HOME



Drogi Czytelniku,

Jeśli szczerze interesuje Cię to, co publikujemy, i uważasz, że warto udostępniać ten materiał w wersji polskojęzycznej, a znasz angielski i znajdziesz trochę czasu - zapraszamy do współpracy!

Poszukujemy osób chętnych do współpracy przy przekładzie książki "The Secret History of the World" i do kilku innych projektów.

UWAGA!
Przeczytaj, zanim napiszesz do nas, albo jeśli nie otrzymałeś odpowiedzi.


Napisz do nas...


Kasjopea

Wstęp: 0 - 1 - 2 - 3 - 4 - 5 - 6 - 7

Kim są Kasjopeanie?

Zakochana egzorcystka - Opowieść wielu możliwości - Thomas French,
St. Petersburg Times

Najgroźniejsza idea na świecie

Forum Cassiopaea (anglojęzyczne)


- Polska strona Éiriú Eolas


FALA

Część:
0 - 1 - 2 - 3 - 4 -
  - 5 - 6 - 7 - 8 - 9 -
  - 10a - 10b - 10c -
  - 11 - 11b - 11c -
  - 11d - 11e - 11f -
  - 11g - 11h - 11i - 11i
  - rozdział 22 - 22 b


Psychopatia

Fragmenty "Psychopatologii"
PSYCHOPATA – Maska zdrowia psychicznego
Czym jest psychopata?
Protokoły patokratów
Oficjalna kultura - naturalny stan psychopatii?

Na blogu PRACowniA:

Ponerologia polityczna

Psychopatia Schizoidalna (fragment Ponerologii politycznej)
Charakteropatie - paranoidalne i in.
Ponerologia polityczna (Time for change)
  - cz. 2: Rola ideologii w rozwoju złowrogich reżimów (patokracji)
Nuda albo ekscytacja - rzecz o psychopatach
Strukturalna teoria narcyzmu i psychopatii - Laura Knight-Jadczyk
O "Ponerologii politycznej" - Laura Knight-Jadczyk, cz.1


Ezoteryka

Kasjopeanie odpowiadają na pytania o "Wniebowstąpienie"

Kasjopeanie na temat centrów energetycznych i czakramów - Laura Knight-Jadczyk

Historia seksu i uwagi ogólne - Lama Sing

Okłamywanie się, czyli stan ludzkiej maszyny - Henry See

Pierwsze wtajemniczenie - Jeanne de Salzmann

Rola negatywnych emocji w pracy nad sobą - Laura Knight-Jadczyk

Uwagi na temat niewłaściwej pracy centrów - Maurice Nicoll

Umiejętność rozeznania - Świat wewnątrz diabła

Borys Murawiew - Gnoza - fragmenty

Komentarz na temat "Gnozy" Murawiewa
  - Część 1


9/11 i nie tylko


VIDEO - Atak na Pentagon

Komentarze na temat Ataku na Pentagon - Laura Knight-Jadczyk

Teorie konspiracyjne rozkwitają w Internecie - Carol Morello, The Washington Post

Jakiś potwór tu nadchodzi

Osama, Szwadrony Śmierci i Największe Kłamstwo Wszechczasów


Tajemna historia świata


VIDEO - Tajemna historia świata

książka dostępna w języku:
english - français - espanol

polskim:

* Przedmowa
* Wstęp
* Rozdział 1 (a) (b)
* Rozdział 2 (NOWOŚĆ!)
* Rozdział 3
* Rozdział 4



Wysoka dziwność

książka dostępna w języku:
english - français

* Rozdział 1
* Rozdział 2
* Rozdział 3


Arkadiusz Jadczyk


Nasz BLOG PRACowniA z uzupełniającymi materiałami:

PRACowniA


Sztuka iluzji


Korespondencja
z Czytelnikami


Transkrypty sesji:

Rok: 1994 - 1995 - 1996 - 1997 - 1998-2001

Rok: 2011

Rok: 2012

Rok: 2018

Stary Index i niezweryfikowane sesje z 1994-95

 



Napisz do nas...


"Nie bójcie się o ścieżkę prawdy, bójcie się o brak ludzi, którzy nią kroczą."
Robert Francis Kennedy


"Przeczytałem dzisiaj wiadomości, o ludzie..."
John Lennon


Tyrania, która osiągnęła największy sukces to nie ta, która używa siły do zapewnienia jednorodności, ale ta, która usuwa ze świadomości inne możliwości i sprawia, że wydaje się niewyobrażalne to, iż istnieją inne drogi, i która usuwa poczucie, że istnieje coś poza tym.
Allan Bloom
Zamykając amerykanski umysł


"Niebezpiecznie jest mieć rację w sprawach, w których ustanowione władze się mylą."
Voltaire


Wiara świadomości jest wolnością
Wiara uczuć jest słabością
Wiara ciała jest głupotą.

Miłość świadomości wywołuje taką samą reakcję
Miłość uczucia wywołuje przeciwną
Miłość ciała zależy jedynie od typu i biegunowości.

Nadzieja świadomości jest siłą
Nadzieja uczuć jest niewolnictwem
Nadzieja ciała jest chorobą.
Gurdżijew


Metoda nauki ezoterycznej jest taka sama jak nauki pozytywnej: obserwacja, krytyczna analiza tejże obserwacji i rygorystyczna dedukcja w oparciu o ustalone fakty.
Murawiew, Gnoza vol.1


Zycie jest religią. Doświadczenia życiowe odzwierciedlają sposób, w jaki wchodzi się w interakcję z Bogiem. Ci, którzy są uśpieni, to ci, którzy prezentują małą wiarę w swych interakcjach z kreacją. Niektórzy myślą, że świat istnieje, by mogli go przezwyciężyć, zignorować lub wyłączyć. Dla tych jednostek światy przestaną istnieć. Staną się oni dokładnie tym, co sami wnoszą w życie. Staną się jedynie snem w 'przeszłości'. Ludzie, którzy zwracają dokładnie uwagę na rzeczywistość obiektywną, na prawo i lewo, staną się rzeczywistością 'Przyszłości'.
Kasjopeanie, 28-09-2002


Otrzymywanie informacji o nowościach na witrynie!

Kanał RSS Kasjopea




Cykl Artykułów Pod Tytułem

FALA

Rozdział XXI

Uderzenie Czarnej Błyskawicy...

albo

Marjoe Gortner spotyka się z Tedem Patrickiem... (kontynuacja)


W 1931 roku Aldous Huxley napisał "Nowy wspaniały świat", gdzie stwierdził:

"Dawni dyktatorzy upadali, ponieważ nie byli w stanie zapewnić swoim obywatelom wystarczającej ilości chleba, igrzysk, cudów i tajemnic. Nie posiadali także skutecznego systemu manipulacji umysłu".

Pod rządami dyktatu nauki edukacja naprawdę zadziała - z takim skutkiem, że większość ludzi pokocha swoją niewolę i nigdy nie zamarzy o rewolucji. Wydaje się, że nie ma powodu, dla którego należałoby obalić czysto naukową dyktaturę.

Aldous Huxley dość szybko powiązał doznania osób zażywających środki psychodeliczne z doświadczeniami mistycyzmu Wschodu i z wielkim hukiem wybuchła bomba podnoszenia świadomości. Na czele pochodu "nakręconych i dostrojonych" pojawili się Timothy Leary i Richard Alpert (aka Baba Ram Dass) ze swoim LSD i innymi modnymi cudami.

Abraham Maslow stał się czołową postacią nowej fali pragnących wypełnić pustą rzeczywistość szczytowymi doświadczeniami. Maslow przywoływał leki psychodeliczne jako środek, dzięki któremu nawet zwykli ludzie mogą doświadczyć trochę tego, co mistycy Wschodu doskonalili latami. Teraz można to mieć podczas weekendowego seminarium w Big Sur lub studiując korespondencyjnie za jedyne 29,95 dolarów za lekcję. Co za interes!

Szczytowe doznania - doznania, doznania, doznania - stały się garncem złota na końcu tęczy lat 60. ubiegłego wieku. Nikt nie musiał już poddawać się egzystencjalnej rozpaczy. Każdy mógł stać się duchowym podróżnikiem i pozostawać dłużej w sferach świadomości, o których dotąd tylko słyszał i to jedynie w formie zawoalowanych, tajemniczych aluzji, przekazywanych przez stulecia. Z taśmy produkcyjnej techno-duchowości spadały grupy spotkaniowe, radykalne terapie oraz stare i nowe kombinacje teorii i praktyk. Nieuchwytny duch został ujarzmiony. Każdy mógł wzbudzić w sobie pożądane doznania, manipulując świadomością na podstawowym poziomie psychicznym. Mniejsza z tym, że wszystko to pomijało kluczowe procesy przemyśleń i podejmowania świadomych decyzji!

Z racji swojej natury cała ta machina techno-duchowości działa bez jakiegokolwiek udziału krytycznego myślenia, wykorzystując bezdenną otchłań uczuć i emocji - istotę pierwotną. Mniejsza z tym, że w większości są to emocje negatywne, pomieszane, niepokojące i straszne. Bierzmy wszystko jak leci i bawmy się!

Każda z tych licznych wymyślonych wówczas technik była w stanie wyprodukować taki czy inny emocjonalny haj. Były niekończące się szczytowe doznania i dramatyczne załamania osobiste. Mieszanki Zen, jogi, medytacji i prochów z czysto mechaniczną technologią stanowiły istną przygodę dla świadomości. Był tylko jeden problem - pośrodku całego tego szczytowania, odlotu, nakręcania się i dostrajania, ekstazy i kontaktów, wielu ludzi natykało się na rzeczy, których być może nie należało budzić. Naruszono granice niedostrzegalnych i przerażających sfer świadomości.

William Chittick, tłumacz dzieł wielkiego sufiego Shaykha, Ibn al-'Arabiego, napisał:

W dzisiejszych czasach większość ludzi zainteresowanych duchowością Wschodu pragnie "doświadczenia", chociaż sami mogą cel swoich poszukiwań nazywać intymną komunią z Bogiem. Ci, którzy obeznani są ze standardami i normami doświadczenia duchowego, ustanowionymi przez takie ścieżki dyscypliny, jak sufizm, są zwykle przerażeni widząc, jak ludzie Zachodu chwytają się każdego zjawiska, wykraczającego poza domenę normalnej świadomości, jako przejawu "duchowości". W rzeczywistości, w niewidzialnym świecie istnieją niezliczone sfery, niektóre z nich daleko bardziej niebezpieczne niż najgorsze dżungle świata widzialnego.

"Tak więc strzeżcie się bracia przed nieszczęściami tego miejsca, bo niezmiernie trudno je rozpoznać! Duszy miejsce to zdaje się słodkie, a kiedy się już w nim znajdzie, zostaje omamiona, bowiem całkowicie się w nim rozmiłowuje". (Futuhat III 38.23, w Chittick, 1989, 263)

Pod koniec lat 60. ruch na rzecz rozwoju potencjału ludzkiego stał się istną mieszanką religii, nauki, mistycyzmu, magii [tej enochiańskiej] i "okultyzmu". Zażywanie narkotyków wymknęło się spod kontroli, techniki zaczęły wykazywać poważne wady, prowadząc do licznych tragedii, kończących się zbrodnią lub szaleństwem, a cała ta idea stawania się psychicznymi nadludźmi zaczęła gwałtownie schodzić na psy.

Obietnica lat 60. popadła w bezcelowy bezwład - podstarzali hippisi żyjący w komunach, splatający swoje siwe kosmyki i pogrążeni w lubieżnych wizjach z udziałem słodkich małolat, przypalają kolejną fajeczkę z marihuaną i wspominają stare dobre czasy w Esalen.

Ale czekajcie! Coś jeszcze się tu wydarzyło! Pamiętajcie, to Ameryka, ojczyzna wolnego. rynku. Wielu ludzi zauważa, że rozprzestrzenianie się newage'owego ruchu na rzecz rozwoju świadomości, jakie następnie miało miejsce, było wynikiem dostrzeżenia przez wielki biznes możliwości zarobienia masy pieniędzy na rozwoju płytkiej psychoanalizy i psychodramy, sprzedawanych w nowych opakowaniach. W rzeczy samej, na Madison Avenue odbywała się masowa dystrybucja i marketing takich rzeczy, jak Dynamika Umysłu, Arica, Kontrola Umysłu Metodą Silvy, Medytacja Transcendentalna i tak dalej, i tak dalej. Indywidualni przedsiębiorcy poznali się na rzeczy. Jednak jest tu coś więcej, niż widać na pierwszy rzut oka. To ważne dla naszego tematu, więc cierpliwości.

Otóż wielu zranionych psychicznie ludzi pobiegło z powrotem prosto w ramiona swej dziecięcej wiary; ale znacznie więcej padło ofiarą takich czy innych sekt, uszczęśliwionych, że mogą ich przyjąć i załatać im dziury w psychice lub zorganizować im kilka weekendów dawania świadectwa na ulicach i nawracania innych metodą chodzenia od drzwi do drzwi. To dziwne, ale większość tych nowych sekt była po prostu odmianą starych. Zamiast Jezusa przybywającego nas zbawić, mieli to zrobić kosmici.

Wiele kultów, a nawet starych religii, wykorzystało nowe strategie marketingowe i wypolerowało swoje wizerunki, po czym posłało swoich ludzi, żeby reklamowali kursy, i dalej, żeby organizowali fundusze i napędzali rekrutów. Na przykład grupa Hare Krishna zatrudniła nawet własnych roznosicieli ulotek.

