodzi
jednak o to, że jakkolwiek gruntowne by było to programowanie, w
pewnym momencie większość ludzi i tak w końcu natrafi na odrobinę
informacji niezupełnie „zgodnych” z „kulturą
oficjalną”, nie „pasujących” do ich światopoglądu,
do tego, czego zostali nauczeni, a to jest zwykle trochę niewygodne.
A przynajmniej powinno być.
Moje
pytanie zatem brzmi: dlaczego niektórzy, kiedy przedstawiane
są im obiektywne fakty dotyczące rzeczywistości, idą w zaparte, a
czasem nawet reagują agresją, podczas gdy inni odpowiadają
zainteresowaniem i ciekawi są dodatkowych informacji?
Dlaczego
niektórzy unikają wiedzy, a inni jej pragną?
Dlaczego
jedni stawiają opór programowaniu, a inni ochoczo je
przyjmują?
To
tak, jakby niektórzy ludzie – ci, co najbardziej
gorliwie przyjmują postawę „mamy rację” - mieli umysły od
samego początku zamknięte i zupełnie nie byli w stanie ani na jotę
ich otworzyć. Brak im ciekawości. W ich umysłach nie ma pytań. Nie ma
żadnych „a co, jeśli”, żadnych „może”.
Wydaje
mi się, że propaganda kultury oficjalnej, choć bardzo skuteczna, może
nie być wyłączną przyczyną tego, że tak wielu Amerykanów jest
obojętnych wobec tego, co robi ich rząd, zarówno w samym USA
jak i za granicą. Wydaje się, że ludzie mogą się wyraźnie między sobą
różnić, na bardzo podstawowym poziomie, i trzeba to wziąć
tutaj pod uwagę.
Moim
zdaniem (KAH), my wszyscy wychowani w USA zostaliśmy oszukani przez
tę kontrolę umysłu Oficjalnej Kultury narzuconej przez system
edukacyjny i mass media. A jednak są wśród nas tacy, którzy
wydają się posiadać umiejętność zadawania pytań, zastanawiania się,
otwarcia umysłu na inne możliwości, nawet z pozoru nieprawdopodobne.
I niezmiennie takie otwarcie umysłu na inne opinie wzbogaca i
przynosi pożytek na wielu poziomach, w tym - dostarczając
humanitarnego spojrzenia na wszystkie narody i kultury.
Czy
skłonność do otwarcia się i zadawania pytań jest jedynie kwestią
„odwagi”? Czy zamknięty umysł jest po prostu oznaką
tchórzostwa? Czy opór przed „kulturą oficjalną”
jest konsekwencją z gruntu „buntowniczej natury”, a ci,
którzy „podążają za tłumem” są z kolei „lepszymi
graczami zespołowymi”, nawet jeśli ten zespół podąża
wątpliwą moralnie drogą?
Czy
ta różnica jest jedyną, jaka istnieje między ludźmi, którzy
chcą stawiać czoło „terrorowi sytuacji”, a tymi, którzy
po prostu nie mogą żyć w stanie napięcia wywołanego koniecznością
samodzielnego podejmowania decyzji moralnych?
A
może chodzi o coś głębszego? Jeśli tak, to co to jest? I, czymkolwiek
to jest, dlaczego jest to tak „aktywne” w dzisiejszych
czasach? Czym jest ta „mgła”, która spowija
Amerykę i umysły jej obywateli?
Spotkałam
w przeszłości wielu ludzi, których uważałam za otwartych, w
końcu jednak - kiedy kategorycznie odmawiali choćby dopuszczenia
możliwości tego, co dla tak wielu inteligentnych i współczujących
osób jest oczywiste – odkrywałam, że wcale nie są
otwarci. Na przykład wyraźna psychopatia Busha i innych światowych
przywódców ujawnia nam, że „terror sytuacji”
manifestuje się na skalę większą, niż ktokolwiek z nas mógłby
jeszcze kilka lat temu przypuszczać. Tak właśnie jest. Wszędzie
wskazówki i znaki. To jasne jak słońce. Samo podsuwa się pod
nos i wciska w uszy. Jednak większość Amerykanów raczej
odmroziłaby sobie uszy, niż zechciała to usłyszeć.
Dostatecznie
jest już przerażające uświadomienie sobie, że Rzesza Busha i inne
elitarne grupy na całym globie sieją na tej planecie spustoszenie,
nie zważając na życie pod żadną, poza ich własną, postacią, a
sytuacja robi się jeszcze bardziej przerażająca, kiedy musimy również
przyjąć do wiadomości fakt, że tak wielu ludzi – nawet w
obliczu absolutnie pewnych faktów dotyczących tego globalnego
zapalnika – albo nie może, albo NIE CHCE tego zobaczyć.
Wróćmy
jednak do problemu, co z Amerykanami jest NIE TAK?
Wiemy
już, że „Kraj Ludzi Wolnych” przepadł, ale co z „Domem
Odważnych”? Popieranie tyrana nigdy nie wymaga odwagi, MNÓSTWO
za to odwagi wymaga przeciwstawienie się takiemu. Czy Ameryka
utraciła tę odwagę, która dała jej ów wewnętrzny hart
ducha, potrzebny do przeciwstawienia się najpotężniejszej w tamtym
czasie potędze militarnej na świecie – Anglii – i
ogłoszenia swej niezależności od tyranów oraz opowiedzenia się
za tym, co słuszne? Co stało się z hasłem „Wolność albo
śmierć”? Albowiem zrzekając się swojej wolności, Ameryka z
pewnością wybrała śmierć!
Kiedy
dorastałam na Zachodzie, byliśmy wraz z braćmi wystawieni na bardzo
silne „rasistowskie poglądy” naszej macochy i ojczyma.
Żyliśmy w małej farmerskiej społeczności, gdzie takiego rodzaju
system przekonań jest na ogół przekazywany z pokolenia na
pokolenie i naprawdę nikt nigdy go nie kwestionuje.
Jednak
już w bardzo młodym wieku instynktownie buntowałam się przeciwko
takiemu światopoglądowi. Miałam chyba w sobie jakąś naturalną,
wrodzoną miłość, szacunek i fascynację dla innych kultur i narodów.
To oczywiście doprowadzało do SZAŁU moich przybranych rodziców
i było z tego powodu sporo między nami napięć.
Moja
miłość do innych kultur i zainteresowanie nimi sprawiły, że kiedy już
dorosłam, wiele podróżowałam. Byłam ciekawa, chciałam
zgłębiać, chciałam WIEDZIEĆ. Kiedy w końcu zawarłam związek małżeński
z osobą spoza mojej własnej kultury, przekroczyłam pewną granicę i
musiałam zerwać wszelki kontakt z rodziną. Cena, jaką za swoje
rasistowskie przekonania byli skłonni zapłacić, była wysoka i moim
zdaniem większa dla nich niż dla mnie, choć z pewnością odrzucenie
było bolesne.
Chodzi
mi o to, że stawiałam silny opór temu rasistowskiemu
programowi. Był wszędzie dookoła mnie, w mieście, w szkołach, w
kościele, do którego chodziliśmy. Ale ja nie chciałam w tym
uczestniczyć. Było to chyba wbrew mojej naturze. Innym jednak jakoś
zupełnie „naturalnie” przychodziło „przełknięcie”
tego kulturowego programowania – dobrze się mieli w środowisku,
które odmawiało człowieczeństwa niemal wszystkim innym
ludziom.
Czy
to tylko „ignorancja”? Czy Amerykanie są po prostu
ignorantami i nie uświadamiają sobie swojej niewiedzy? Czy niewiedza
ta spowodowana jest wyłącznie „programowaniem kultury
oficjalnej” - programowaniem, które jakby planowo
zachęcało do ignorancji?
Poza tym wydaje się, że mogą istnieć
dwa typy ludzi i dwa różne sposoby radzenia sobie z kwestią
własnej niewiedzy.
Niektórzy
ludzie postawieni przed faktem swojej niewiedzy gwałtownie
zaprzeczają, że SĄ ignorantami i uciekają się do banałów i
oklepanych frazesów, włącznie ze starą mądrością o różnicy
między „nauką książkową” a „zdrowym rozsądkiem”.
Inni, skonfrontowani z własną niewiedzą, natychmiast zabierają się
za jej korygowanie, bez względu na to, jak bolesne może się to
okazać.
Kiedy
w wieku 21 lat po raz pierwszy przeprowadziłam się za granicę, szybko
uświadomiłam sobie, że podobnie jak większość Amerykanów byłam
głęboko nieświadoma, jeśli chodzi o politykę. Ku wielkiemu
przerażeniu odkryłam, że w kraju, który mnie gościł,
najbardziej przeciętni ludzie – sklepikarze, fryzjerki,
taksówkarze – wiedzieli więcej niż ja o tym, co dzieje
się w USA i na świecie, DUŻO więcej! Nie miałam POJĘCIA o tym, co się
dzieje, a co innym ludziom na świecie było powszechnie wiadome. I nie
chodziło jedynie o odmienną opinię. Chodziło o niemal zupełny brak
INFORMACJI w tym samym kraju, który promuje demokrację jako
rządy „poinformowanych obywateli”. Z uderzającą jasnością
uświadomiłam sobie, jaką byłam wtedy ignorantką i przed samą sobą to
przyznałam. Więcej, wstydziłam się za siebie i innych Amerykanów,
którzy postrzegani byli (i słusznie) za równie
nieświadomych i „ciemnych” w sprawach polityki i kultury.
ALE z powodu tego zawstydzenia i uświadomienia sobie stopnia mojej
niewiedzy, postanowiłam coś z tym zrobić.
Jest
jednak mnóstwo Amerykanów, którzy znalazłszy się
w podobnej sytuacji i stanąwszy twarzą w twarz z własną ignorancją,
gwałtownie jej zaprzeczają. I na ogół ich „ostatnim
słowem” jest: „On /ona nie wie, o czym, do diabła, mówi!
Jest 'cudzoziemcem'”. I to jest klucz: „cudzoziemcy”.
Cudzoziemcy”
nie mogą niczego wiedzieć, ponieważ nie są Amerykanami. A Amerykanie,
z racji posiadania największej ilości bomb na tej planecie, zawsze
„wiedzą”, co się dzieje. A przynajmniej wiedzą to ich
przywódcy, a my po prostu nie musimy o takich sprawach myśleć.
Czyż nie po to właśnie wybieramy naszych przywódców? No
to zajmą się tymi wszystkimi nudnymi i męczącymi sprawami, a nam
dadzą spokojnie oglądać programy takie jak „Survivor” i
Super Bowl i pozwolą nam wypucować naszego nowego dżipa, żeby
Dżonsonowie zzielenieli z zazdrości!
I
na tym koniec. To ulubiony sposób radzenia sobie ze wszystkimi
takimi pytaniami. Zapomnij o całej tej kwestii „poinformowanych
obywateli” i o jakimkolwiek ewentualnym oburzeniu wobec faktu,
że obywatele USA nie tylko NIE są informowani, ale są celowo
DEZinformowani!
Nie
zdają sobie nawet sprawy, że „Survivor” - poprzez
normalizowanie pewnych standardów - programuje ich do
przyjęcia tych samych postaw, jakie przejawiają ich przywódcy.
No i w końcu sami w przerażający sposób prezentują te postawy
w życiu. Przyszłość wielu ludziom w USA objawi się tak, że nie będzie
już żadnych Super Bowl, a dżip z pewnością nie pomieści dość paliwa,
żeby wywieźć ich dostatecznie daleko od tego terroru, w obliczu
którego staną, kiedy w globalnej grze „Survivor”
zostaną „w drodze głosowania usunięci z wyspy”.
Dlaczego
tak jest? Dlaczego tak wielu ludzi jest tak podatnych na „kulturę
oficjalną” i propagandę mass mediów i tak skwapliwie
pozostaje ich niewolnikami? I dlaczego niektórzy – kiedy
pytania te zostają postawione – zaczynają szukać wiedzy, która
ujawni im człowieka za kurtyną?
Być
może oznacza to coś więcej, niż tylko kwestię bardzo zręcznego i
intensywnego programowania. Być może chodzi również o
naturę danego człowieka?
LKJ:
Usiłując na to pytanie odpowiedzieć, rozważałam ostatnio wiele idei.
Członkowie Quantum Future School już od około dwóch lat
zajmują się studiowaniem psychopatii i pseudo-psychopatii.
To z pewnością sprawiło, że większość z nas jest w stanie zobaczyć
owego człowieka za kurtyną, czy raczej, w tym przypadku, pod „maską
zdrowia psychicznego”. Wciąż jednak nie daje to odpowiedzi na
pytanie, dlaczego zachowania psychopatyczne są tak powszechne w USA.
(Co nie oznacza wcale, że nie występują wszędzie – bo
występują).
Linda
Mealey z Instytutu Psychologii Kolegium Św. Benedykta w St. Joseph, w
stanie Minnesota, przedstawiła ostatnio pewne idee w swoim referacie
„Socjobiologia socjopatii – zintegrowany model
ewolucyjny”. Idee te odnoszą się do narastania psychopatii w
kulturze amerykańskiej i wskazują, że w społeczeństwie opartym na
konkurencji – na przykład w kapitalizmie – psychopatia
jest zjawiskiem adaptacyjnym i łatwo narasta. Mealey pisze:
Jak
dotąd, twierdzę, że niektóre jednostki wydają się posiadać
genotyp, który usposabia ich do [psychopatii].
[Psychopatia
opisuje] zależne od częstości występowania, genetycznie uwarunkowane,
indywidualne różnice w stosowaniu strategii życiowych.
[Psychopaci] pojawiają się w każdej kulturze, bez względu na
uwarunkowania społeczno kulturowe. [...]
Rywalizacja
przyczynia się do częstszego stosowania antyspołecznych i
makiawelicznych strategii i może przeciwdziałać zachowaniu
prospołecznemu...
Niektóre
kultury bardziej niż inne wspierają konkurencyjność i te rozbieżności
w wartościach społecznych zróżnicowane są zarówno
czasowo jak i międzykulturowo [...] W obu aspektach, wysokiemu
poziomowi współzawodnictwa towarzyszą wysokie wskaźniki
przestępczości i makiawelizm.
Redukcja
zachowań prospołecznych i wzrost zachowań antyspołecznych wiąże się
również z wysoką gęstością zaludnienia i pośrednią formą
współzawodnictwa. [...] [Mealey, w cytowanym tekście]
Wniosek
z tego taki, że amerykański styl życia zoptymalizował zdolność
przetrwania psychopatów, co miało te konsekwencje, że ta
adaptacyjna „strategia życiowa”, która okazała się
niezwykle skuteczna w społeczeństwie amerykańskim, rozprzestrzeniła
się wśród populacji w ściśle genetycznym sensie. Co więcej, w
społeczeństwie, które adaptuje się do psychopatii, w
konsekwencji wielu ludzi, którzy NIE są genetycznymi
psychopatami, przystosowuje się w podobny sposób, „działając jak” psychopaci, czyli stając się „wtórnymi
socjopatami”.