A więc znów trwał wyścig. Z tym, że teraz to było jak kupowanie Coca-Coli. "Przerwa, która odświeża" - właśnie tutaj, na tym zestawie taśm, kursie poszerzania świadomości, czy praktykach rytualnych. Stało się to formą duchowej masturbacji, gdzie każdy zaspokajał w odosobnieniu swoje własne potrzeby. Wkładało się okulary stereoskopowe, słuchało taśmy z nagraniami do podróży astralnych, nawiązywało się kontakty channelingowe - każdy ze swoim własnym przewodnikiem duchowym - i osiągało się euforię bez konieczności opuszczania farmy. Można było zmieniać wierzenia, tworzyć własne rzeczywistości i korespondencyjnie rozpieszczać swoje wewnętrzne dziecko. O kurczę!

Nikt chyba jednak nie mówi o tym, że efektem tych tak zwanych wzlotów świadomości mogą być zmiany zachodzące w naszym świecie. Nikt nie chce rozmawiać o trudnej rzeczywistości i o tym, co się naprawdę tu dzieje. Jeden z moich korespondentów przedstawił to tak dobrze, że przytoczę jego komentarz:

Sądzę, że dostrzegam bezmiar tego, co jeszcze parę lat temu nigdy by się nie wydarzyło. Gdziekolwiek spojrzę, kiedy widzę okoliczności, reakcje i wydarzenia, w mojej głowie wybucha myśl: "Co się tutaj do licha dzieje?" Pozwólcie, że wymienię to, co widzę:

Nowożytne rzymskie widowisko Elianów, O.Jów i Monik

Urok dzisiejszej anty-muzyki - muzyki, która odwołuje się do najbardziej prymitywnych ludzkich emocji i reakcji

Opium bezmyślnego brzęczenia i migotania wszechobecnej telewizji

Kusząca marchewka zmanipulowanej i ukartowanej gospodarki

Apatyczny stosunek do rządu i jego nic nieznaczących komunałów

Wzrost brutalności i ataków ze strony bliskich i najmniej podejrzewanych źródeł, które zdają się być projektami sił zewnętrznych i mają na celu dostarczanie energii podsycającej szaleństwo, jak również zawracanie poszukiwaczy świadomości i zrozumienia ze ścieżki odkrywcy.

Ciemna strona geniuszu Tesli

Łatwy dostęp przez internet do pornografii i upowszechnianie się cyber-seksu jako opcji mającej zastąpić realne życie

Do powyższego dodałbym, że:

Jeden na stu Amerykanów siedzi w więzieniu - rzecz niespotykana w naszej historii

Liczba ludzi zażywających leki na receptę - środki wpływające na umysł - jest jeszcze większa niż ilość ludzi fizycznie osadzonych w więzieniach

Zachowania dzieci, jeszcze niedawno uważane za normalne, są obecnie jednostką chorobową, wymagającą leczenia farmaceutycznego

Mnożenie się gangów obejmujących wszystkie grupy społeczne, podczas gdy wcześniej zjawisko to występowało jedynie wśród najbiedniejszych i społecznie upośledzonych

Nasilanie się przemocy wśród dzieci, które stają się brutalne znacznie wcześniej niż kiedyś

Masowe morderstwa tak się upowszechniły, że już nawet nie trafiają na pierwsze strony gazet!

Jeśli już o tym mowa, to co się dzieje ze sposobem ubierania się dzieci? W zasadzie, nie dotyczy to wyłącznie dzieci, jest wszechobecne. Jakby ludzie wstali wcześnie rano i pod wpływem Madison Avenue i mistrzów motywacji w zakresie chciwości i zwyrodnienia decydowali, w co się ubrać, jak uczesać i jak ozdobić ciało w możliwie najbardziej odpychający sposób.

Ciągle wzdrygam się na widok ekspedientów obwieszonych kolczykami, pokrytych tatuażem bardziej przypominającym plamy brudu albo siniaki niż wytwór sztuki, z fryzurami jakby wyszły spod rąk Huna Attyli i makijażem w wykonaniu Włada Palownika (Drakuli). Młodzi ludzie wyglądają w swoich ubraniach jak wyrzutki z Oklahomy z czasów burzy pyłowej i wielkiego kryzysu. Z każdej części ciała dochodzi brzęk łańcuszków i kawałków metalu, kiedy prezentują swoje ozdoby rówieśnikom, co przywodzi na myśl połączenie wojowników starożytnej Mongolii z ocaleńcami z obozów koncentracyjnych.

I zdecydowanie nie jest to sposób na "wyrażenie siebie", jak twierdzą, skoro stanowi to rodzaj uniformu. Zapotrzebowanie na taki sam wygląd, na ubrania tej samej marki, kolczykowanie tych samych części ciała, czy na wymyślenie nowego i jeszcze bardziej dziwacznego sposobu na osiągnięcie tegoż efektu, przygnębia każdego znanego mi rodzica. Sama musiałam wyznaczyć granicę i powiedzieć moim dzieciom, że nie siądą ze mną do stołu, jeśli od ich wyglądu będzie mi się przewracało w żołądku. 

Kto - albo co - jest źródłem inspiracji dla tych przejawów czysto barbarzyńskiego, mechanicznego zachowania? Kto zmienia ludzkość w istoty akceptujące to, w co oblekano niewolników, jakby był to ostatni krzyk mody? Co więcej, skąd bierze się przekonanie, że coś w ten sposób wyrażają i że jest to atrakcyjne? Co się dzieje, że okaleczanie się i oszpecanie, ogłupiająca i denerwująca muzyka, oraz najzwyczajniej brzydkie rzeczy uważa się za normalne? Nie tylko normalne, ale wręcz atrakcyjne?

Chociaż może to brzmieć jak tyrada, przyjrzyjcie się temu bliżej i spróbujcie się zastanowić, co ta tendencja mówi o naszym społeczeństwie. Co nam to mówi? Ci, którzy dali się wciągnąć w tę newage'ową żyłę złota, chyba wyłączyli umysł, a skutki dla ich potomstwa są przerażające. Staliśmy się częścią rzeczywistości, gotową do oddania się pierwszemu "silnemu", jaki pojawi się ze znakami i cudami. Kiedy ponownie przemyślimy całe to "budzenie się Ameryki", dojdziemy do wniosku, że źródła tego ruchu leżą gdzieś w sferze sztuki. Zobaczmy, co powiedzieli na ten temat Kasjopeanie:

21 września 1996

P: (T) Czy w filmie ID4 [Independence Day, Dzień Niepodległości] jest coś istotnego?

O: Pewnie.

P: (L) Jaka była pierwotna intencja twórców tego filmu? Główna wiadomość, jaką mieli do przekazania?

O: Natchnąć schematy myślenia [planszeta kilkakrotnie zawirowała] koncepcją obcych. Część większego projektu pod nazwą "Project Awaken" (Operacja Budzenie).

P: (L) Kto stoi za tym projektem albo kto mu przewodzi?

O: Panteon Thora. Wybrani terminatorzy w celu przeniesienia skalowania częstotliwości oświecenia.

P: (L) Czy jest to grupa STS, czy STO?

O: Jedno i drugie.

P: (T) Pracują razem? Dwustronni?

O: Nie.

P: (J) Wiedzą o sobie nawzajem? O tym, że nad tym pracują?

O: Tak. Jest w tym więcej, niż moglibyście sobie wyobrazić. Armia aryjskich projektorów psychicznych.

P: (L) Co takiego projektują?

O: Siebie... Prosto w czyjś umysł.

P: (L) A co odczuwa człowiek, któremu projektują się w umysł?

O: Inspirację.

P: (L) Inspirację do czego?

O: I...

P: (L) Żeby coś zrobić i zrozumieć, czy żeby coś zacząć postrzegać?

O: Tak.

P: (L) Jak liczna jest ta armia?

O: 1,6 miliona.

P: (L) Kiedy dokonuje się tej projekcji w czyjś umysł, skąd ona idzie?

O: Głównie spod ziemi.

P: (L) Czy są to istoty z trzeciej, czy z czwartej gęstości?

O: Z obu.

P: (T) Chcę wrócić do pytania. Jeśli sami mogą dokonywać tych projekcji, jaki sens ma ten film?

O: Nie, źle zrozumiałeś... To intensywna działalność, mająca wywrzeć wpływ na wyższe siły twórcze.

P: (L) Czy było w tym filmie coś podprogowego? Coś, co otworzyło jakieś drzwi?

O: Oczywiście. Nie u ciebie, ale u innych.

P: (L) Co dało nam odporność?

O: Wy macie już wiedzę.

P: (L) Co to za wyższe siły twórcze, które potrzebują jakiegoś wpływu, albo którym przydałby się taki wpływ?

O: To te, które są zaangażowane w kreatywne sztuki artystyczne.

P: (L) Innymi słowy, ta grupa używa swojej zdolności projekcji do wpłynięcia na tych, którzy zaangażowali się w sztukę, tak żeby tworzyli rzeczy, które następnie wywrą wpływ na ludzi. Tak?

O: Tak.

P: ( L) Można powiedzieć, że stymulują ludzi w pozytywny sposób?

O: Być może.

P: (J) Czy można powiedzieć, że stymulują ludzi w negatywny sposób?

O: Być może.

P: (L) Czyli pewnie po części jedno i drugie. Mówicie, że my jesteśmy na to uodpornieni, bo posiedliśmy już wiedzę. Kiedy mówicie, że mamy już wiedzę, czy chodzi o wiedzę o obcych, ich światach, ich możliwościach i tak dalej?

O: Tak.

Interesujące. Faktycznie, mamy tu do czynienia z działaniami zarówno STS, jak i STO. A kiedy uwzględni się czynnik podróży w czasie, sprawa staje się jeszcze bardziej interesująca.

W kategoriach programowania umysłu zawsze pojawia się pytanie o to, co zrobiono za pośrednictwem mediów. Wielu zwolenników teorii spiskowych ma pewność, że jesteśmy tą drogą złośliwie manipulowani. Ale prawdę powiedziawszy, nie trzeba szukać aż tak daleko.

6 listopada 1994

P: (L) Jesteśmy świadomi tego, że media manipulują nami. Chcielibyśmy wiedzieć, jakich metod używają i jaki mają cel? Jakich środków technicznych używają, żeby dokonać umysłowej manipulacji za pośrednictwem telewizji czy kina?

O: Przeważnie zwykłe wizualne i werbalne bombardowanie.

P: (L) Czy w telewizji i kinach używa się podprogowego wszczepiania idei?

O: Tak, ale na ogół nie jest to potrzebne.

P: (L) A muzyka, której słuchają dzieci, czy próbuje się je programować za pośrednictwem tego medium?

O: Tak.

P: (L) Czy używają środków podprogowych?

O: Tak.

P: (L) Czy używają sygnałów elektronicznych?

O: Tak.

P: (L) Czy korzystają z sygnałów elektronicznych w programach telewizyjnych?

O: Korzystali, ale niezbyt często.

(L) Czy wysyła się jakieś sygnały przez nadawany próbny sygnał alarmowy?

O: Nie.

Przytoczę teraz kilka dość długich ustępów z książki Richarda Dolana "UFOs and the National Security State" (UFO i państwo bezpieczeństwa narodowego). Książka ta ukazała się już po opublikowaniu pierwszego wydania cyklu "The Wave" (Fala) i nie tylko potwierdziła moje ówczesne hipotezy robocze, ale i dodała ważne szczegóły, które pomogły nam zrozumieć problemy, z którymi się borykaliśmy.

[national security state - powojenne państwo, gdzie niemal wszystkie aspekty życia politycznego, gospodarczego, intelektualnego i społecznego są zdominowane przez względy obrony narodowej i dążenie do utrzymania establishmentu obronnego w stanie gotowości do ochrony państwa przed wszystkimi przybyszami. - Oxford Dictionary of the US Military. Więcej - w przypisach na końcu tego odcinka]

W okresie od lat czterdziestych do siedemdziesiątych ubiegłego wieku personel militarny Stanów Zjednoczonych i wielu innych krajów napotykał niezidentyfikowane obiekty latające, dostrzegając je zarówno gołym okiem, jak i na ekranie radaru, czasem w dość niewielkiej odległości. Nie były to odosobnione przypadki - były ich setki, może nawet tysiące. Czasem był to jedynie sygnał na ekranie radaru o zarejestrowaniu obiektu poruszającego się z niewyobrażalną prędkością i wykonującego niemożliwe manewry. Czasem następowało naruszenie chronionej przestrzeni powietrznej. Często wiązało się z wysłaniem jednego lub większej liczby myśliwców w celu przechwycenia obiektu. Niekiedy członkowie załogi utrzymywali, że widzieli metaliczny obiekt w kształcie dysku, czasem z iluminatorami, czasem ze światłami, który częstokroć wykonywał coś w rodzaju inteligentnych uników. W pojedynczych wypadkach dochodziło do katastrofy i odszukania obiektu UFO. W kilku innych dochodziło do zranienia, a nawet śmierci personelu wojskowego. W znakomitej większości wypadków odnotowanych w książce "UFOs and the National Security State"personel wojskowy twardo stał na stanowisku, że to, co widzieli, nie było zjawiskiem naturalnym.

Jest to oczywiście poważna sprawa i tak właśnie była traktowana przez grupy, które możemy nazywać państwem bezpieczeństwa narodowego. CIA, NSA i wszystkie oddziały wywiadu wojskowego otrzymywały raporty o UFO i traktowały tę kwestię jako przedmiot poważnego zainteresowania. Istnieją także dowody, dostarczone przez byłego szefa operacji Blue Book (niebieska księga), Edwarda Ruppelta, istnienia supertajnej grupy, mającej dostęp do wszystkich danych na temat UFO - grupy, która rozciągała się na świat rządu, wojska i przemysłu.