(Wielu
ekspertów wskazuje na różnicę pomiędzy socjopatą
pierwotnym i wtórnym. Ten pierwszy jest socjopatą, ponieważ
posiada takie „geny”, ten drugi z kolei został w pewnym
stopniu „stworzony” przez swoje znęcające się środowisko. Inni eksperci przedstawiają te dwie kategorie jako
„psychopatów” - w przypadku odmiany genetycznej -
i „socjopatów” - w przypadku odmiany reaktywnej.
My preferujemy tę drugą klasyfikację.)
Osoby
te [psychopaci], jako że nie są upośledzone intelektualnie, będą
oczywiście robić normalne postępy pod względem rozwoju kognitywnego i
przyswoją sobie teorię umysłu. Ich teorie jednak formułowane będą w
czysto instrumentalnych kategoriach [„co mogę ZYSKAĆ twierdząc
to lub tamto?”], bez dostępu do rozumienia empatycznego, na
którym większość z nas tak często polega.
Wolni
od „natręctwa” emocji, zamiast bazować na przeczuciach i
emocjach, swoje działania podejmują – jak profesjonalni
hazardziści – opierając się wyłącznie na nomotetycznych**
prawach i aktuarialnych danych, mogąc jednocześnie znakomicie
przewidywać zachowania innych ludzi.
Rozstrzygając
o tym, jak „grać” w relacjach społecznych codziennego
życia, szacować będą koszty i zyski,
czyli używać podejścia czysto bilansowego, opartego na
natychmiastowych osobistych korzyściach, bez „uwzględniania”
emocjonalnych reakcji innych ludzi, z którymi mają do
czynienia.
Bez
choćby odrobiny prawdziwej miłości, która „wciągnęłaby”
ich do współpracy, bez najmniejszego niepokoju
o pojawienie się chęci „dezercji”, bez poczucia
winy mogącego wzbudzać żal, mogą oni nieustannie grać o
krótkoterminowe korzyści.
Ponieważ
zmiany w częstotliwości występowania genów w populacji nie
byłyby w stanie nadążyć za szybko zmieniającymi się parametrami
społecznych interakcji, rezultatem powinien być jednocześnie
dodatkowy, wahający się odsetek socjopatii, ponieważ w społeczeństwie
[skażonym psychopatią] warunki środowiskowe czynią antyspołeczną
strategię życia korzystniejszą od prospołecznej. [Mealey]
Innymi
słowy, w świecie psychopatów jednostki nie będące genetycznymi
psychopatami, jeśli chcą po prostu przeżyć, prowokowane są do
zachowań psychopatycznych.
Kiedy zasady są tak wymyślone, żeby społeczeństwo „przystosować”
do psychopatii, z wszystkich robi to psychopatów.
Nie
dajcie się jednak zwieść słowu „psychopata”. Wiele osób
utożsamia ten termin z masowymi mordercami albo „pieniącymi się
ze złości” szaleńcami. Jakkolwiek je zwać, to niebezpieczne
zaburzenie osobowości przedstawia trzy niepokojące realia: jego
występowanie wydaje się wzrastać, jest dużo powszechniejsze niż
wcześniej uważano i – jest nieuleczalne.
Tym,
co czyni psychopatów tak przerażającymi i niebezpiecznymi jest
to, że noszą doskonale przekonującą „maskę zdrowia
psychicznego”. Zdaniem psychiatry Harveya Cleckley'a z tego
właśnie powodu taka osoba może być początkowo niezwykle przekonująca
i nieodparcie sprawiać wrażenie zdrowej. Dr Cleckley jako pierwszy
opisał kluczowe symptomy tego zaburzenia.
Psychopaci
– mimo że pod swoją „maską” są antyspołeczni w tym
sensie, że ich „emocje” są zupełnym oszustwem –
mogą być całkiem towarzyscy. Są mistrzami w manipulowaniu innymi dla
swoich osobistych celów. Ich urok osobisty jest faktycznie
legendarny. Psycholog Melvin Sinder, współautor książki „Złe
wybory mądrych ludzi”, wyjaśnia: „Jako terapeuta,
nieustannie spotykasz się z tym, jak ludzie w tajemniczy sposób
kontrolowani są przez socjopatów”.
Psychopaci
są ekspertami w wykorzystywaniu innych. Bez skrępowania mogą prosić
kogokolwiek o cokolwiek, a ich wylewna, uwodząca życzliwość, ich „ja
biedy i niewinny! Jestem taki DOBRY, a zostałem tak ŹLE
potraktowany!” - sprawiają, że ofiara niezmiennie daje się
naciągnąć i - bez względu na to, jak wygórowana jest prośba –
daje psychopacie to, o co ten prosi.
Psychopaci
są mistrzami w udawaniu emocji w celu manipulowania bliźnimi. Jeden z
psychologów odnotował, że nawet jeśli przyłapie się ich na
popełnianiu przestępstwa albo kłamaniu, „zaczynają natychmiast
usprawiedliwiać swoje działania poprzez użalanie się nad sobą i
obwinianie innych, przez tworzenie żałosnej sceny fałszywych
poruszających uczuć”. Jak dostrzeże uważny obserwator, te
udawane emocje mają jedynie zrobić wrażenie. Psychopata uważa, że
postawienie na swoim albo wydostanie się z opresji dzięki fałszywym
emocjom to jego zwycięstwo nad drugą osobą.
Psychopaci
niezdolni są do przejmowania się czy odczuwania wyrzutów
sumienia z powodu konsekwencji swoich działań. Spokojnie
racjonalizują swoje nieczułe i dziwaczne zachowanie, jednocześnie
przypisując złośliwość każdemu, tylko nie sobie. Złapani na
kłamstwie, bez lęku przed ujawnieniem będą dla własnej korzyści
manipulować innymi ludźmi lub wydarzeniami – nawet jeśli dla
wszystkich dokoła jest oczywiste, że ZOSTANĄ zdemaskowani.
Psychopaci
nie potrafią bać się o siebie, a tym bardziej współczuć innym.
Większość normalnych ludzi, przed zrobieniem czegoś niebezpiecznego,
nielegalnego albo niemoralnego, czuje przypływ niepokoju,
zdenerwowania lub strachu. Poczucie winy może ich przygnieść, a nawet
powstrzymać od popełnienia takiego czynu.
Psychopata
nie czuje zupełnie nic.
W
rezultacie groźba kary, nawet dotkliwej, jest dla psychopaty śmiechu
warta. Bez drżenia serca może on powtarzać te same destrukcyjne
działania, jak również, nie bacząc na ewentualne ryzyko,
poszukiwać mocnych i niebezpiecznych wrażeń. Nazywa się to „wysokim
progiem pobudzenia” [hypoarousal]. Oznacza to, że tak naprawdę
bardzo niewiele – jeśli cokolwiek – jest w stanie ich
poruszyć; bardziej przypominają maszyny niż ludzi.
Psychopata
wydaje się być przepełniony czymś na kształt głębokiej zachłanności.
Ów wewnętrzny stan manifestuje on na wiele sposobów.
Jednym z najbardziej powszechnych jest kradzież czegoś dla ofiary
cennego (kosztowności) albo sprawienie bólu ofierze lub
oczernianie czegoś albo kogoś przez ofiarę ukochanego. W umyśle
psychopaty jest to usprawiedliwione, ponieważ ofiara go rozgniewała,
nie dała mu tego, czego chciał, albo go (czy też ją) odrzuciła.
Psychopaci
kłamią dla samego kłamania. Potrafią przekazać najserdeczniejszą
wiadomość nie traktując poważnie ani jednego słowa. Mogą oni także
opowiadać najbardziej szokujące historie jedynie po to, by znaleźć
się w centrum uwagi i dostać to, czego chcą.
Badacz
psychopatii podał taki oto przykład: Melissa była bardzo atrakcyjną i
towarzyską dziewczyną. Spotkała się z pewnym prawnikiem w sprawie
swojego rozwodu z mężem i przekonała go, że mąż rujnuje jej życie.
Ponieważ
opowiadała o swoim cierpieniu spowodowanym znęcaniem się nad nią,
prawnikowi zrobiło się jej bardzo żal. Była tak przekonująca, że ten
osobiście chciał jej pomóc. Za sprawą jej uwodzicielskiej
charyzmy beznadziejnie się zadurzył i zaczął się z Melissą umawiać.
W pewnym momencie odmówił jednak podjęcia nielegalnych i
niemoralnych kroków, o które prosiła, przeciwko jej
pozostającemu w separacji mężowi.
Wtedy,
próbując zmusić go do zrobienia tego, czego chciała, wniosła
przeciwko niemu powództwo o molestowanie seksualne. Nie
zdawała sobie sprawy, że ujawniła w ten sposób, kim naprawdę
jest, i nie było już szansy, żeby prawnik ugiął się pod presją
szantażu. Po zadaniu ogromnego bólu i złamaniu serca, Melissa
zaniechała sprawy w sądzie i przeprowadziła się do innego stanu.
Prawnik wyznał, że w całym swoim życiu nigdy nie został tak
obezwładniony emocjonalnie.
Istotnie,
osoby te, korzystając ze swoich „poruszających przedstawień”,
mogą być prawdziwie obezwładniające. Ich charyzma potrafi być tak
porywająca, ich emocja tak głęboka i pozornie szczera, że ludzie po
prostu chcą z nimi przebywać, chcą im pomagać, wszystko im dać i
wesprzeć tak szlachetną, cierpiącą istotę. Na ogół jednak
ofiara nie widzi tego, że karmi ona nieustanną wewnętrzną żądzę
kontroli, podniecenia i uznania dla ego.
Psychopata,
nawet jeśli sprawia wrażenie bezradnego, ma obsesję na punkcie
kontroli. Udawanie emocjonalnej wrażliwości jest naprawdę elementem
sprawowania kontroli: im wyższy w psychopacie poziom wiary, która
może być w ofierze wzbudzona poprzez odgrywane przez niego dramaty,
tym większą, jak sądzi, posiada „kontrolę”. I faktycznie
jest to prawda. Kiedy inni wierzą w ich kłamstwa, oni NAPRAWDĘ
sprawują kontrolę. Niestety, stopień wiary, stopień „poddania
się” tej kontroli poprzez fałszywe wyobrażenie, na ogół
powoduje tak wiele bólu, że - w momencie ujrzenia prawdy -
ofiara woli trwać w kłamstwie niż stawić czoło faktowi, że została
oszukana. Na to liczy psychopata. To część jego „aktuarialnych
kalkulacji”. Daje mu to poczucie władzy.
Niezwykle
łatwo jest ulec urokowi charyzmatycznego psychopaty. Jest wielu,
którzy wykonują rozkazy psychopaty nie zdając sobie sprawy, że
są subtelnie i sprytnie kierowani. Mogą być oni zmanipulowani nawet
do popełniania na korzyść psychopaty czynów przestępczych lub
sabotażowych przeciwko niewinnemu człowiekowi. Kiedy ofiara
uświadamia sobie, że na życzenie kłamcy spowodowała cierpienie
niewinnych ludzi, równie często będzie wolała temu zaprzeczyć,
niż zaakceptować prawdę o swojej własnej perfidii i łatwowierności.
Zachowania
psychopatyczne wydają się nasilać z powodu samej natury
amerykańskiego kapitalistycznego społeczeństwa. Wielcy naciągacze,
uwodziciele i autopromotorzy w dziedzinie sprzedaży są świetnym
przykładem tego, gdzie psychopata może rozkwitać. Przemysł rozrywkowy
i sportowy oraz korporacyjny świat w systemie kapitalistycznym to
pola, gdzie psychopaci naturalnie wspinają się na szczyt. Niektórzy
obserwatorzy uważają, że istnieje psychologiczna ciągłość pomiędzy
psychopatami (którzy często odnoszą zawodowe porażki) i
narcystycznymi przedsiębiorcami (którym się powodzi), ponieważ
te dwie grupy dzielą wysoce rozwiniętą umiejętność manipulowania
innymi dla własnych korzyści. Uważa się dziś, że są oni oni w
rzeczywistości „tacy sami”, z tym, że zdolności
kalkulacyjne tego „nie odnoszącego sukcesów”
psychopaty są po prostu upośledzone. Nie jest on w stanie
przeprowadzić ponownej kalkulacji w oparciu o nowe dane aktuarialne.
Wyglądałoby na to, że odnoszący sukcesy narcyz jest absolutnie w
stanie nadbudowywać swoją aktuarialną bazę danych i – w oparciu
o bieżące dane - „przekalkulowywać”, zmieniać kurs i
opracowywać nowe podprogramy.
Generalnie,
odnoszący sukcesy psychopata „oblicza”, ile może z tego
mieć, rozważając stosunek zysków i strat dla różnych
opcji. Wśród czynników, które uważa on za
najważniejsze, są pieniądze, władza i zaspokojenie negatywnych
pragnień. Nie motywuje ich takie społeczne wzmocnienie jak nagroda
czy przyszłe korzyści. Przeprowadzono badania, które wykazały,
że uwięzienie psychopaty nie odnosi absolutnie żadnego skutku, jeśli
chodzi o zmianę ich życiowych strategii. W rzeczywistości okazuje
się, że jedynie pogarsza to sprawę. W praktyce, w więzieniu
psychopaci po prostu uczą się, jak być lepszymi psychopatami.
Ponieważ
psychopata opiera swoje działania – mające na celu otrzymania
tego, co chce – na swojej szczególnej „teorii
umysłu”, warto przyjrzeć się temu zagadnieniu. Posiadanie
„teorii umysłu” pozwala jednostce przypisywać stany
umysłu (myśli, spostrzeżenia i uczucia) nie tylko sobie, ale i innym.
Jest to narzędzie, które w praktyce pomaga nam przewidzieć
cudze zachowania. Osobami najczęściej odnoszącymi sukcesy są te,
które biorąc pod uwagę ogół warunków, potrafią
najdokładniej przewidzieć zachowanie innych. W obecnych czasach mamy
teorię gier, którą wykorzystuje się do modelowania wielu
problemów społecznych, z psychopatią włącznie.
Kiedy
dwie osoby wzajemnie na siebie oddziałują, każda z nich musi
decydować o tym, co robić, nie wiedząc, co robi ta druga. Wyobraźcie
sobie, że tymi dwoma graczami są rząd i społeczeństwo. W tym
przykładzie każdy z graczy ma jedynie wybór dwuwartościowy:
postępować etycznie lub nie, czy to tworząc prawa, czy ich
przestrzegając.
Z
założenia obydwaj gracze informowani są o wszystkim, poza poziomem
etyki w postępowaniu tego drugiego. Wiedzą, co oznacza etyczne
postępowanie, i znają konsekwencje okazania się nieetycznym.