Jednocześnie, na wyłączny użytek opinii publicznej wojsko tworzyło fikcję, że nie ma powodu przejmować się problemem UFO ani zielonymi ludzikami. Fikcja ta, wspierana twardą ręką oficjalnych mediów i oficjalnej kultury, miała przekonać społeczeństwo, że operacja sił powietrznych "Project Blue Book" jest właściwym narzędziem do wejrzenia w ten czysto akademicki problem. Blue Book była zasadniczo narzędziem public relation (kontaktu ze społeczeństwem), a nie ciałem dochodzeniowym. Przez cały okres swojego istnienia miała za zadanie obalać [.]

Pewna agencja wywiadowcza, najprawdopodobniej CIA, wniknęła w cywilne grupy zajmujące się UFO [.] W roku 1952 Coral Lorenzen założyła w Sturgeon Bay, w stanie Wisconsin, Organizację do Spraw Badania Zjawisk Powietrznych (APRO), która wkrótce stała się jedną z najbardziej wpływowych i poważanych amerykańskich organizacji zajmujących się UFO. Na kilka miesięcy przed ukazaniem się ich pierwszego numeru czasopisma "APRO Bulletin" pewien mężczyzna, twierdzący, że w przeszłości miał powiązania z wywiadem, stał się aktywnym poplecznikiem organizacji i próbował poprowadzić ją w "sfery metafizycznych poszukiwań". Coral Lorenzen powiedziała, że "delikatnie odparowała" te próby. Jakiś czas później, na otrzymanym od niego liście, odkryła lekkie wytłoczenia i użyła miękkiego ołówka, żeby odcyfrować coś, co wyglądało jak raport wywiadu na jej temat. Latem 1952 dwóch podejrzanych mężczyzn, udających malarzy szukających zlecenia, zawołało ją i wciągnęło w rozmowę. Nie wydawali się jednak zainteresowani sprzedażą usług. Kiedy wyszli, zaparkowali samochód w miejscu, skąd mieli dobry widok na tył jej domu. Tego samego dnia ci sami mężczyźni odwiedzili skarbnika i sekretarkę APRO, ale chyba nie zawitali do żadnego innego domu w sąsiedztwie.

Warto wspomnieć, że do 1952 roku 74 procent pieniędzy CIA (i 60 procent personelu) było zaangażowane w tajne operacje. Wbrew ustawie o bezpieczeństwie narodowym z 1947 roku (National Security Act), zastrzegającej, że działalność CIA ma być ograniczona do działań poza granicami Stanów Zjednoczonych, agencja zinfiltrowała i sfinansowała wiele amerykańskich grup związkowych, biznesowych, kościelnych, uniwersyteckich, studenckich i kulturalnych, zazwyczaj wykorzystując różne fundacje w roli pośrednika, przez którego przechodziły pieniądze. W roku 1952 CIA zaczęła otwierać listy w ramach nowego programu, znanego jako "HT Lingual", który namierzał korespondencję obywateli USA z krajami komunistycznymi. Przez 21 lat, z pomocą FBI, w ramach programu sfotografowano dwa miliony kopert i otwarto 215 tysięcy listów. Nikt, nawet prezydent, nie był wyjątkiem. Również do roku 1952 CIA używała niczego nieświadomych ludzi do testowania działania LSD [.]

W marcu 1965 roku [...] agenci FBI otrzymali zadanie stworzenia listy zaufanych dziennikarzy, których można by zaangażować w program COINTELPRO. W międzyczasie Hoover zbierał informacje o antywojennych grupach oraz o członkach Kongresu. Tegoż lata agenci amerykańskiego wywiadu wojskowego rozpoczęli infiltrację i szpiegowanie szerokiej rzeszy grup politycznych, przy udziale ponad 1000 śledczych i 300 oficerów kolekcjonujących podejrzane wypowiedzi polityczne. [.]

Z kolei CIA kontrolowała armię 36 tysięcy ludzi [.] co kosztowało prawdopodobnie 300 milionów dolarów rocznie. Chociaż Kongres nigdy nie zatwierdził tej działalności, nie było powodu do obaw, zważywszy na tajny budżet agencji i jej niezliczone prywatne źródła dochodów.

Program HT Lingual pozostał agresywny. Do wczesnych lat 70. [XX wieku] w samym tylko Nowym Jorku sprawdzano ponad 2 miliony przesyłek rocznie, sfotografowano ponad 30 tysięcy kopert i otwarto 8-9 tysięcy listów. W 1971 roku dyrektor CIA Richard Helms ogłosił publicznie - co zdarzało się rzadko - że CIA nie bierze na cel obywateli i grup amerykańskich. "Naród musi w pewnym stopniu przyjąć na wiarę - powiedział - że my, stojący na czele CIA, jesteśmy ludźmi honoru, oddanymi służbie na rzecz narodu".

W międzyczasie guru CIA od kontroli umysłu, Sid Gottlieb, mocno zainteresował się elektryczną stymulacją mózgu i starał się o wsparcie Helmsa w tej sprawie. Przyświecającą temu ideą było programowanie ludzi do atakowania i zabijania na komendę, a służyć temu miała operacja CIA pod kryptonimem Often.

W ramach operacji Shamrock NSA sprawdzało ponad 150 tysięcy telegramów miesięcznie [.]

Hoover miał coraz większą paranoję na punkcie możliwości zdemaskowania ogromnych rozmiarów działalności FBI i wiosną 1970 roku zerwał wszystkie związki z CIA, a wkrótce potem ze wszystkimi innymi agencjami wywiadowczymi [.]

Jednym z najtrwalszych celów Nixona była reorganizacja społeczności wywiadowczej - ogromne przedsięwzięcie. Najsłynniejszym rezultatem jego wysiłków był Plan Hustona, zawdzięczający swą nazwę Tomowi Hustonowi, za którego plecami próbował się ukryć Nixon. W czerwcu 1970 roku w Gabinecie Owalnym Białego Domu odbyło się spotkanie, w którym wzięli udział wszyscy główni gracze: Haldeman, Ehrlichmann, Huston oraz szefowie wywiadu Hoover (FBI), Helms (CIA), admirał Noel Gaylor (NSA) i generał broni Donald Bennet (DIA). Nixon dał jasno do zrozumienia, że oczekuje od agencji maksymalnego zaangażowania w działania wymierzone przeciwko rodzimym dysydentom. W tym celu powołano specjalną grupę roboczą Inter Agency Committee on Intelligence (ICI), której przewodził Hoover. Jednak nawet budząca respekt obecność ostrożnego wówczas Hoovera nie zdołała zapobiec jej daleko posuniętym zaleceniom: rozszerzenia akcji tajnego otwierania poczty, powrotu do nielegalnych wtargnięć, włamań, kontroli elektronicznej wobec Amerykanów i przebywających w USA obcokrajowców, oraz rozszerzenia misji wojskowego kontrwywiadu.

Nixon zaaprobował plan w połowie lipca, ale nie podpisał go, nie podpisali go również Haldeman i Ehrlichmann. W takim razie, kto w Białym Domu umieścił swoje nazwisko, autoryzując ten dramatyczny plan? Był to młody członek ekipy Nixona, Tom Huston. 23 lipca Hoover z łatwością storpedował plan, obwieszczając, że oczywiście przyklaśnie wszystkiemu, jak tylko otrzyma od prezydenta pisemną autoryzację dla wszystkich tych włamań i podsłuchów. Tak więc plan "zinstytucjonalizowanych włamań w ramach polityki prezydenckiej" upadł. W praktyce jednak nie stanowiło to dużej różnicy, ponieważ agencje te i tak już angażowały się w takie praktyki, a teraz chciały jedynie zdobyć ich zatwierdzenie. Nie zaprzestały swojej działalności z tego prostego powodu, że nie spotkały się z żadnymi sankcjami. W niektórych wypadkach wręcz rozszerzyły swoje działania.

Pierwsze rysy pojawiły się w roku 1971. Przy rozpowszechnionych włamaniach wywiadu Hoover zakończył w kwietniu operację COINTELPRO - bynajmniej nie z powodu jej niestosowności, ale ze strachu, że zostanie ujawniona. Biuro [FBI] nie przestało być napastliwe wobec osób namierzonych w ramach operacji, ale było mniej systematyczne. Obawy Hoovera okazały się uzasadnione. W maju 1971 roku włamywacze wdarli się do biura terenowego FBI w Media, w Pensylwanii, wynieśli z niego około tysiąc dokumentów i zdemaskowali prowadzoną przez FBI inwigilację grup murzyńskich, studenckich, radykalnych, a także innych dokuczliwych ugrupowań. Słowo "COINTELPRO" wydostało się na zewnątrz, do społeczeństwa.

Następnie, 13 czerwca 1971 roku, "New York Times" zaczął publikację serii bardzo wrażliwych dokumentów, znanych jako Pentagon Papers. Dotyczyły one tajnej historii wojny w Wietnamie, a Biały Dom natychmiast przystąpił do próby obsmarowania i zdyskredytowania Daniela Elsberga, za sprawą którego wyciekły te dokumenty. We wrześniu grupa Amerykanów kubańskiego pochodzenia, powiązana z CIA, wraz z G. Gordonem Liddym i E. Howardem Huntem, włamała się do biura psychiatry Elsberga. Ludzie ci, tzw. "grupa hydraulików", byli osobistym oddziałem Nixona do tajnych akcji. W kwietniu 1972 roku ktoś włamał się do domu korespondenta CBS z Białego Domu, Dana Rathera, i niemal na pewno byli to ludzie Nixona. 

Również w kwietniu 1972 dwukrotnie włamano się do rezydencji J. Edgara Hoovera. Według biografa Hoovera, Anthony'ego Summersa, podczas drugiego włamania do osobistych kosmetyków Hoovera dodano truciznę (tiofosforan). Ten związek chemiczny wykorzystuje się w preparatach owadobójczych i jest silnie toksyczny w razie spożycia, wdychania, czy wchłonięcia przez skórę. Wywołuje fatalny w skutkach atak serca, a wykrywalny jest wyłącznie w drodze autopsji, wykonanej w ciągu kilku godzin od chwili zgonu. J. Edgar Hoover zmarł między godz. 2 a 3 w nocy, 2 maja 1972 r. Sekcji zwłok nie przeprowadzono, a oficjalną przyczyną zgonu było zatrzymanie akcji serca, chociaż lekarz Hoovera twierdził, że cieszył się on dobrym zdrowiem. Tamtego ranka około dwudziestu agentów rządowych systematycznie przeszukało rezydencję, ale sekretarka Hoovera zniszczyła ogromną ilość dokumentów, zanim ktokolwiek do nich dotarł. W kręgach władzy Hoovera gloryfikowano i traktowano jak bohatera i do Kapitolu ściągnęło 25 tysięcy osób, by złożyć mu hołd. Nixon nazywał go "wielką siłą na rzecz dobra w życiu naszego narodu". Prywatnie Nixon bał się Hoovera nawet po jego śmierci. Rok później wciąż mówił o starym dyrektorze, jakby wciąż żył: "Do cholery, on ma coś na każdego!"

Wkrótce po śmierci Hoovera grupa hydraulików Nixona włamała się do ambasady Chile w Waszyngtonie. 17 czerwca 1972 zostali złapani na włamywaniu się do siedziby Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej, mieszczącej się w budynku należącym do kompleksu Watergate. Wielu ludzi było przekonanych, że afera Watergate to zaledwie czubek góry lodowej, ponieważ dokonano co najmniej 100 podobnych włamań, wyraźnie motywowanych politycznie, nierozwiązanych, a nieznana ich liczba wiązała się z osobą Nixona. [.] Upłynęło trochę czasu, zanim FBI zdało sobie sprawę, że to włamanie nie było operacją CIA. [.]

Kilka nieudanych prób reorganizacji społeczności wywiadowczej, jakie podjął Nixon, pokazało, że z kontrolowaniem tej rozrastającej się ośmiornicy nie radził sobie lepiej od swych poprzedników. Po ponownej elekcji na prezydenta w listopadzie 1972 r. Nixon zwolnił Helmsa, rozczarowany jego podejrzliwością. Wtedy Helms zaczął dwumiesięczne porządki w CIA, zamykając takie drażliwe programy, jak operacja Often. W styczniu 1973 r., podczas ostatnich dni na stanowisku szefa CIA, Helms polecił Gottliebowi, także wylatującemu z Agencji, zniszczyć wszystkie teczki związane z MK-Ultra, MK-Search i powiązanymi przedsięwzięciami na polu kontroli umysłu. Helms martwił się między innymi tym, że procesy sądowe byłych pacjentów Ewena Camerona mogłyby skierować światło prosto na Langley [siedzibę CIA]. W niewytłumaczalny sposób Gottliebowi nie udało się zniszczyć około 130 pudeł w archiwach z obciążającymi dokumentami. Gdyby je zniszczył, program MK-Ultra mógł pozostać nikomu nieznany po dziś dzień. W międzyczasie CIA pracowała również nad niedopuszczeniem do publikacji expose byłego agenta, Victora Marchettiego. Programy HT Lingual i Minaret (operacja NSA) również zakończyły się w 1973 r., ten drugi w celu uniknięcia ujawnienia go podczas procesu przeciwko Weathermen [Weather Underground] .