W
tej grze są trzy elementy: 1) gracze, 2) strategie dostępne każdemu z
nich i 3) wynagrodzenie, jakie otrzymuje gracz za każdą możliwą
kombinację strategii.
W
systemie prawnym jedna strona zobowiązana jest zrekompensować
straty tej drugiej, ale tylko w niektórych okolicznościach.
Zamierzamy wyobrazić sobie system, w którym rząd nigdy nie
jest odpowiedzialny za poniesione przez społeczeństwo straty,
spowodowane nieetycznym postępowaniem rządu; zamiast tego, to
społeczeństwo musi płacić za szkody wyrządzone przez rząd swoim
nieetycznym postępowaniem.
Zysk
przedstawiany jest generalnie w kategoriach pieniężnych. To znaczy,
ile kapitału musi wnieść każdy z graczy w postępowanie etyczne i jaki
otrzyma zysk ze swojego wkładu.
W
tym modelu, zgodnie ze standardami wartości społecznych uznanych za
„normę”, etyczne zachowanie kosztuje każdego gracza 10 $.
Każde uchwalone prawo, niekorzystne dla społeczeństwa, kosztuje
społeczeństwo 100 $. Przyjmujemy, że takie prawa będą z pewnością
uchwalane, jeśli przynajmniej jeden z graczy nie zachowuje się
etycznie.
Zakładamy
następnie, że prawdopodobieństwo przyjęcia krzywdzącego prawa w
przypadku, gdy zarówno społeczeństwo jak i rząd postępują
etycznie, wynosi jeden do dziesięciu.
W
systemie prawnym, w którym rząd nigdy nie odpowiada za
nieetyczne postępowanie, jeśli ani rząd, ani społeczeństwo nie
postępuje etycznie, rząd zyskuje 0$, a społeczeństwo, kiedy przyjęta
jest krzywdząca dlań ustawa, płaci 100$.
Jeśli
obie strony „inwestują” w postępowanie etyczne, rząd
uzyskuje wynik minus 10$ (koszt postępowania w sposób
etyczny), społeczeństwo zaś traci 20$ -- 10$ zainwestowanych w
zachowanie etyczne PLUS 10$ jako równowartość 1/10 części
szansy na stratę wartą 100$.
Jeśli
rząd postępuje etycznie, a społeczeństwo nie, rząd - w następstwie
przyjęcia prawa niekorzystnego dla ludności – traci 10$
zainwestowanych w postępowanie etyczne, społeczeństwo zaś kosztuje to
100$.
Jeśli
rząd nie postępuje etycznie, a społeczeństwo tak, rząd ma 0$ zysku,
społeczeństwo zaś traci 110$, co jest „kosztem bycia etycznym”
dodanym do strat poniesionych za przyjęcie przez rząd krzywdzącej
ustawy. W modelu wygenerowanym przez teorię gier dwumacierzowych
wygląda to tak jak poniżej (w każdej parze liczb przedstawiających
„wypłatę” liczba po lewej reprezentuje zysk
społeczeństwa, a po prawej – rządu):
|
Rząd
etyczny |
Rząd
nieetyczny |
Społeczeństwo
etyczne |
-100;
0 |
-100;
10 |
Społeczeństwo
nieetyczne |
-110;
0 |
-20;
-10 |
Krótko
mówiąc, w tej grze rządowi zawsze bardziej opłaca się
nieprzestrzeganie etyki i możemy przewidzieć rządowy wybór
strategii, ponieważ jest tylko jedna strategia, która –
bez względu na to, jakiego wyboru dokona naród – jest
dla rządu lepsza: żadnej etyki. Jest to „strategia ściśle
dominująca”,
czy też strategia, która jest dla gracza wyborem najlepszym,
bez względu na to, jakich wyborów dokonuje drugi gracz.
Co
gorsza, za etyczne postępowanie naród jest KARANY. Ponieważ
wiemy, że rząd w powyższym systemie nigdy nie będzie postępował
etycznie, taka jest bowiem jego strategia dominująca, stwierdzamy, że
etyczne postępowanie ze strony narodu w rzeczywistości kosztuje
WIĘCEJ niż postępowanie nieetyczne.
Krótko
mówiąc, w takim systemie zachowanie psychopatyczne jest
rzeczywiście POZYTYWNYM PRZYSTOSOWANIEM.
Naród,
jak widać, nie może nawet zminimalizować swoich strat etycznym
postępowaniem. Bycie etycznym kosztuje go 110$, zaś bycie nieetycznym
– tylko 100$.
Podstawcie
teraz pojęcie „psychopata” w miejsce rządu, a w miejsce
narodu wstawcie „niepsychopata”, a zaczniecie
rozumieć, dlaczego psychopata zawsze będzie psychopatą. Jeśli
„wypłatą” jest emocjonalny ból doznania krzywdy
albo wstyd z powodu ujawnienia, to taka konsekwencja w świecie
psychopaty po prostu nie istnieje, tak jak w stworzonym powyżej
systemie prawnym rząd nigdy nie odpowiada za nieetyczne postępowanie.
Psychopata żyje w takim świecie jak ten, gdzie rząd nigdy nie ponosi
odpowiedzialności za postępowanie, które jest dla innych
krzywdzące. Proste. Powyższy diagram gry powie wam, dlaczego
psychopaci w obrębie populacji, jak również w rządzie, są w
stanie nakłonić naród do zaakceptowania praw, które są
krzywdzące. Po prostu nie warto być etycznym. Jeśli zgadzasz się z
psychopatą – tracisz. Jeśli stawiasz psychopacie opór –
tracisz jeszcze więcej.
Psychopata
nie zna podstawowych faktów czy danych na temat tego, co można
by nazwać wartościami osobistymi i jest zupełnie niezdolny do
zrozumienia takich spraw. Niemożliwe jest, by choć w najmniejszym
stopniu zainteresował się nieszczęściem albo radością czy też
dążeniami ludzkości przedstawianymi w poważnej literaturze czy
sztuce. Na wszystkie te sprawy jest również obojętny w samym
życiu. Piękno i brzydota (poza powierzchownym odczuciem), dobro, zło,
miłość, przerażenie, poczucie humoru nie mają żadnego rzeczywistego
znaczenia ani możliwości wzruszenia go. Co więcej, psychopata nie
posiada też umiejętności dostrzeżenia, że wzruszeni są inni. Tak
jakby pomimo sporej inteligencji był daltonistą, jeśli chodzi o ten
aspekt ludzkiego bytu. Nie można mu tego wyjaśnić, w jego sferze
świadomości nie istnieje bowiem nic, co mogłoby wypełnić tę lukę
jakimś porównaniem. Może on powtórzyć te słowa i bez
zająknięcia powiedzieć, że rozumie, ale w żaden sposób nie
uświadamia sobie tego, że tak naprawdę nic nie rozumie. [Cleckley
H.M. (1941). The mask of sanity: An attempt to reinterpret the
so-called psychopathic personality. St. Louis: The C.V. Mosby
Company]
Oznacza to również,
że taka osoba może według własnego uznania wybrać działania, które
są potencjalnie autodestrukcyjne, nie dając drugiemu „graczowi”
poznać, że jego czy jej wybór opiera się wyłącznie na
złudzeniu. Bardzo często „wygrywają” oni z powodu czystej
zuchwałości swoich działań, nie ograniczonej sumieniem, które
jest konstruktem emocji.