Po Helmsie stanowisko DCI objął James Schlesinger, człowiek spoza CIA, który następnie mianował Williama Colby'ego na szefa tajnych operacji. Wkrótce potem Schlesinger, ponaglany przez Colby'ego, nakazał pracownikom CIA składać raporty generalnemu inspektorowi CIA o wszystkich podejrzanych przypadkach łamania prawa albo statutu CIA. W ten sposób powstał 693-stronicowy raport zatytułowany "Potential Flap Activities", a powszechnie znany jako "Klejnoty rodzinne". W raporcie omówiono operację Chaos, fragmenty programu MK-Ultra (aczkolwiek nie znalazło się tu nic szczególnie istotnego), nielegalne zakładanie podsłuchów na terenie kraju, itd. Choć ujawnione fakty były zdumiewające, bez wątpienia znacznie, znacznie więcej nigdy nie ujrzało światła dziennego. Schlesinger zwolnił około tysiąca pracowników CIA, a następnie w lipcu 1973 opuścił Agencję, żeby przejąć stanowisko w Pentagonie. [.]

W roku 1973 wyciekły tajne informacje. Ludzie dowiedzieli się, że FBI faktycznie podsłuchiwała rozmowy telefoniczne dziennikarzy i urzędników z Białego Domu [.] Aparat bezpieczeństwa zaczął nagle odsłaniać swoje słabe punkty [.] a przede wszystkim prezydent [.] [Wkrótce potem Nixon stracił władzę.]

W 1969 roku i na początku lat 70. amerykańskie państwo bezpieczeństwa narodowego było w fazie największej ekspansji. Stanowiło to kontrast do zmarnowanych wysiłków w Południowo-Wschodniej Azji. Ale chociaż przegrywali na froncie wietnamskim, a w kraju wciąż trwały protesty, wygrywali na froncie UFO. Latające spodki usunięto w najdalszy kąt historii zimnej wojny, jako ciekawostkę z zakresu kulturowej paranoi i masowej histerii.

Jednakże zjawisko UFO nie zniknęło, kiedy Raport Condona zadał mu kłam. Trzeźwi, wiarygodni ludzie wciąż relacjonowali dziwne, niewyjaśnione, a nawet fantastyczne wydarzenia. Chociaż obsesja mediów, charakterystyczna dla lat 40. czy 60., przestała być regułą w latach 70., dowody na realność obiektów UFO i ich nadzwyczajnego, czy nawet pozaziemskiego, charakteru nie umknęły uwadze ludzi.

Ani, jak się okazuje, tajnemu światu. JANAP-146 i CIRVIS [JANAP - Joint Army, Navy, Air Force Publication, wspólna publikacja Armii, Marynarki Wojennej i Sił Powietrznych; Dyrektywy JANAP 146 i CIRVIS - communications instructions for reporting vital intelligence sightings - operacje gromadzenia raportów o obserwacjach niezidentyfikowanych obiektów latających ze szczegółowymi instrukcjami] pozostawały w mocy, co oznaczało na przykład, że raporty o UFO wciąż były gromadzone tymi kanałami. Co więcej, dziennikarz Howard Blum zauważył, że od roku 1972 agencja NASA "potajemnie monitorowała i często oceniała podejrzenia co do aktywności UFO na całym świecie". Obowiązkiem było, jak pisze Blum, przekazywanie do Fort Meade [siedziba Agencji Bezpieczeństwa Narodowego w USA] skróconych raportów o wszystkich przechwyconych obiektach latających, "a te instalacje są wymagane do śledzenia i szybkiego powiadamiania o jakichkolwiek sygnałach czy elektronicznej inteligencji, mogących mieć pozaziemskie pochodzenie". W lutym 1974 roku francuski minister obrony Robert Galley potwierdził w wywiadzie radiowym, że jego departament jest bardzo zainteresowany raportami o UFO i że "był tym zainteresowany od czasu wielkiej fali w 1954 roku." Dokumentacja będąca w posiadaniu jego departamentu obejmowała "zdumiewające incydenty zaobserwowane wizualnie i przez radary". Zjawisko UFO miało skalę globalną - powiedział Galley i wyraził przekonanie, że "musimy patrzeć na to zjawisko z całkowicie otwartym umysłem... Niezaprzeczalnie istnieją fakty, których nie da się wyjaśnić albo są one wyjaśniane bardzo kiepsko".

Od tego czasu utrzymywaniu UFO w tajemnicy bardzo przysłużyło się oficjalne zaprzeczenie, będące w posiadaniu wojska. Wcześniej ci, którzy nie dowierzali zaprzeczeniom Sił Powietrznych w kwestii obiektów UFO, zawsze odpowiadali retorycznym pytaniem: to po co w takim razie badać raporty na temat UFO w ramach projektu Blue Book? Jednak teraz Siły Powietrzne oficjalnie nie badały już UFO. Wraz z zamknięciem projektu Blue Book z problemu UFO usunięto ostatnie ogniwo łączące go z oficjalnym usankcjonowaniem i problem trafił tam, gdzie elita narodowego bezpieczeństwa zawsze go chciała widzieć - do świata spraw tajnych. (Dolan, 2002; wyróżnienia dodane)

Jak wspominałam już w książce High Strangeness, Dolan nawiązuje również do eksperymentów doktora Jose Delgado nad ESB - elektryczną stymulacją mózgu, która mogła wywoływać nie tylko uczucia strachu i przyjemności, ale i halucynacje.

W roku 1968 George Estabrooks, kolejny upiorny naukowiec, nie zachował dyskrecji w rozmowie z reporterem z Providence Evening Bulletin. "Kluczem do stworzenia skutecznego szpiega albo zamachowca jest stworzenie osobowości wielorakiej przy pomocy hipnozy" - procedura, którą określił mianem "dziecinnej zabawy". Do początku 1969 roku zespoły ludzi z CIA przeprowadzały cały szereg dziwacznych eksperymentów nad kontrolą umysłu pod kryptonimem Operacja Often. Oprócz chemików, biologów i konwencjonalnych naukowców w operacji brali udział również eksperci od demonologii i osoby obdarzone zdolnościami paranormalnymi.

Zestawione dowody - z dokumentami rządowymi włącznie - sugerują, że grupa specjalistów pracujących w cieniu licznych organizacji związanych z narodowym bezpieczeństwem zorganizowała i przeprowadziła największe w historii rządu tuszowanie oraz że ruch Ludzkiego Potencjału (Human Potential), a następnie ruchy New Age, stanowiły bardzo istotny element w owej operacji tuszowania. Innymi słowy, nie tylko wykorzystano barwną społeczność alternatywnych idei jako bezwiedne narzędzie dezinformacji, ale jest też bardzo prawdopodobne, że w dużej części ruchy te były wręcz przez nich stworzone jako COINTELPRO. Chociaż skrót ten oznacza Counterintelligence Program (operacja kontrwywiadowcza), operacja ta wcale nie była wymierzona przeciwko wrogim szpiegom. FBI wzięło się za wyeliminowanie "radykalnej" opozycji politycznej wewnątrz USA. Wielu ludzi nie zdawało sobie jednak sprawy z tego, że była to operacja psychologiczna na wysokim poziomie, podjęta w konkretnym celu przekierowania ideologicznych trendów - przekonań, memów, itd.

Tuszowanie informacji na temat UFO nie jest niczym wyjątkowym. Państwo zdolne do przeprowadzenia granicznych doświadczeń nad kontrolą umysłu, opryskiwania miast substancjami biologicznymi, nielegalnego przechwytywania poczty i połączeń telefonicznych, sprawowania wojskowego nadzoru nad własnym społeczeństwem, wstrzykiwania ludziom plutonu i syfilisu, po różne przewroty i zamachy oraz stałą manipulację za pośrednictwem mediów i oczywiste i powszechne kłamanie, będzie oczywiście zdolne również do kłamstw na temat UFO. Faktycznie, utrzymywaniem tego tematu w tajemnicy były zainteresowane te same instytucje, które zaangażowane były w rozmaitą niesmaczną czy podziemną działalność.

Czego się tak bardzo obawiali? Jak ludzie zwykli pytać: po co cała ta tajemnica? Gdyby wojsko faktycznie głęboko wierzyło w to, co mówi na temat UFO - że to zwykły błąd w rozpoznaniu zjawiska naturalnego - nie byłoby zainteresowane tym problem. A jednak jest.

Większość kawałków tej układanki można znaleźć wewnątrz aparatu bezpieczeństwa, a nie wśród ludności cywilnej. Obiekty UFO mają implikacje dla narodowego bezpieczeństwa, chociażby z tego powodu, że angażują personel wojskowy wielu krajów. Jest to więc temat podlegający protokołom tajności i taka sytuacja istniała przez ponad 50 lat, i raczej nie należy oczekiwać zmiany w najbliższym czasie. [.] Wojskowy wymiar problemu UFO pozostaje pod kluczem wewnątrz utajnionego świata.

Niektórzy ludzie są przekonani, że tak właśnie powinno być. Czy naprawdę społeczeństwo potrafi poradzić sobie z prawdą o obcych? Jeśli na przykład obecność innych stanowi zagrożenie dla ludzkości, co może w tej sprawie zrobić przeciętny człowiek? Są tacy, którzy wierzą, że trzymanie UFO w tajemnicy leży w interesie społeczeństwa.

Cokolwiek jest warte takie przekonanie - którego nie podzielam - "publiczny interes" nigdy nie był głównym przedmiotem troski dla decydentów. W końcu aparat bezpieczeństwa istnieje nie po to, żeby chronić ludność, a dla własnej ochrony. Przywiązanie Amerykanów do fikcji reprezentującego ich rządu albo, nie daj Boże, do fikcji demokracji, przesłania im możliwość postrzegania swojego społeczeństwa jakim jest - a jest oligarchią, która używa form demokracji, żeby uspokoić naród i odwrócić jego uwagę. Szaleństwem jest uważać, że oligarchia nie jest zainteresowana utrzymaniem swojej pozycji, z pominięciem wszystkiego innego.

Jeśli zaakceptujemy obecność obcych, na co wskazują dowody związane z UFO, musimy być gotowi wziąć pod uwagę możliwość, że obecność ta stanowi zagrożenie. Potwierdzają to rejestry spotkań wojska z UFO. Jako że ludzie są zupełnie nieprzygotowani na sprostanie temu zagrożeniu, pozostaje mieć nadzieję, że grupy, które się tym zajmują, będą działać w naszym najlepszym interesie. W okresie tu opisywanym grupy te nie zawsze pracowały w interesie społeczeństwa, przynajmniej w innych sprawach. Niezbyt rozsądnie jest wierzyć, że było - albo jest - inaczej w kwestii obecności obcych.

Od lat 70. XX w. temat UFO stał się bardziej złożony. Spotkania są tak powszechne, jak zawsze, a nawet liczniejsze niż we wczesnych latach. Jednocześnie zjawisko UFO spotyka się z zupełnie schizofrenicznym kulturowym sposobem traktowania. W obrębie pop-kultury zjawisku UFO i obcych nadano piętno, jakiego nigdy nie miało w czasach zimnej wojny. A mimo to bastiony "oficjalnej kultury" - instytucje naukowe, mass media, rząd oraz elementy bezpieczeństwa narodowego - nie przestają ignorować tematu albo traktować go żartobliwie. Wyraźnie widać, że ani wiadomości wieczorne stacji ABC, ani uniwersytecki kwartalnik American Historical Review, nie uważają tego tematu za wartego analizy.

Przez ostatnie 30 lat [ubiegłego] wieku duże organizacje nie podjęły szczególnych wysiłków, żeby przerwać utajnianie przez rząd informacji o UFO ani, jak się wydaje, by dotrzeć do publiczności z sensowną informacją. Zamiast tego, starały się ukryć ogromną ilość danych w celu. no właśnie, w jakim celu?

Dodatkowo, istnieją obecnie organizacje, występujące w charakterze swego rodzaju zawodowych demaskatorów. Społeczność wojskowa i wywiadowcza wciąż ma tysiące powiązań z organizacjami UFO i znane są przypadki zasiania w nich dezinformacji przez personel wywiadowczy. Rezultatem tego są trzy dziesięciolecia rozdrobnienia i wiecznego kręcenia się w kółko.

UFO stale wchodziło w paradę armiom świata. Bezprawne naruszenia przestrzeni powietrznej przez nieznane statki nie przestają się zdarzać. Trwają próby przechwycenia. Polecenia zachowania tajemnicy są tak samo poważne jak zawsze. Nawet z naszą najnowocześniejszą tajną technologią nie mamy żadnej kontroli nad tymi obiektami. A jednak przy całym tym hałasie i zakłóceniach, sygnał jest czysty. (Dolan, 2002)

A przez cały ten czas UFO wciąż przylatywały, ludzie je widywali i niektórym udało się przejrzeć na wskroś łatwe newage'owe odpowiedzi i nie przestają zadawać pytań.

Wielu jest oczywiście sceptyków w stosunku do idei manipulacji dokonywanych przez obcych, systemu kontroli, a nawet co do eksperymentów z programowaniem umysłu w wykonaniu niezliczonych ziemskich agencji, z których część została ujawniona wraz z rządowymi dokumentami. To zrozumiałe, jeśli wziąć pod uwagę czynniki omówione w High Strangeness. Uważam jednak, że stosowna w tej sytuacji może być pewna modyfikacja zakładu Pascala - lepiej zaakceptować tę możliwość na wypadek jej prawdziwości, niż ją odrzucić i nie mieć racji. Oczywiście, jeśli to nie jest prawda, przyjęcie takiej możliwości i przeanalizowanie jej nic nie zaszkodzi. Jeśli zaś jest to prawda, a możliwość taką się odrzuci, konsekwencje mogą być fatalne.

Nawet mając dowody wskazujące, że coś się dzieje za kulisami, przy czym dowody te wskazują również, że to, co widać, jest tylko czubkiem góry lodowej, wciąż są zatwardziali sceptycy, których postępowanie może nie tylko zagrażać zdrowiu, ale oni sami mogą być częścią doświadczeń z programowaniem.