To tak, jak z pokerowym
graczem, który nie ma w ręku zupełnie nic, ale - ponieważ tak
bardzo chce wygrać i pozostaje zupełnie niewzruszony wobec
ewentualności przegranej, jako że kłamstwo nie tworzy absolutnie
żadnej wewnętrznej, emocjonalnej reakcji strachu przed zdemaskowaniem
albo nieodłącznym w takim przypadku potencjalnym wstydem lub
nieszczęściem – potrafi on tak przekonująco blefować, że inni
gracze – a wśród nich i ci, którzy mogą mieć w
ręku wygraną - zwijają się i odchodzą, ponieważ pewność siebie
psychopaty przekonuje ich, że od samego początku musiał on mieć w
ręku wygraną wszech czasów.
Tyle tylko, że on nie ma.
A to oznacza, że siła
psychopaty jest również jego piętą achillesową. Kiedy tylko
zostaje zauważony, rozpoznany, rozszyfrowany, traci moc blefowania.
Kiedy do gry wkracza wiedza, psychopata zostaje zdemaskowany i nie ma
już możliwości „nabierania” innych graczy. Smutne w tym
jest to, że nie ma on też możliwości nauczenia się z tego
doświadczenia czegokolwiek innego poza tym, jak swój blef
usprawnić i – następnym razem – uczynić bardziej
przekonującym. Psychopata nigdy nie wścieka się z powodu przyłapania
go na kłamstwie; interesuje się jedynie „minimalizowaniem
szkód” w sensie utrzymania możliwości dalszego
oszukiwania.
W modelu gry psychopaty
za „graczy” mogą być uznane społeczeństwa.
Wcześniejsze zachowania
społeczności będą przez psychopatę wykorzystane do przewidzenia
zachowań przyszłych. Podobnie jak indywidualny gracz, społeczeństwo
będzie mieć pewną szansę wykrycia oszustwa i mniej lub bardziej
dokładnie pamiętać, kto ich oszukał w przeszłości, jak również
bardziej lub mniej rozwiniętą skłonność do wzięcia odwetu na kłamcy i
oszuście. Ponieważ psychopata stosuje aktuarialne podejście, by
oszacować koszty i pożytki różnych zachowań (po prostu ile
może z tego mieć), to w jego kalkulacjach uwzględnione zostanie
raczej faktyczne zachowanie społeczności w przeszłości niż
jakakolwiek ocena ryzyka oparta o „obawy czy niepokoje” o
przyłapanie go i ukaranie, jakie odczuwaliby ludzie empatyczni przed
zrobieniem czegoś niedozwolonego.
Dlatego też, by
zredukować zachowania psychopatyczne w społeczeństwie i w rządzie,
społeczeństwo MUSI ustalić i przeforsować wysokie wskaźniki
wykrywania oszustw i rozpoznawania kłamców oraz gotowość do
odwetu. Innymi słowy, musi ono ustanowić pomyślną strategię
odstraszania.
Ponieważ psychopata
jest szczególnie niezdolny do podejmowania decyzji w oparciu o
przyszłe konsekwencje i może skupić uwagę jedynie na natychmiastowej
gratyfikacji – na krótkoterminowych celach – można
sobie z takimi osobami poradzić ustalając historię wymierzania
szybkiej społecznej odpłaty. To znaczy, rozpoznawanie i karanie
kłamców i oszustów musi być natychmiastowe, ale i
niezwłoczność ta musi być łatwa do przewidzenia.
I tu dochodzimy do
następującej kwestii: w realnym świecie, w świecie wielkoskalowych
interakcji społecznych, zredukowanie psychopatii u naszych przywódców
zależy od poszerzenia zbiorowej pamięci społeczeństwa o zachowaniach
indywidualnych graczy w przeszłości.
Jakikolwiek racjonalny
przegląd wiadomości ujawni, że kłamstwa i oszukiwanie nie są „ukryte”
tak dokładnie, jak chcieliby sądzić amerykańscy apologeci.
Nawet ci gorzej
poinformowani Amerykanie domyślają się, że śledztwo w sprawie
zabójstwa JFK z pewnością było lipne. W ostatnich latach do
„przekłamań” w raporcie przyznał się Gerald Ford, były
prezydent oraz członek Komisji Warrena i człowiek faktycznie nią
sterujący.
Potem była Watergate, a
po niej afera Iran-Contra, nie wspominając o aferze „Monica-gate”.
A to tylko niektóre z ważnych wydarzeń, znane wszystkim
Amerykanom.
Jakie konsekwencje
ponieśli ci krętacze oszukujący społeczeństwo?
Nie warte wzmianki. W
rzeczywistości, w niemal każdym przypadku zostali oni elegancko
nagrodzeni tym, co dla psychopaty wartościowe: pieniędzmi i dobrami
materialnymi. Jeśli ktokolwiek myśli, że publiczne zdemaskowanie
zawstydziło ich, niech to jeszcze raz przemyśli!
Ale KLUCZOWE w tym jest
to, że na ujawnienie kłamstw w rządzie Amerykanie po prostu NIE
odpowiedzieli jakimkolwiek oburzeniem, które mogłoby być
uznane za więcej niż zdawkowe. Obecnie nie ma nawet „symbolicznego
oburzenia”.
Czy nie uważacie, że to
dziwne?
My jednak już
wspomnieliśmy, co jest tego przyczyną: amerykański
sposób życia zoptymalizował przetrwanie psychopatii, a w
świecie psychopatów ci, którzy nie są genetycznymi
psychopatami, ulegają wpływom i zachowują się jak psychopaci, po
prostu, żeby przetrwać. Kiedy reguły ustawione są tak, żeby
społeczeństwo „dopasowało się” do psychopatii, z każdego
czyni to psychopatę. W konsekwencji, bardzo duża liczba Amerykanów
to faktyczni socjopaci. (Pojęcia „socjopata” używamy tu
dla określenia tych osób, które nie są psychopatami
genetycznymi.)
I tak oto mamy George'a
Busha i Trzecią Rzeszę, którzy przyglądając się reakcjom
Amerykanów na oszustwa, kalkulują, ile mogą dla siebie
wyszarpać.
A reakcji nie ma
żadnych, ponieważ ten system dostosował się do psychopatii. Inaczej
mówiąc, Amerykanie popierają Busha i jego agendę, ponieważ
większość z nich jest TAKA JAK on.
Jednakże jest tak nie
dlatego, że WSZYSCY się takimi urodzili, a dlatego, że psychopatia
jest niemal wymagana, by móc przetrwać w Konkurencyjnej,
Kapitalistycznej Ameryce.
W miarę jak
społeczeństwo się rozrasta i staje się bardziej konkurencyjne,
jednostki stają się bardziej anonimowe i bardziej makiaweliczne.
Społeczne rozwarstwienie i segregacja prowadzą do poczucia niższości,
pesymizmu i depresji wśród tych nieposiadających, a to
przyczynia się do korzystania w życiu ze „strategii
oszukiwania”, co z kolei czyni środowisko ogólnie
bardziej przystosowanym do psychopatii.
Psychopatyczne
zachowania niegenetycznych psychopatów można by rozpatrywać w
kategoriach skutecznej metody otrzymywania pożądanych środków,
poprawienia pozycji w lokalnej grupie, a nawet sposobu dostarczenia
stymulacji, którą ludzie odnoszący społeczne i finansowe
sukcesy znajdują w akceptowalnych wyzwaniach fizycznych i
intelektualnych. Inaczej mówiąc, psychopata jest znudzonym i
sfrustrowanym poszukiwaczem wrażeń, który „nie posiada
intelektualnej zdolności, by samemu się rozweselić czy zająć czymś
swój umysł”. Tacy ludzie mogą zacząć na niższych
szczeblach społeczno ekonomicznych, często jednak docierają na
szczyt.