3 grudnia 1994

P: (L) Dostałam od P. artykuł o eksperymentach prowadzonych przez niejakiego Persingera, który próbował odtworzyć doświadczenie "porwania", poddając ludzi działaniu pola elektromagnetycznego w komorze deprywacyjnej.

O: Nonsens, niektórzy mają zamknięty umysł inspirowany strachem.

P: (L) Obawiam się, że jeśli on robi ludziom takie rzeczy, a rozmawialiśmy już o energii elektromagnetycznej i o możliwości wyrwania przez nią dziur w granicach pomiędzy wymiarami, to takie doświadczenia mogą być fatalne w skutkach dla tych, których poddaje się tym eksperymentom. Czy to możliwe?

O: Tak.

P: (L) Jakie mogłyby być efekty poddania kogoś działaniu tych pól elektromagnetycznych?

O: Ustanie ciała.

P: (L) Innymi słowy, mogłoby ich to zabić?

O: Tak.

P: (L) Czy mogłoby to również otworzyć drzwi pomiędzy wymiarami i wpuścić inne rzeczy?

O: Tak.

P: (L) Czy mogliby tą metodą zostać poddani owładnięciu przez ducha czy demona?

O: Tak.

P: (L) Czy mogliby tą metodą zostać poddani dalszemu programowaniu przez obcych?

O: Tak.

P: (L) Czy chcecie coś jeszcze powiedzieć na ten temat?

O: Zawsze miejcie otwarty umysł.

Uwzględniając powyższe historyczne rozważania, czy nie powinniśmy przypadkiem sądzić, że cała ta działalność ruchu ludzkiego potencjału była umyślnie tak zaprojektowana, żeby, że tak powiem, przygotować mięso na pieczeń?

Dokonano tego w mniej więcej normalny sposób - przez co rozumiem wykluczenie ewentualnej ingerencji Obcych lub tajnego rządu - z zastosowaniem podobnego schematu, jaki ma miejsce w programowaniu religijnym w kościołach i podczas spotkań ruchów protestanckich na terenie całego kraju. Interesujące uwagi na ten temat przedstawił były ewangelikalista Marjoe Gortner w wywiadzie przeprowadzonym przez Flo Conwaya i Jima Siegelmana, zamieszczonym w ich książce Snapping (1978):

"Jako kaznodzieja, na co dzień pracuję z tłumem ludzi i przyglądam się im, by w odpowiednim momencie spróbować doprowadzić ich na szczyt. Pozwalam temu narastać aż do chwili, kiedy wszyscy są w ekstazie. Atmosfera w tłumie narasta i trzeba uważać, by tego nie przerwać. Zaczynasz od słów: Słyszałem, że ten wieczór będzie wspaniały. A potem nakręcasz to wszystko dalej".

Dla Marjoe, widziana przez niego milion razy boska chwila religijnej ekstazy nie ma w sobie absolutnie nic mistycznego. To po prostu kwestia grupowego szału, który można wywołać w każdym tłumie.

"Tak samo jest na koncercie rockowym. Zaczynasz od kawałka z mocnym wejściem, potem grasz serię starych i sprawdzonych utworów, podgrzewając jednocześnie atmosferę aż do odegrania finałowego przeboju".

Jednakże ten finalny przebój stanowi duchowe odrodzenie, produkt sprawdzonego przepisu na religię ewangelikalną, gdzie składniki dostarczają zarówno sam kaznodzieja, jak i każdy z uczestników, każdy po trochę. Później, według Marjoe, jedynym możliwym "bisem" po tak przemożnej chwili poczucia zbawienia jest osobista demonstracja mocy świeżo odnalezionej wiary. To jest ów motywujący czynnik, wywołujący dar mówienia językami, zwany również "darem Ducha Świętego". Jak wyjaśnia Marjoe, ta znana tradycja ewangelikalna wymaga dużego zaangażowania, zarówno ze strony obdarzonych językami, jak i otaczających ich uczestników.

"Kiedy już zostałeś zbawiony - kontynuuje Marjoe - następnym krokiem jest tak zwane 'napełnienie Duchem Świętym'. Nowo nawróceni słyszą: 'Zostałeś zbawiony, teraz musisz przyjąć Ducha Świętego'. Wracasz więc, by dostąpić 'daru języków'. Niektórzy otrzymają ten dar od razu, inni będą przychodzić przez następne tygodnie lub lata, zanim go otrzymają. Słyszysz, jak inni mówią w kościele językami i powtarzają ci: 'Kochamy cię i mamy nadzieję, że dziś zaczniesz mówić językami'. Potem, na kolejnym spotkaniu, wszyscy próbują ci w tym pomóc, a ty wpadasz w głęboki trans, niezbyt oszałamiający, ale jest to niesamowite uczucie.

W tej chwili uczestnik zapomina o wszystkich problemach. Otaczają go ludzie, którym ufa i którzy mówią: 'Kochamy cię. Wszystko jest w porządku. Jesteś umiłowany w Chrystusie. Jesteśmy z tobą, otwórz się na to, rozluźnij się'. I wcześniej czy później z jego ust wymyka się dut-dut-dut, na co wszyscy reagują: 'O to chodzi! Załapałeś wreszcie!' - i klamka zapada, uczestnik zaczyna faktycznie mówić językami, startując od dhandayelomosatayleesaso. i brnie dalej w tym kierunku".

Marjoe przerwał. Byliśmy zaskoczeni jego demonstracją, choć nie wpadł w transową ekstazę z drgawkami, jaka zazwyczaj towarzyszy doświadczeniu mówienia językami. [.] Ale nawet w tej powściągliwej wersji, w jakiś niemal tajemniczy sposób, wyzwalał wrodzoną umiejętność wydawania bełkotliwych dźwięków. Spytaliśmy go, jak do tego doszedł.

"Z takim podejściem nigdy tego nie pojmiecie" - zażartował. Następnie przeszedł do wyjaśnienia natury tego doświadczenia.

"Języków się uczysz - podkreślił. - To uwolnienie, którego uczysz się sam. Twoi współwyznawcy, kościół i Biblia powiedzieli ci, jeśli potraktujesz to dosłownie, że to Duch Święty mówi innym językiem, więc nabierasz pewności, że jest to ostateczny wyraz działania ducha przez ciebie. Za pierwszym razem może to być tylko dut-dut-dut i to wszytko. Potem słyszysz innych ludzi i następnego dnia mówisz: dut-dut-dut-UM-dut-DEET-dut-dut - już nieco lepiej. A potem przychodzi elahandosatelayeekcondelemosandreyaseya.i oto opanowałeś nowy język".

Tylko że - jak mówi Marjoe - to nie jest żaden prawdziwy język. W przeciwieństwie do tego, jak pojmowane jest to w wymiarze religijnym, mówienie językami nie jest w żadnym wypadku biernie nabytym przymiotem duchowym. To umiejętność, którą trzeba czynnie przyswajać i ćwiczyć. Chociaż ten "dar" nie pochodzi z nadnaturalnego źródła, to Marjoe przykłada ogromną wagę do tego doświadczenia, jako wyrazu wspólnoty i uduchowienia.

"Ja wcale z tego nie szydzę - powiedział. - Nigdy nie szydziłem. Po prostu to analizuję i patrzę na to z racjonalnej perspektywy. Nie uważam, by było to dziełem Boga, i że powiedzmy w jakimś momencie Duch Święty przełącza cię, rzucając na ciebie jakiś super urok, i nagle, jak gdyby nigdy nic, zaczynasz mówić językami. Ta umiejętność jest nabywana stopniowo. Z czasem, jak zawsze, kiedy się za coś zabierasz, na przykład ćwicząc gamy na pianinie, nabierasz w tym wprawy".

Podczas wędrówek po protestanckim Południu Marjoe zaczął postrzegać ewangelikalne doświadczenia jako formę popularnej rozrywki, coś w rodzaju udziału w boskim przedstawieniu, które dostarcza jego uczestnikom głębokich emocjonalnych przeżyć.

"Dla zgromadzonych ludzi nie stanowi to jakiegoś rodzaju rozrywki - przyznał - choć faktycznie tym to jest. Ci ludzie nie chodzą do kina, nie wychodzą do baru się napić, nie chodzą na koncerty rockowe, ale wszyscy potrzebują emocjonalnego rozładowania. Dlatego przychodzą, żeby odżyć, potańczyć i pomówić językami. Jest to społecznie akceptowalne i stanowi dla nich ucieczkę.

Moim obowiązkiem było zapewnić im możliwie najlepsze przedstawienie. Powiedzmy, że w Północnej Karolinie albo gdzie indziej mamy nieśmiałego i mało znanego kaznodzieję. Żeby podtrzymać życie swojego kościoła, postanawia on zorganizować wizyty ewangelikalistów. Przychodzimy, porywamy tłum i stajemy się supergwiazdami. Charyzma ewangelikalistów jest tym, w co ludzie wierzą i dla czego przychodzą na spotkania.

Podczas moich podróży natknąłem się na kogoś, kto pragnął dostąpić zbawienia na jednym ze spotkań, a był bardzo otwarty i rozpalony w swoim pragnieniu przyjęcia Ducha Świętego. To było piękne i bardzo świeże. Ale kiedy wróciłem tam po czterech latach, ten człowiek stał się bezwzględnie nietolerancyjnym chrześcijaninem, bo uważał, że jest lepszy od tych, co piją, lepszy od wszystkich na świecie, bo ma w sobie Chrystusa. To jest niebezpieczna sytuacja. Ludzie chcą doznań. Chcą się dobrze czuć, dzięki temu ich życie jest łatwiejsze. Jednak kiedy to zaczyna działać, wstępują w świat kontroli, władzy i pieniędzy.

Kościół Zjednoczeniowy Moona robi to samo co ja, choć Moon poszedł o krok dalej. Moon sugeruje ludziom, że jest Mesjaszem. W mojej religii, z jej długą tradycją, taka sugestia byłaby totalnym bluźnierstwem. Moon posunął się za daleko, ale dla ludzi to bardzo poważna sprawa, ponieważ każdy chce spotkać Mesjasza.

Marjoe szybko zwrócił uwagę na umiejętności kaznodziejskie Moona, które, podobnie jak u niego, nie były w żadnym wypadku boskie czy nawet wrodzone. Marjoe przyznał, że jego władza nad publicznością bierze się głównie z umiejętności stosowania wywodzących się z Grecji technik wypowiedzi i publicznych przemówień, które doskonalił w dzieciństwie.

"Stosujesz to samo, czy jesteś kaznodzieją, prawnikiem, czy handlarzem - powiedział. - Zaczynasz od procesu myślowego człowieka, po czym w krótkim czasie stopniowo przekonujesz go do myślenia w inny sposób".

Wiele z przytoczonych przez niego technik to nieskomplikowane i stare jak świat metody, jednak na tyle skuteczne, że wywierały jednakowy wpływ na uczestników, nawet kiedy mieli pełną świadomość ich stosowania. Pod koniec naszej rozmowy Marjoe opowiedział nam historię, która ukazała całą finezję jego umiejętności. W przeciwieństwie do silnych fizycznych doznań, intensywnych grupowych rytuałów i intymnych osobistych kryzysów [popularnych wśród mas New Age], Marjoe zademonstrował, jak same słowa, zręcznie zmanipulowane, mogą wpłynąć na grupę i pojedyncze osoby nawet do tego stopnia, że wywołują stan oszałamiającego uczucia "bycia zbawionym".

"Prowadziłem wykłady w około dwudziestu szkołach rocznie - rozpoczął - i demonstrowałem uzdrawianie wiarą, jednak zawsze sprawiałem, że mnie o to prosili. Mówiłem im, że ja w to nie wierzę, że używam trików, a tytuł wykładów brzmiał 'Retoryka i charyzma', tak więc mieli wyjaśnione, w jaki sposób ogromne masy są manipulowane przez charyzmatycznych osobników. Wyjaśniłem im dokładnie, na czym to wszystko polega, lecz oni nadal chcieli to zobaczyć. Więc wytaczałem na nich wszystkie działa. Mówiłem: 'Nie, tak naprawdę wcale nie chcecie tego zobaczyć.' A oni na to: 'Ależ oczywiście, że chcemy!' Mówiłem: 'Ale i tak w to nie wierzycie, więc to się nie uda.' Na co oni: 'Wierzymy! Wierzymy!'. W końcu gdzieś tak po dwudziestu minutach poprosiłem o zgłoszenie się ochotnika. Podeszła jakaś dziewczyna, a ja spytałem: 'Chcesz sobie poprawić humor? Jeśli zgłosiłaś się dla zabawy i chcesz wszystkim zaimponować, kpiąc sobie ze mnie i z całej tej demonstracji, to lepiej wracaj na miejsce'. Byłem dla niej naprawdę surowy, ale ona powiedziała: 'Nie, skądże, ja w to wierzę!' Nie dawałem za wygraną, doprowadzając ją prawie do łez. Następnie, mimo że była tam masa uczniów, a ja robiłem to tylko dla żartu, wypowiadałem moją sprawdzoną frazę: W imię Jezusa Chrystusa!"

I dotykam jej głowy, i TRACH! Zawsze padają sztywno na ziemię! (Conway i Siegelman 1978; podkreślenia moje)

Zaczyna się więc programowanie. Podczas pierwszych kontaktów potencjalny neofita może zostać bardzo precyzyjnie zmanipulowany przez retoryczne sztuczki opisane przez Marjoe. Rozmowy wykorzystujące techniki zbliżone do NLP (Neuro Linguistic Programming - programowanie neurolingwistyczne) również budują kontakt, podobnie jak wykorzystanie konfrontacji i bezpośrednich ataków emocjonalnych.

Kiedy tylko ktoś wciągnie się w nauki, jest zasypywany ideami i doktrynami, których nie potrafi połączyć w całość, a w tym samym czasie jest prowadzony przez ceremonie czy rytuały, prowadzące do silnych uniesień emocjonalnych i szczytowych przeżyć.

Dalej następują bardziej osobiste spotkania, podczas których doświadczeniom tym są nadane - i wpajane uczestnikom - zalecone interpretacje. Podczas tego etapu adepci są angażowani w intensywne, monotonne działania, które mogą być tak proste, jak "porządek nabożeństw" w zwykłym kościele. Mogą to być polecenia typu "wstać, usiąść, uklęknąć, modlić się, śpiewać, wstać, usiąść, śpiewać, modlić się" i tak dalej. Silniejsze formuły obejmują śpiewne intonacje i medytację, które mogą prowadzić do doskonałego samopoczucia fizycznego i psychicznego haju. Końcowy efekt jest oczywiście taki, że wszystko to wstrzymuje umysł! A wówczas człowiek staje się całkowicie otwarty na sugestie i polecenia.

Neofita jest instruowany, aby "powstrzymał się od wątpliwości" i "nie kwestionował mądrości nauczania". Najstarszą wersją tego programowania umysłu są, oczywiście, tzw. standardowe nauki religijne. Ale widać już wyraźnie, że stanowią one taka samą kontrolę umysłu, jak wszelkie nauczania New Age albo tak zwanych sekt. W gruncie rzeczy, kluczem do bycia chrześcijaninem jest "poddanie się intelektu, uczuć i woli". Komu? Mówi się, że to poddanie się "jedynemu prawdziwemu Bogu". Ale czy ten "jedyny prawdziwy Bóg" naprawdę zakazywałby wątpienia i zadawania pytań, gdyby nie było żadnych wątpliwości co do tego, że jest on "jedynym prawdziwym Bogiem"?

W końcu, jednakże, rezultat wszystkich tych programów jest taki sam: pod narastającą presją takiej czy innej formy programowania wola jednostki ustępuje miejsca, a człowiek schodzi do stanu umysłu, w którym dosłownie nie potrafi już myśleć samodzielnie.

Tego typu wszechstronne ataki uderzają w samo serce świadomości poprzez podważenie procesów myślenia i refleksji, niezmiernie istotnych dla indywidualnej świadomości i wolnej woli.

Jednak neofici, wyznawcy religii i członkowie sekt, bądź też zwolennicy licznych "nauczań New Age", mają inne określenie na to, co się im przydarza - szczęście! Znaleźli pokój! Pracując dla sekty są codziennie w stanie duchowego haju, szczytowego doznania emocjonalnego, które nigdy się nie kończy! A jeśli słabnie choćby na chwilę albo dwie, przywódcy i koledzy szybko biorą się do pracy, by podbudować haj - zawrócić ich do kościoła po kolejny zastrzyk. A oni idą, ponieważ mogą w ten sposób wrócić do błogostanu, będącego ich nagrodą albo ślepym oddaniem.

Adepci udanej autoterapii, bądź religijnej czy newage'owej filozofii, często osiągają utrzymujący się stan euforii. Ich problemy zostają rozwiązane, ponieważ. ponieważ nie mają już żadnych problemów! Przestali się martwić sprawami, które ich wcześniej martwiły. Już nie usiłują się zmienić i dorosnąć, uczyć się, robić coś i coś osiągnąć. Są zadowoleni w swoim stanie wyłączonego umysłu, w stanie niemyślenia.

Conway i Siegelman pytają:

Jakie środowisko kulturowe rodzi tę rozpowszechnioną potrzebę wyłączenia umysłu? Można by dowodzić, że ta potrzeba jest uniwersalna, że każdy - od Ateńczyków przez sufich, wyznawców voodoo, po współczesnych Amerykanów - musieć mieć jakieś okresowe zwolnienie od męki bycia człowiekiem. W tym sensie, rytuały i metody, których na przestrzeni historii używano do wywoływania szczytowych doświadczeń i momentów oświecenia, można traktować jako istotne źródło odpoczynku i relaksu dla umysłu, chwile wytchnienia, które mieszczą w sobie potężną moc wglądu, uzdrawiania i odnowy.

Ale jaką wartość może mieć konstruowanie tych doświadczeń po to tylko, żeby zupełnie wyłączyć funkcjonowanie umysłu, uparcie powstrzymywać procesy myślowe i doprowadzać ludzi do odrętwienia i znieczulenia na własne uczucia i otaczający ich świat? Na przestrzeni całej historii takie systematyczne uciszanie ludzkiej świadomości okazywało się skuteczną metodą utrzymywania kontroli nad większością członków plemion, społeczeństw i całych narodów, gdzie niewielką wartość przykłada się do indywidualności. Wytwarzany w ten sposób stan umysłu ma długą tradycję, sięgającą początków cywilizacji.

W dalekim buszu Australii tubylcze plemiona wciąż odprawiają rytuały, powstałe ponad 16 tysięcy lat temu, żeby swoją młodzież wprowadzić w stan umysłu zadziwiająco podobny do pożałowania godnego stanu wielu współczesnych najbłyskotliwszych młodych członków społeczeństwa i ludzi w każdym wieku.

W ostatnich latach aborygeński Czas Snu został okrzyknięty stanem głębokiego wyrafinowania ludzkiej świadomości. Antropolodzy powołują się na fizyczną wytrzymałość tubylców, duchowe spełnienie i telepatyczne moce, jako oznaki zaawansowanej ewolucji plemienia, które może reprezentować najdłuższą w dziejach ludzkości nieprzerwaną linię kulturowego rozwoju. Jednakże, popełniają oni błąd, sugerując, że ta skuteczna i niezaprzeczalnie znakomita forma społecznej kontroli w prymitywnym, niezmiennym środowisku, niesie jakąś obietnicę dla przyszłości naszego daleko bardziej złożonego i szybko zmieniającego się technologicznego społeczeństwa. [Conway i Siegelman, 1978]

Należy szczególnie zwrócić uwagę na to, że ten stan świadomości istnieje li tylko w celu możliwości utrzymywania tubylca prymitywnym i niezmiennym! Nie jest zaskoczeniem, że oni wciąż żyją tak, jak żyli wiele tysięcy lat temu. To powinno skłonić do myślenia.

Na całym świecie nie ma niczego tak nieprzenikalnego jak ludzki umysł, zatrzaśnięty w błogostanie. Żadne odwoływanie się do rozsądku, żadne apelowanie do emocji, nie przedostanie się przez zbroję samozwańczej radości. [Ibid.]

Obojętne, czy jest to absolwent jakiejś grupowej terapii, nowo nawrócony chrześcijanin, medytujący, czy fan co tydzień innej najpopularniejszej rozgłośni - jeśli zadasz mu jakieś pytanie, będzie się kręcić w kółku bezsensownych przekonań i dogmatów. Jeśli mu przerwiesz i ponownie zadasz swoje pytanie, zacznie w miejscu, w którym przerwał, albo wróci do początku i zacznie od nowa.

Tacy ludzie są nie tylko zupełnie niezdolni do prowadzenia konwersacji, oni są całkowicie zaprogramowani. I nie muszą zostać upatrzeni sobie przez obcych czy doktora Greenbauma, żeby się tak zachowywać.

Chociaż Flo Conway i Jim Siegelman nie mówią o takich typach programowania, jakie tu omawialiśmy, część tego, o czym piszą w swojej książce Snapping, ma zastosowanie do obecnego problemu. Autorzy pytają:

Jak się dociera do takich ludzi? Czy jest szansa, że znowu zaczną myśleć i czuć? Czy istnieje jakiś sposób na ponowne połączenie ich z ich dawną osobowością i otaczającym światem? (Conway i Siegelman, 1978)

Odpowiedź, która wydaje się oczywista dla Siegelmana i Conwaya, jest interesująca, ponieważ wpada w tę samą kategorię, co sekty, o których mówią. Myślenie w określony sposób - poprawny, według definicji kolejnego arbitralnego "eksperta" albo autorytetu, w tym przypadku Teda Patricka - praktycznie robi z takich ludzi sektę.

Pierwsze remedium wymyślił Ted Patrick. Patrick - kontrowersyjna postać, w kultowym światku nazywany "Black Lightning" (Czarna Błyskawica) - jako pierwszy wskazał publicznie, co sekty robią młodym Amerykanom. Zbadał chwyty stosowane do usidlania neofitów i zgłębił metody, których sekty używają do manipulowania umysłem.

[.] Sam nie odnosząc sukcesów w próbach uwolnienia członków sekt z ich niewidocznych więzień, Patrick był wielokrotnie osadzany w prawdziwym więzieniu. W lipcu 1976 roku [.] został skazany na rok pozbawienia wolności za porwanie, którego faktycznie nie dokonał. [.] Na początku 1977 roku odwiedziliśmy Teda Patricka w więzieniu Theo Lacy w hrabstwie Orange i dowiedzieliśmy się nieco o przeprogramowywaniu od człowieka, który ukuł ten termin.

"Sekty zupełnie niszczą umysł - powiedział. - Niszczą zdolność kwestionowania, a niszcząc umiejętność myślenia, niszczą również umiejętność odczuwania. [.] Potrafią przyjść i rozmawiać o tym, co cię ich zdaniem interesuje. Ich metoda polega na przyciągnięciu uwagi, tak zdobywają zaufanie. Jak tylko zdobędą zaufanie, z łatwością mogą umieścić cię w sekcie".

Jest to klasyczne zachwalanie towaru przez sprzedawcę, przeprowadzane tak gładko, że tłumaczy zjawisko, które Patrick nazwał "hipnozą na poczekaniu".

W 1971 roku Patrick wniknął do sekty Children of God (Dzieci bożych) [.] W swojej krótkiej przygodzie z sektą Patryk zauważył, że chociaż miał się na baczności i uważał na ich taktyki, nie był całkowicie odporny na skutki ich działania.

"Możesz wyczuć, jak to się zaczyna - wyjaśnił. - Dla członka sekty myślenie jest jak wbijanie sztyletu w serce. [.] Jest bardzo bolesne, bo wmówiono im, że umysł jest szatanem, a myślenie jest diabelskim narzędziem. [.] Kiedy odprogramowuje się ludzi, zmusza się ich do myślenia. Wszystko, co robię, to zasypuję ich prowokującymi pytaniami. Rzucam w nich tym, na co nie mają wprogramowanej odpowiedzi. Wiem, co sekty robią i jak to robią, więc zadaję właściwe pytania. Frustruje ich, kiedy nie potrafią odpowiedzieć. Myślą, że znają odpowiedź - dostali odpowiedzi na wszystko. Ale ja trzymam ich wytrąconych z równowagi, co zmusza ich do rozpoczęcia kwestionowania, do otwarcia umysłu. Gdy umysł osiągnie pewien poziom, mogą przejrzeć wszystkie kłamstwa, w które zaczęli wierzyć wskutek zaprogramowania. Zdają sobie sprawę, że zostali nabrani, i wychodzą z tego. Ich umysł zaczyna ponownie działać".

Według Patricka to wystarcza do przeorientowania. Mimo to, od kiedy Patrick zaczął odprogramowywać członków sekt, zarówno on sam, jak i jego procedury, przybrały potworne proporcje w oczach opinii publicznej. [.] Członków sekt ostrzegano, że Black Lightning jest agentem szatana i podda ich niewyobrażalnym torturom, żeby nakłonić ich do wyrzeczenia się swoich przekonań. [.] Zarzutów tych nie poparł żaden były członek sekty, żaden rodzic ani inny wiarygodny świadek, z jakim kiedykolwiek rozmawialiśmy. W istocie rzeczy, Patrick powiedział nam, co później potwierdzili inni, że wiele z tych przeinaczeń, które zostały rozpowszechnione o odprogramowywaniu, było częścią jednoczesnej kampanii prowadzonej przez kilka sekt, a mającej na celu zdyskredytowanie jego metody. Ostatecznie jednak - powiedział - propaganda ta zadziałała na jego korzyść.

"W sektach mówi się im, że gwałcę i biję kobiety. Mówią, że zamykam je w szafach i wpycham im w gardła kości - śmiał się Patrick. - Ale oni nie wiedzą, że ułatwiają mi tym pracę. [Członkowie sekt] przychodzą tu w śmiertelnym strachu przede mną, po czym, przez to wszystko, co im powiedziano, mogę siąść tam i popatrzeć na nich, i bez żadnego problemu ich odprogramować. Myślą sobie: co on do diaska zamierza teraz zrobić? Oczekują, że ich trzepnę albo zbiję, i w tym momencie ich umysł zaczyna pracować".

Patrick opracował swoją technikę metodą prób i błędów. Początkowo próbował odwoływać się do rozsądku członków sekt i poznawać ich rytuały i przekonania, aż rozpracował ich kod. Poprawiając za każdym razem procedurę, zrozumiał dokładnie, co jest potrzebne do przebicia umysłowej tarczy sekty. Jak szlifierz diamentów, badał swoimi pytaniami chropawą powierzchnię mowy i zachowań, aż znalazł kluczowy punkt konfliktu w samym centrum hermetycznych przekonań każdego członka sekty. Kiedy już znalazł ten punkt, celnie go torpedował tak długo, aż zaprogramowany umysł poddawał się, odsłaniając oryginalną tożsamość członka i jego prawdziwą osobowość, usidloną wewnątrz.