W Ameryce na wiele
rodzin wywiera wpływ fakt, że praca, rozwód, albo jedno i
drugie, odsuwa jednego albo oboje rodziców od interakcji z
dziećmi przez większość dnia. Takie są konsekwencje
kapitalistycznej gospodarki.
Kiedy rodzice są
nieobecni - albo kiedy jeden z nich jest obecny, ale nie posiada
wystarczającej wiedzy - dzieci pozostawione są na łasce rówieśników
i kultury kształtowanej przez media. Przewodnikiem uzbrojonych w
dżojstiki i piloty do telewizorów dzieciaków zostają
filmy takie jak South Park i Jerry
Spinger czy gry typu Mortal Kombat na konsoli
Nintendo. Normalne początkowo dzieci stają się mniej wrażliwe na
przemoc, a te bardziej podatne na wpływy – dzieci z genetycznie
odziedziczoną psychopatią – popychane są w kierunku
niebezpiecznej mentalnej przepaści. Tymczasem rząd, na żądanie
rodziców i środowiska psychologów, regularnie ustanawia
prawa pozwalające nieletnim uniknąć konsekwencji za brutalne
zachowania.
Jeśli chodzi o przemoc
w mediach, tylko nieliczni badacze wciąż próbują kwestionować
fakt, że rozlew krwi w telewizji i w filmach ma wpływ oglądające to
dzieci. Teraz dodatkowo mamy jeszcze gry video oparte na schemacie
ścigania i zabijania. Dzieci, zaabsorbowane grafiką, uczą się
kojarzyć strugi „krwi” z główną gratyfikacją
osiągnięcia „wygranej”.
I znowu gospodarka
steruje rzeczywistością.
Podczas
gdy każdy chętnie przyzna, że w telewizji jest prawdopodobnie zbyt
wiele przemocy i że reklamy to zapewne zwykłe bujdy na
resorach, bardzo niewielu ludzi ma naprawdę pojęcie o rzeczywistej
naturze mediów i stopniu ich hipnotycznego wpływu. Jeszcze
mniej liczni mają jakiekolwiek pojęcie o celu, jaki stoi za tym
wpływem. W książce The
People's Almanac Wallace
i Wallechinsky piszą:
„Po
drugiej wojnie światowej telewizja rozkwitła... Zaangażowano
psychologów i socjologów do badania ludzkiej natury pod
kątem sprzedaży, inaczej mówiąc, by dowiedzieć się, jak
manipulować ludźmi tak, żeby nie czuli się manipulowani. Dr Ernest
Dichter, rektor Institute for Motivational Research Instytut
Badań nad Motywacją], w 1941 roku stwierdził... „odnoszące
sukcesy biuro reklamy manipuluje ludzkimi motywacjami i pragnieniami,
rozwija potrzebę posiadania towarów, których kiedyś
społeczeństwo w ogóle nie znało – których być
może wcale nie pragnie kupować.”
Dyskutując kwestię
oddziaływania telewizji, Daniel Boorstin napisał:
Oto mamy nareszcie
supermarket z zastępczym doświadczeniem. Udane programowanie oferuje
rozrywkę – pod płaszczykiem instrukcji; instrukcję – pod
płaszczykiem rozrywki; polityczne przekonania – z
atrakcyjnością reklamy; a reklamę – z atrakcyjnością sztuki
teatralnej.”
Zaprogramowana
telewizja służy nie tylko rozpowszechnianiu przyzwolenia i
konformizmu, ale reprezentuje przemyślane podejście przemysłu.”
[cytowane przez Wallace'a, Wallechinsky'ego]
Pomijając fakt, że
telewizja przypuszczalnie jest niezwykle szkodliwa dla dzieci, a
większość pogarszających się obecnie aspektów społecznych
można przypisać przedstawianemu w telewizji upadkowi wartości,
istnieje jeszcze głębszy i bardziej podstępny czynnik wpływający na
ludzką psychikę. Jak zacytowano, jest to zaplanowana i rozmyślna
manipulacja, mająca upowszechnić przytakiwanie i konformizm i
zahipnotyzować masy do podporządkowania się autorytetowi panów
gospodarki poprzez ich fałszywego proroka – telewizję.
Allena Funta,
gospodarza popularnego programu, Candid Camera, zapytano
kiedyś o najbardziej niepokojącą rzecz, jakiej dowiedział się o
ludziach, mając z nimi do czynienia przez lata pracy w telewizji.
Jego odpowiedź przyprawia o ciarki swoimi implikacjami.
„Najgorszą
rzeczą, i widzę to ciągle, jest łatwość, z jaką ludzie mogą być
kierowani przez jakąkolwiek postać z kręgów władzy, czy nawet
najpośledniejszego rodzaju autorytet. Dobrze ubrany mężczyzna wchodzi
po sunących w dół ruchomych schodach i większość ludzi odwróci
się i też z desperacją będą próbowali wchodzić... Postawiliśmy
na drodze znak „Dziś przejazd przez stan Delaware zamknięty”.
Kierowcy nawet tego nie kwestionowali. Pytali tylko: „Czy
otwarty jest stan Jersey?” [za: Wallace, Wallechinsky]
I tak rysuje się nam
obraz rozmyślnie zmanipulowanego społeczeństwa telewizyjnego
konformizmu, edukowanej i kreatywnej nieudolności oraz społecznego
niepokoju i dekadencji. To oczywiste, że media odpowiadają za
szerzenie tego stanu, a przez co one są kontrolowane?
Przez kapitalistyczną,
konkurencyjną gospodarkę.
Wydawałoby się, że w
interesie swoich klientów ci mistrzowie manipulacji zaplanują
programy pozwalające stworzyć korzystne warunki społeczne, co
rzeczywiście mogliby zrobić. Oczywiście najwyższa władza w
telewizyjnym programowaniu spoczywa w rękach reklamodawców
wspieranych przez te przedsiębiorstwa, których produkty są
sprzedawane. Zdawałoby się, że z tymi wszystkimi psychologicznymi
danymi, do których mają dostęp, wykorzystują programowanie do
poprawienia warunków społecznych, co kosztuje. Co roku wydaje
się ponad 25 miliardów dolarów, żeby robotników
- po ukończeniu przez nich edukacji w szkołach publicznych połączonej
z wpływem telewizji - nauczyć pisać i czytać. Przyjmuje się, że
rosnący wskaźnik przestępczości, który również kosztuje
tych przemysłowych gigantów ogromne sumy pieniędzy, w głównej
mierze daje się przypisać frustracjom i niezadowoleniu wywołanym
przez prezentowane powszechnie w telewizji fałszywe spojrzenie na
rzeczywistość.
Dlaczego nie
wykorzystują oni swoich środków finansowych na sponsorowanie
fachowców od motywacji, by ci wymyślili, jakie programy
mogłyby wywołać pozytywne zmiany?
Czy
to możliwe, że stan społeczeństwa, a w tym zaprogramowana
reakcja na „najmniejsze oznaki autorytetu” - są
zaplanowane? Czy ktoś chciałby podsunąć myśl, że nie mają oni dostępu
do tych liczb i badań dotyczących szkodliwego wpływu programowania i
że nie są świadomi tego, że to kosztuje ich pieniądze? Jeśli tak
faktycznie jest, to są oni zbyt głupi, by decydować o naszych
wartościach, w każdym razie powinniśmy ich kompletnie ignorować.
Jeśli jednak nie jest to prawdą, musimy założyć, że ta manipulacja
ma jakiś cel.