"Od pierwszego spojrzenia na taką osobę - powiedział - mogę stwierdzić, czy jej umysł pracuje, czy nie. Kiedy zaczynam zadawać pytania, mogę dokładnie ustalić, jak został zaprogramowany. Od tego momentu wszystko jest kwestią języka. To umiejętność rozmawiania oraz wiedzy, o czym rozmawiać. Zaczynam podważać każde stwierdzenie takiego kogoś. Zaczynam ożywiać jego umysł, powoli naciskając przy pomocy pytań, i obserwuję każde poruszenie umysłu. Wiem, co zrobi, a kiedy trafiam w pewien konkretny punkt, w sedno problemu, nie ustępuję. Trwam przy tym pytaniu - czy dotyczy Boga, Diabła, czy odrzucenia rodziców. Kontynuuję naciski. Nie pozwalam na omijanie problemu przy pomocy kłamstw, jakich go nauczono. W którymś momencie umysł zaskakuje, kiedy taki ktoś zdaje sobie sprawę, że sekta mu nakłamała, i człowiek otrząsa się z tego. To jak zapalenie światła w ciemnym pokoju. Oni są w prawie nieprzytomnym stanie umysłu, a ja przełączam umysł z nieświadomości w świadomość, to wszystko". (Conway i Siegelman, 1978; podkreślenia dodane)

Pytanie, czym się różni to, co robi Patrick, od tak niebezpiecznych, jego zdaniem, poczynań sekt?

To było Patricka określenie tego, co dzieje się przy odprogramowywaniu. I, jak twierdzi, w prawie każdym wypadku odbywało się to właśnie tak nagle. Po zakończeniu odprogramowywania w wyglądzie członka sekty zachodziła wyraźna, drastyczna zmiana. Opuszczał swój hipnotyczny stan i wracała mu umiejętność samodzielnego myślenia. "To jak obserwowanie przemiany wilkołaka w człowieka. Coś pięknego". (Conway i Siegelman, 1978)

To jest na pewno tendencyjne oświadczenie. Patrick a priori zakłada, że tak zwany członek sekty robi coś, co krzywdzi innych albo pozbawia ich praw albo swobód, a tymczasem sam na siłę, wbrew jego woli, go odprogramowuje. Zauważcie, że używa on pejoratywnego określenia "wilkołak". Wygląda to na słowną manipulację. Nie zrozumcie mnie źle. Myślę, że ci ludzie, którzy są usidleni w głupich sektach, są faktycznie ofiarami - ale ofiarami samych siebie, a nie czegoś zewnętrznego.

Otrząsanie się (snapping) jest zjawiskiem, które wydaje się obejmować doniosłe wydarzenia po obu stronach - na początku i na końcu. Moment nagłej, intensywnej przemiany może pojawić się, kiedy ktoś wstępuje do sekty, podczas wykładów, rytuałów i ciężkich fizycznych doświadczeń. Jednako, a może i bardziej gwałtownie, może nastąpić inna zmiana - gdy ktoś zostaje oprogramowany i zmuszony do ponownego rozpoczęcia myślenia. Jednakże, kiedy nastąpi ten przełom, człowiek nie tylko "otrząsnął się" i jest wolny, może iść do domu. Odprogramowanie zawsze wymaga okresu rehabilitacji, żeby przeciwdziałać zastępczemu stanowi, który Patrick nazwał "dryfowaniem".

"Oprogramowanie jest jak wyciągnięcie z garażu samochodu, który od roku nie był używany - powiedział. - Akumulator jest wyczerpany i żeby uruchomić silnik, potrzebne są przewody rozruchowe. Silnik zaskoczy, jeśli jednak od razu wyłączysz go kluczykiem, znów będziesz mieć problem z uruchomieniem. Trzymasz więc silnik na obrotach, do czasu aż naprodukuje sobie zapas prądu. Czymś takim jest rehabilitacja. Kiedy już skłonimy czyjś umysł, żeby zaczął pracować, podtrzymujemy jego pracę wystarczająco długo, żeby człowiek od nowa nabrał zwyczaju myślenia i podejmowania decyzji". (Conway i Siegelman, 1978)

Teraz Siegelman i Conway dochodzą do kluczowej kwestii:

Poważne pytania, na jakie Patrick jako pierwszy tak kwieciście zwrócił uwagę społeczeństwa, nie należą do tych, które - zależnie od naszego uznania - mogą nam się podobać albo nie; ani też nie znikną, jeśli je zignorujemy. Czy człowiek ma prawo zrezygnować z wolności myśli? Czy religia, popularna terapia, ruch polityczny, czy jakiekolwiek inne przedsięwzięcie, mogą systematycznie atakować ludzkie myśli i uczucia w imię Boga, dążenia do osiągnięcia szczęścia, osobistego rozwoju albo duchowego spełnienia? To pytania, na które Amerykanie - może bardziej niż ktokolwiek inny - nie są przygotowani, podają one bowiem w wątpliwość stare konstytucyjne zasady i kulturowe założenia o naturze umysłu, osobowości i samej ludzkiej wolności. [.] Po tym oświadczeniu, bardziej dalekowzrocznym niż ktokolwiek z nas wówczas przypuszczał, Patrick spochmurniał, zmartwiony tym, co jawiło mu się jako rosnące zobojętnienie ludzi wobec zwiększającego się bogactwa, władzy i społecznej aprobaty świata sekt.

Ruch sekciarski stanowi największe zagrożenie dla tego kraju, z jakim się kiedykolwiek spotkaliśmy. Ale naród się nie obudzi, rząd, Kongres, departament sprawiedliwości nie obudzą się, dopóki nie wydarzy się coś złego. (Conway i Siegelman, 1978)

W początkowej fazie pisania "Fali" idea odprogramowywania wydawała mi się zbliżona do tego, co sami robimy, i do tego, co Kasjopeanie robili dla mnie. Oczywiście, istotna różnica polega na tym, że ja prosiłam o informacje, które otrzymywałam. Nikt mnie nie porwał i nie tłukł po głowie, żeby mnie obudzić. Jednak zważywszy na naturę świata, gdzie wiedza jest potęgą, oraz naturę badań, które prowadzimy - pomagając ludziom myśleć i zdobywać wiedzę, łącznie z wiedzą o religii i stanach religijnych, nie jest raczej zaskoczeniem, że spotkaliśmy się z oszczerstwami i szkalowaniem, z jakich znane jest COINTELPRO - zaczęli nas nazywać sektą.

To powiedziawszy, i mając na uwadze naturę i zakres naszej pracy, oszczerstwo to było ciosem zadanym mnie osobiście i, oczywiście, całej naszej pracy. Dopiero dużo później zdałam sobie sprawę, że celem tych oskarżeń było zniechęcenie ludzi do czytania moich materiałów, a tym samym do zajmowania się procesem oprogramowywania, który dyskutowaliśmy. Przecież, skoro dzięki tej lekturze tak wielu ludzi uwolniło się od kultowego uścisku dominującej religii i zdało sobie sprawę, że nauka i uczucia religijne nie wykluczają się wzajemnie, jest oczywistym, że Władza Realna wiedziała, że trzeba coś z tym zrobić.

W rzeczy samej, w artykułach zamieszczonych na naszej stronie internetowej i w wiadomościach publikowanych codziennie na Znakach Czasu (http://sott.net) informujemy o wielu niespójnościach i hipokryzji, tak oczywistych w dominujących, zinstytucjonalizowanych religiach i ich odgałęzieniach New Age, oraz o kontroli, jakiej poddają wiele milionów ludzi. Jednocześnie, próbujemy odnaleźć prawdziwą religię - małżeństwo nauki z mistycyzmem. W końcu, słowo religia oznacza "połączyć", stać się całością (re- = ponownie + ligare = związać, zjednoczyć.).

Jednak jedną z najbardziej niezwykłych rzeczy jest to, że każdy może obiektywnie przyjrzeć się naszej pracy i wyrażonym intencjom i szybko i wyraźnie zobaczyć, że zupełnie nie pasujemy do definicji sekty, przedstawianej współcześnie światu, bo zasadniczo opisuje ona faszyzm. W ramach drobnej dygresji, sugerowałabym, żeby czytelnik przyjrzał się bliżej kwestii "sekt" i przeczytał esej Joe Quinna pt. "Cult-ivating Terror" (tu fragment). Jak wykazuje Joe, definicja sekty bardzo się zmieniła od czasów Jima Jonesa, Davida Koresha, Heaven's Gate (Wrót Nieba), itd. O dominujących religiach nie mówi się już w kategoriach sekt, których jedną z cech charakterystycznych ma być element przymusu.

Każda definicja sekty wymaga, by omawiana grupa miała taki czy inny aspekt bądź kult religijny jako podstawę jej raison d'etre [racji bytu]. Oczywiście, to samo można powiedzieć o dowolnej grupie religijnej, ale tak naprawdę staje się to problemem dopiero wtedy, kiedy przybiera formę czczenia kogoś jak boga, a nie skupiania się na idei czy ideale jako wartości. Jednocześnie musimy wziąć pod uwagę, że istnieją pewni - prawdopodobnie nieliczni - ludzie, których osiągnięcia albo praca faktycznie czynią ich godnymi poważania (jak np. Gurdżijew). Z pewnością osiągnięcie wyższego poziomu świadomości i sumienia jest dużą wartością i tacy ludzie mogą być przykładem, wzorem i pomocnikiem. Krótko mówiąc, powinni być gotowi umyć stopy innym*.

Jest jednak różnica pomiędzy wielkim szacunkiem dla kogoś, a sądzeniem, że ten ktoś cię zbawi czy ocali. Nikt nie może nikogo zbawić, można tylko uczyć, pokazać drogę, dać przykład i być może wspierać radą, zaoferować wsparcie materialne i emocjonalne, itd. Ci, którzy twierdzą, że oferują wybawienie, są często psychopatami. Tacy przywódcy nigdy nie przyznają się do popełnienia błędu, ani do tego, że są zwykłymi ludźmi. Wielbią siebie i oczekują uwielbienia ze strony swoich zwolenników. Niestety, jest pewna ilość stukniętych oszustów i naciągaczy, którzy tylko czekają, by zaczepiać ludzi - w większości kompletnie nieświadomych - poszukujących religii (sekt), ponieważ potrzebują ulgi.

John Schumaker w swojej książce "The Corruption of Reality" (Korupcja rzeczywistości) wskazuje, że ludzie prawdopodobnie rodzą się z wdrukowaną potrzebą dysocjacji. Myślę, że jest to raczej potrzeba nawiązania kontaktu z wyższym "ja". Niemniej jednak, taki wdruk jest obecny w każdym mózgu, niezależnie od tego, czy dana osoba może mieć potencjał duszy, czy też nie. Zdolność mózgu do dysocjacji może u niektórych ludzi być zwykłym sposobem radzenia sobie [z rzeczywistością], ale czasem może prowadzić do DID (dysocjacyjnego zaburzenia osobowości) albo do innych zaburzeń umysłowych. U osób wyposażonych w potencjalną duszę zdolność mózgu do dysocjacji może być wykorzystana zgodnie z pierwotnym celem - jako sposób na [czasowe] odcięcie się od fizyczności i połączenie się z pierwiastkiem duchowym.

W każdym razie, na podstawie argumentów przedstawionych w książce Schumakera wydaje się jasne, że owa wdrukowana funkcja tylko czeka, by zjawił się jakiś naciągacz i wykorzystał ją do swoich celów. Jest również absolutnie oczywiste, że ci, którzy nie czynią pożytku z tej cechy mózgu - którzy ją blokują - cierpią na jakieś zaburzenia.

Na świecie panuje obecnie epidemia, która umyka uwadze - epidemia stresu. Zgodnie z najnowszą statystyką, ludzie są 100 razy bardziej narażeni na poważne emocjonalne i umysłowe problemy, niż ludzie urodzeni sto lat temu. Współczynniki depresji i stanów lękowych u osób dorosłych potroiły się od 1990 roku. Ponad 80% ludzi, którzy idą do lekarza z problemami fizycznymi, skarży się również na nadmierny stres. Te problemy nasilają się tak szybko, że w ciągu następnych mniej więcej dziesięciu lat główną przyczyną przedwczesnej śmierci i niepełnosprawności będzie stres, wyprzedając większość chorób, wypadki i zbrodnie.

Wracamy ciągle do tego, że ludzie potrzebują wiedzy, jak 1) radzić sobie ze stresem w zdrowy sposób, tj. konstruktywnie wykorzystując metody dysocjacyjne; 2) wykorzystywać metody dysocjacyjne do spajania różnych aspektów świadomego umysłu, a jednocześnie wchodzić w bezpośredni kontakt z wyższym "ja". Prawdziwe, użyteczne i nadające się do wykorzystania techniki (które działają właśnie z racji istnienia owych wdruków), zostały przejęte przez naciągaczy i wykorzystane do napełnienia ich własnych kieszeni, wpojenia ludziom idei i przekonań, które są w sposób oczywisty błędne i nie mają żadnego związku z rzeczywistością. Zostały wykorzystane do zwrócenia jednych grup ludzi przeciwko innym dużym grupom z osobistych pobudek naciągaczy i ich kumpli (małżeństwo religii z polityką ma korzenie w starożytności), do wywoływania wojen, do pogromów, prześladowań, i tak dalej.

W końcu, problem ten nie tyle jest kwestią "sekt" czy "religii" jako takich, ale tego, kto (albo co) je stwarza, rozpropagowuje, i z jakiego powodu. Bardzo możliwe, że istnieje tylko jedno prawdziwe chrześcijaństwo i tylko jedna prawdziwa religia - wzajemne porozumienie między wszystkimi ludźmi z wykształconym sumieniem i świadomością - ale to nie oznacza, że ktokolwiek naprawdę wie, czym ono jest. Myślimy, że zbliżamy się do tego [prawdziwej religii] zarówno dzięki inspiracji, jaki i prowadzonych następnie twardych badań i eksperymentów, ale jest to wciąż tylko przybliżenie. Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno**. praca trwa.

W świetle powyższej analizy statusu sekt w naszym społeczeństwie oraz czynników kwalifikujących jakąś grupę do statusu sekty, z naszej perspektywy - i z pewnością z perspektywy każdego, kto choćby pobieżne zapoznał się z naszą pracą i badaniami - jest oczywiste, że nasi oszczercy i ci, którzy starają się nas szkalować i zniesławiać, muszą sobie znaleźć na nas jakąś inną przegródkę, inny zarzut, bo po prostu nie kwalifikujemy się do kultowej etykiety we współczesnym rozumieniu i ze wszystkimi towarzyszącymi jej negatywnymi konotacjami.

Nie praktykujemy przymusu ani manipulacji w żadnej postaci - są one przekleństwem dla zasad moralnych, które podzielamy jako ludzie. Próbujemy po prostu dać okazję tym, którzy czują, że mogą rozumieć zastosowania teorii, jakie wypracowaliśmy, oraz zapewnić im do tego bezpieczne środowisko. Nade wszystko cenimy wolną wolę i prawo każdego człowieka do decydowania o sobie. Jednocześnie, nie jesteśmy na tyle naiwni, żeby nie zdawać sobie sprawy, że dla niektórych ta idea jest obrzydliwa. Tak obrzydliwa, że chcą nas uciszyć, pozbyć się nas z internetu, a nawet, jeśli to możliwe, całkowicie nas zniszczyć.

Ci, którzy wolą ignorować rozum i obiektywne dowody, mogą dalej określać nas mianem sekty czy kultu, jeśli chcą. Jednak w takim wypadku, w imię logicznej konsekwencji, powinni również przylepić tę łatkę co drugiemu ciału badawczemu i organizacji, które szczerze dążą do wytyczonego sobie celu, starają się otwarcie współpracować z innymi badaczami, posiadającymi wymagane umiejętności, i oferują wszystkim swobodny dostęp do wyników swojej pracy na forum publicznym - bo dokładnie to robimy.

Nasze szeroko zakrojone cele badawcze są wyraźnie określone i od potencjalnych członków grupy nie wymagamy niczego, poza szczerym pragnieniem dążenia do tych celów w ramach współpracy podobnie myślących ludzi - i o nic innego nie prosimy. Wstęp do naszej szkoły on-line jest ciągle wolny dla każdego kandydata, który kwalifikuje się na mocy bycia możliwe wolnym od sekciarskiego myślenia i takichże przekonań. Nikt nie jest zobowiązany do wnoszenia opłat, prosimy jedynie o dotacje, jakie uczestnik uważa za proporcjonalne do wartości naszej pracy. Nikomu nigdy nie została odebrana możliwość pełnego udziału w każdym aspekcie naszej pracy z powodów finansowych. W ramach naturalnej funkcji badań, jakie prowadzimy, oraz zasad współpracy i wymiany informacji, które przewodzą badaniom, wszelkie płynące z tego korzyści są jednako dzielone przez wszystkich.

To rzeczywiście godna ubolewania sytuacja, że czujemy się w obowiązku zająć się kwestią sekt. Jednakże eksplozja wszelkiego rodzaju grup w ostatnich latach stworzyła okazję dla licznych szarlatanów i artystów dezinformacji. Z dostępnych danych wynika, że wielu z nich ma nieszczególnie chwalebne zamiary w stosunku do ich potencjalnej publiczności i potencjalnych członków. W istocie, przyjrzeliśmy się wielu z tych grup i artystów dezinformacji w ramach naszych badań i wyniki są opublikowane na naszej stronie internetowej. Pod tym względem cieszy nas, że byliśmy w stanie wspomóc wysiłki wszystkich tych, którzy poszukują obiektywnej i weryfikowalnej prawdy w obliczu kłamstw i oszustw, niezależnie od ich źródła.

Mamy nadzieję, że dzięki tej krótkiej analizie pomogliśmy czytelnikowi nieco głębiej zrozumieć problem przyszywania łatki "sekta". Jak ze wszystkimi naszymi badaniami, naszym celem było przedstawienie możliwie wyważonej i obiektywnej analizy i w efekcie lepsze naświetlenie tego dość skomplikowanego zagadnienia. W szczególności, mamy nadzieję, że zwróciliśmy uwagę czytelnika na te liczne czynniki, które doprowadziły do obecnego klimatu, gdzie etykietka "sekty" tak łatwo może być używana do niesprawiedliwego dyskredytowania i oczerniania grup bądź organizacji, które mogą mieć autentycznie uczciwe intencje i wiarygodne informacje.

Interesujące, że pierwotnie kwestia sekt pojawiła się w kontekście różnych odłamów chrześcijaństwa. Dopiero później zaczęto stosować to określenie do grup innego typu, jak choćby sekt związanych z UFO, w tym rozmaitych przypadków masowych samobójstw, jak sekta Solar Temple w Szwajcarii i Heaven's Gate. Proces ten postępował dalej, w efekcie czego odmiana chrześcijaństwa, która początkowo nazywana była sektą, opanowała teraz świat poprzez swój prawicowy odłam, dominionizm. [patrz: Wikipedia, PRACowniA]

Są to wprawdzie przypadki skrajne, ale pozostaje faktem, że na początku nie patrzono w tym kraju przychylnie na odprogramowywanie - zresztą słusznie. Wielu tzw. terapeutów ofiar zniewolenia umysłowego, którzy poszli śladem Teda Patricka, spędziło całe lata w sądach, walcząc na procesach, albo odsiadywało wieloletnie kary w więzieniach za naruszanie prawa człowieka do poddania swojej wolnej woli dowolnej sekcie, jaką sobie wybrał. Kryje się w tym dziwna sprzeczność, bowiem teraz ów terapeuta ofiar sekt, działając na rzecz dominujących religii, stał się "ekspertem". Powinniśmy byli dostrzec nadchodzące zmiany, kiedy rząd [amerykański] wezwał samozwańczego "specjalistę", Ricka Rossa, żeby doradzał im, jak poradzić sobie z Gałęzią Dawidową, co w efekcie doprowadziło do poświęcenia ich i wymordowania w Waco. A przede wszystkim, jak zauważamy, największe sekty - dominujące religie - mają zezwolenie na kontynuowanie oszukiwania ludzi, czyli robienie dokładnie tego, o co oskarża się małe grupy.

Co istotne, opisany wyżej proces odprogramowywania stanowi praktyczny przykład tego, o czym tak często mówili Kasjopeanie - że wiedza ochrania, a ignorancja naraża - z tym silnym zastrzeżeniem, że człowiek ma prawo wyboru: czy chce, czy też nie chce zostać odprogramowany. Ilustruje on również wyraźnie zasadę, na jakiej komunikują się Kasjopeanie. Odprogramowują nas, ponieważ o to prosiliśmy.

W kółko dostaję listy od ludzi, którzy chcą wiedzieć, dlaczego Kasjopeanie nie odpowiedzą po prostu na każde pytanie i nie wyjawią całej swojej sensacyjnej wiedzy o naturze wszechświata.

Rzecz w tym, że dość dobrze już wiemy, iż wszystkie źródła, które dokładnie to robią, mogą mieć w tym jakiś swój cel, niekoniecznie uwzględniający naszą wolną wolę! Faktycznie, mogą one podawać prawdziwe informacje o kosmosie i opisać nam wiele planów rzeczywistości, rządzące nią prawa i tak dalej. Wygląda jednak na to, że wiele z nich zrobiło to w taki sposób, żeby nie tylko zaciemnić prawdziwe elementy - którym powinniśmy poświęcić nasze wysiłki tu, na naszym poziomie - ale i z premedytacją zatrzymać nas na tym poziomie. Co dobrego wynika z wiedzy, że w siódmej gęstości wszystko jest jednym, skoro lekcja w tej gęstości polega na wybraniu jednej z możliwych polaryzacji? To trochę jak uczenie dziecka teorii pilotowania odrzutowca, kiedy w rzeczywistości nie ma ono dostępu do takiego samolotu, a gdyby nawet miało, nie pasowałoby do fotela, nie dosięgałoby do sterów i, nawet gdyby mogło w jakiś sposób przezwyciężyć te trudności, nie miałoby żadnego praktycznego doświadczenia w pilotowaniu, więc przy pojawieniu się pierwszej niewiadomej skończyłoby w płonącej stercie złomu na końcu pasa startowego.

Michael Topper, używający literackich pseudonimów, m.in. "Marshall Telemachus" albo "Mother Terasu", ma do powiedzenia na ten temat parę interesujących rzeczy. Poniższy tekst jest wyciągiem z cyklu artykułów, jakie napisał. Po stworzeniu dość obszernego materiału, którego większość była opublikowana przez Vala Valeriana w jego serii książek "Matrix", Topper w zasadzie zniknął ze sceny. Seria ta jest długa, tekst jest trudny, a skomplikowany język czyni materiał prawie niedostępnym dla przeciętnego czytelnika. Jestem pewna, że to było zamierzone, a przeczytanie całości wymaga wiele pracy. Nie ma nic za darmo we wszechświecie. W tej serii Topper zdradza niewiarygodne sekrety o rzeczywistości, ale trzeba się porządnie natrudzić, żeby to zrozumieć.

Mam tu streszczony i skondensowany fragment jednej części tej serii, przy czym dołożyłam wszelkich starań, by mieć pewność, że nie przeinaczam treści.[2]

[cdn..]

Przypisy:

National Security State - Termin ukuty przez Marcusa Raskina, który większość swojego czynnego życia poświęcił na rozpracowanie "państwa bezpieczeństwa narodowego" i przywrócenie instytucji wspomagających demokrację. Marcus był członkiem Rady Bezpieczeństwa Narodowego w czasie prezydentury Kennedy'ego.

Generalnie, pojęcia National Security State - państwo bezpieczeństwa narodowego - oraz doktryna bezpieczeństwa narodowego odnoszą się do ideologii i instytucji (CIA, Departament Obrony) ustanowionych na mocy ustawy National Security Act z 1947 roku, trwałego dziedzictwa po ówczesnym prezydencie Harrym S. Trumanie, dla podparcia jego doktryny "wspierania wolnych narodów, które opierają się próbom ujarzmienia, podejmowanym przez uzbrojone mniejszości bądź naciski zewnętrzne". (Zob. Michael J. Hogan, "A Cross of Iron: Harry S. Truman and the Origins of the National Security State, 1945-1954". New York, Cambridge University Press, 1998; gdzie "wyjaśnia się proces przemiany, który zakończył się ostatecznym upadkiem państwa Nowego Ładu, z jego naciskiem kładzionym na wydatki socjalne, i dał początek militarystycznemu państwu bezpieczeństwa narodowego".)

Jack Nelson-Pallmeyer w swojej książce "Brave New World Order" wyróżnia siedem cech charakterystycznych dla państwa bezpieczeństwa narodowego. Można się z nimi zapoznać tutaj (eng.)

źródła:

http://www.answers.com/topic/national-security-state

http://www.sourcewatch.org/index.php?title=National_Security_State

www.tspppa.gwu.edu/docs/Raskin.pdf

Democracy versus the National Security State [pdf]

http://en.wikipedia.org/wiki/Marcus_Raskin

http://www.sourcewatch.org/index.php?title=National_Security_State

* "A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie "Nauczycielem" i "Panem" i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Sługa nie jest większy od swego pana ani wysłannik od tego, który go posłał". - Ew. Św. Jana 13, 12-16

** 1 Kor 13, 12

[2] Topper, Michael, The Positive/Negative Realms of Higher Densities, zamieszczone na http://www.cassiopaea.org/cass/stalking.htm

 


Właściciele oraz wydawcy niniejszych stron pragną oświadczyć, że materiał tu prezentowany jest wynikiem ich badań i eksperymentu w Komunikacji Nadświetlnej. Zapraszamy czytelnika by przyłączył się do naszego poszukiwania Prawdy poprzez czytanie z otwartym, ale sceptycznym umysłem. Nie zachęcamy tu do "dewotyzmu" ani też do "Prawdziwej Wiary". Zachęcamy STANOWCZO do poszukiwania Wiedzy oraz świadomości we wszystkich obszarach działania jako najlepszego sposobu, by być w stanie odróżnić kłamstwa od prawdy. Jedno co możemy powiedzieć czytelnikowi: pracujemy bardzo ciężko, wiele godzin na dobę, i czynimy tak od wielu lat, by odkryć "sedno" naszej egzystencji na Ziemi. Jest to nasze zajęcie, nasze poszukiwanie, nasza praca. W sposób ciągły szukamy potwierdzenia oraz/lub pogłębiamy zrozumienie tego, co uważamy albo za możliwe, albo za prawdopodobne lub za jedno i drugie. Czynimy tak ze szczerą nadzieją, że ludzkość jako całość skorzysta z naszej pracy, jeśli nie teraz , to przynajmniej w jakimś punkcie w jednej z naszych prawdopodobnych przyszłości.

Skontaktuj się z administratorem serwera pod adresem cassiopaea.com
Prawa Autorskie (c) 1997-2005 Arkadiusz Jadczyk oraz Laura Knight-Jadczyk. Wszystkie prawa zastrzeżone. "Cassiopaea, Cassiopaean, Cassiopaeans," są zastrzeżonym znakiem handlowym Arkadiusza Jadczyka oraz Laury Knight-Jadczyk.
Listy adresowane do Kasjopei, szkoły QFS, Arkadiusza lub Laury, stają się własnością Arkadiusza Jadczyka i Laury Knight-Jadczyk
Wtórne publikacje oraz wtórne rozpowszechnianie zawartości niniejszego ekranu lub dowolnej części niniejszej witryny w dowolnej formie jest stanowczo zabronione bez wcześniejszej pisemnej zgody autorów.

Jesteś gościem o numerze .