Istnieje sporo dowodów
na poparcie idei, że celem owej manipulacji jest stworzenie
psychologicznego i społecznego rozbicia - społecznej psychopatii,
wystarczającej, by dopuścić do ustanowienia rządu totalitarnego na
życzenie ludzi. Za tym idzie teoria, że ta „zamożna elita”
usiłuje zza kulis kontrolować cały świat i że to w tym celu sterują
oni i finansują różne działania, które masom wydają się
politycznymi i międzynarodowymi „wypadkami”.
F.D. Roosevelt
powiedział:
"W
polityce nic nie dzieje się przypadkowo; jeśli coś się dzieje, możesz
być pewien, że zostało to zaplanowane!”
A on mógł to
wiedzieć.
Istnieje sporo dowodów
na poparcie koncepcji, że wojny są wzniecane i prowadzone dla
dokonania redystrybucji pozostałości zakulisowej finansowej władzy i
że – chociaż podczas tych działań umierają nasi ojcowie,
bracia, dziadkowie, wujkowie, kuzyni i synowie – są one jedynie
gierkami „stosunków międzynarodowych” odgrywanymi
przez tych, którym pieniądze i pozycja dają absolutną władzę w
kształtowaniu naszej rzeczywistości w jakimś nikczemnym celu.
Psychiczne napięcia
naszego świata są już w naszych domach. Tam mogą one z łatwością
oddziaływać na każde dziecko, które wierzy, że „świat
wyrządził mi krzywdę” - odczucie pochodzące z rzeczywistości
istnienia – rzeczywistości stworzonej przez ekonomiczne naciski
wprowadzane poprzez Teorię Gier.
Czy istnieje jakieś
rozwiązanie?
Oczywistym rozwiązaniem
byłby świat, w którym psychopata – w rządzie czy w
społeczeństwie – byłby przynajmniej zmuszony odpowiadać za
nieetyczne postępowanie. Jednak modele teorii gier wskazują, że
egoizm jest zawsze najkorzystniejszą z możliwych strategii
reprodukowania jednostek.
Czy wrodzona
bezinteresowność ludzi mogłaby kiedykolwiek stać się trwałą
ewolucyjnie strategią?
Ogólnie rzecz
biorąc, zdolność oszukiwania, rywalizowania i kłamania okazała się
być zdumiewająco pomyślną cechą przystosowawczą. Dlatego też
koncepcja, że ciśnienie selekcji mogłoby kiedykolwiek spowodować
rozprzestrzenienie się w społeczeństwie świętości wygląda w praktyce
mało prawdopodobnie. Niewykonalnym wydaje się wygranie z genami,
które promują rywalizację. „Mili chłopcy” są
zjadani albo wprowadzani do hodowli i kojarzeni z innymi od nich.
Ludzie szczęśliwi, którzy są nieświadomi, są zjadani albo
wprowadzani do hodowli. Szczęście i uprzejmość są dziś cechami
zanikającymi, a nieszczęście i cierpienie tych, którzy są w
stanie prawdziwie odczuwać, którzy są empatyczni wobec innych,
którzy mają sumienie, są aż nadto powszechne. A psychopatyczne
manipulacje mają na celu nas wszystkich zmienić w psychopatów.
Pomimo to jednak,
predyspozycja do posiadania sumienia, etyki, moźe przeważyć, jeśli
- i wtedy, gdy - będzie jednocześnie w stanie wprowadzić w
życie najgłębszy poziom altruizmu: obiektem empatii uczynić wyższy
ideał – podnoszenie poziomu wolnej woli w sensie abstrakcyjnym,
przez wzgląd na innych, w tym naszych potomków.
Krótko
mówiąc, nasza „własna korzyść” powinna być poparta
zbiorowym zapewnieniem, że wszyscy inni też są szczęśliwi i
dobrze usposobieni oraz zapewnieniem, że dzieci, które
wydajemy na świat mają szansę na należne im naturalne szczęście i
wzajemną życzliwość.
Oznacza to, że jeśli
psychopatia zagraża pomyślnej przyszłości grupy, poradzić sobie z nią
można jedynie poprzez odmówienie jej zgody na zdominowanie
naszej istoty, przez każdego członka danej grupy z osobna. Ochrona
swojej wolnej woli w praktyce ostatecznie chroni wolną wolę innych.
Ochrona naszych własnych praw NA RÓWNI z prawami innych
gwarantuje stan wolnej woli i potencjalne szczęście wszystkich. Jeśli
zmutowani psychopaci stanowią potencjalne zagrożenie, to prawdziwa
empatia, prawdziwa etyka, prawdziwe sumienie nakazują użycie wobec
psychopatów profilaktycznej terapii.
Tak więc
zidentyfikowanie psychopaty, zerwanie z nim relacji, odcięcie go od
naszego środowiska, stanie się niedostępnym dla niego „pokarmem”
czy podmiotem kantu i wykorzystania - to jedyna i najskuteczniejsza
strategia, jaką możemy zastosować.
Dowody zdają się
wyraźnie wskazywać, że pozytywna przemiana ludzkiej natury nie dokona
się poprzez wielkie duchowe przebudzenie, społeczno-ekonomiczne
reformy czy spontaniczne pragnienie narodów świata, by być dla
siebie nawzajem miłymi. Jest jednak zupełnie możliwe, że na dłuższą
metę psychopatyczny program cierpienia poniesie porażkę, ponieważ
nieszczęście nie jest strategią trwałą. W stanie pogłębiającego się
nieszczęścia ofiary będą usiłowały od niego uciec, a usiłowanie to
doprowadzi ich ostatecznie do badania faktycznego stanu ich niedoli,
co z kolei może prowadzić do społeczeństwa inteligentnych ludzi,
którzy będą mieli grupową zdolność dokonania tego [pozytywnej
przemiany].
- - -
*"Pied
piper" to bohater niemieckiej baśni, która jest kanwą
jednej z opowieści braci Grimm, a także wiersza Browninga (i opery
"zaczarowany flet" - "the magic flute"). Był to
flecista, który obiecał miastu Hamelin pomoc w pozbyciu się
szczurów, kiedy jednak dokonał dzieła, miasto odmówiło
mu zapłaty. Flecista tak samo jak wyprowadził szczury, w odwecie
wyprowadził z miasta wszystkie dzieci, wabiąc je muzyką fletu. [link]
**nomotetyczny
(gr. nomothetikós ‘dotyczący prawodawstwa’), nauki nomotetyczne – wg klasyfikacji nauk W. Windelbanda i H. Rickerta –
nauki zajmujące się wykrywaniem, opisem i formułowaniem praw
ogólnych, niezmiennych; przeciwieństwo nauk idiograficznych
[których zadaniem jest opis i wyjaśnienie faktów
jednostkowych]. [link]
W psychologii podejście idiograficzne mówi o tym, że każdy przypadek jest wyjątkowy. Natomiast
podejście nomotetyczne (aktuarialne) stara się ustalić ogólne zależności między
zachowaniem a jego uwarunkowaniami, zależności dotyczące wszystkich
ludzi.
Testy
psychologiczne reprzentują własnie podejście nomotetyczne, ponieważ
określają szereg cech za pomocą, których można opisać każdego.
Psychologowie
stosujący podejście idiograficzne badają dlaczego ludzie zachowują
się różnie w tych samych sytuacjach. Tymczasem psychologowie
reprezentujący kierunek nomotetyczny dociekają co sprawia, że
pozornie tak różni ludzie w wielu sytuacjach zachowują się
podobnie. [link]