Artykuł - Laura Knight-Jadczyk
Flight 77 wystartował o 8:20 rano.
Pilot nawiązał ostatni rutynowy kontakt radiowy z
kontrolerami lotów o godzinie 8.50. “O 9.09 wskutek niemożności
uchwycenia samolotu na radarze kontrolerzy z Indianapolis ostrzegli o
możliwej katastrofie” – donosił Washington Post. Wiceprezydent Dick
Cheney wyjaśni później, iż „terroryści wyłączyli transponder samolotu,
sugerując, iż samolot rozbił się on w Ohio, co jak wiemy nie miało miejsca
[Prasa, NBC, 16 września 2001].
12 września ustalono, iż transponder
zamilkł około 8.55 czyniąc tym samym samolot niewidocznym dla cywilnych kontrolerów lotów. W tym czasie Boeing prawdopodobnie wykonał zwrot w
kierunku Waszyngtonu. To oczywiście jest domysł, gdyż nie potwierdzają
tego żadne źródła.
Jedno jest pewne: Wyłączenie transpondera w
warunkach, jakie zaistniały tego dnia powinno być najprostszym sposobem
na podniesienie alarmu.
Procedury są bardzo ścisłe i rygorystyczne w
przypadkach awarii transponderów, zarówno w lotnictwie cywilnym jak i
wojskowym. Przepisy FAA dokładnie precyzują, jak postępować, gdy
transponder nie funkcjonuje prawidłowo: Wieża kontrolna powinna
od razu nawiązać łączność radiową z pilotem, a jeśli nie uda się tego
zrobić, należy niezwłocznie powiadomić siły powietrzne, które wysyłają
myśliwce celem nawiązania z samolotem kontaktu wzrokowego. [Przepisy
FAA: http://faa.gov/Atpubs].
Przerwa w pracy transpondera bezpośredno stawia również w stan gotowości siły militarne NORAD –siły obrony powietrznej USA i
Kanady.
Transponder jest identyfikatorem samolotu – umożliwia jego
NIEPRZERWANY i AUTOMATYCZNY monitoring.
"Jeżeli obiekt nie może być
zidentyfikowany w czasie krótszym niż 2 minuty lub wzbudza podejrzenia,
jest traktowany jako ewentualne zagrożenie. Samoloty niezidentyfikowane, samoloty będące w niebezpieczeństwie
oraz samoloty, co do których istnieje podejrzenie, iż mogą zostać użyte w
innych celach niż te, do których zostały przeznaczone, mogą być
przechwycone przez myśliwce NORAD". [Rzecznik NORAD: http://www.airforce.dnd.ca/athomedocs/athome1e_f.htm]
W publikacji Boston Globe "Facing Terror Attack’s Aftermath" można przeczytać:
„Snyder, rzecznik NORAD potwierdza, iż myśliwce obrony powietrznej rutynowo przechwytują takie samoloty”.
Tak więc zgodnie z oficjalną wersją, uwzględniając warunki
zaistniałe 11 września 2001 roku, "terroryści" rzeczywiście spowodowali alarm, co POWINNO było prowadzić do niemal
natychmiastowego przechwycenia samolotu, na CZTERDZIEŚCI minut przed jego uderzeniem w Pentagon.
W niektórych rejonach USA
kontrolerzy lotów dysponują radarami zwanymi „primaries”(aktywnymi), zdolnymi do
wykrywania ruchu w przestrzeni powietrznej , jednakże na co
dzień używane są radary „secondaries” ( pasywne), zdolne jedynie
do odbioru sygnału emitowanego przez transpondery zainstalowane w
samolotach które zgłaszają ID, kurs, wysokość etc. Wyłączenie
transpondera powoduje zniknięcie samolotu z ekranu radaru pasywnego i
może on być obserwowany wyłącznie przy użyciu radaru aktywnego. FAA
poinformowała jednak, iż kontrolerzy lotów w Ohio nie mieli dostępu do
radarów aktywnych.
W „Pentagon Crash Highlights a Radar Gap” napisano:
"Samolot, który uderzył w Pentagon 11 września, zniknął z ekranów radarów kontroli
lotów na co najmniej 30 minut – po części dlatego, że został
porwany w obszarze słabo pokrytym przez radiolokację kontroli lotów". [...]
Samolot lecący z lotniska Dulles w Waszyngtonie do Los Angeles został
porwany pomiędzy 8.50 – kiedy to kontrola nawiązała ostatni rutynowy kontakt
radiowy z pilotem - a 8.56, kiedy to porywacze wyłączyli transponder, który na monitory kontrolerów przekazuje dane identyfikacyjne samolotu, wysokość i prędkość lotu.
Uderzenie w Pentagon nastąpiło o 9.41, około 12 minut po tym, jak
kontrolerzy z Dulles podnieśli alarm, że niezidentyfikowany
samolot leci w kierunku Waszyngtonu z dużą prędkością.
Wyjaśnianie
tajemnicy zniknięcia samolotu należy zacząć
od faktu, iż porwanie nastąpiło w okolicy obsługiwanej tylko przez
jeden – pasywny – typ radaru, co zostało oficjalnie potwierdzone przez
FAA. Chociaż ten typ radaru nazywany jest "pasywnym", to kontrola lotów używa niemal wyłącznie tego systemu,
który z transpondera pobiera identyfikator samolotu, punkt docelowy lotu, prędkość i wysokość i wyświetla te dane na ekranach radarów kontroli lotów.
Radar typu
„Primary” (aktywny) to starszy system – odbiera sygnał odbity od samolotu i informuje kontrolera jedynie o tym, że jakiś samolot jest w powietrzu, ale nie wyświetla jego typu ani wysokości lotu. Na wieżach kontrolnych
zazwyczaj zainstalowane są obydwa typy, ale „Primary” jest używany
wyłącznie jako system zapasowy i zazwyczaj jest przez wyłączany przez kontrolerów obsługujących samoloty lecące na wysokości ponad 5500 metrów, zaśmieca im bowiem monitory.
Wszystkie samoloty latające powyżej 5500 metrów musza mieć
włączone transpondery. Jeśli jakiś samolot po prostu zniknie z ekranu radaru, większość kontrolerów może szybko przełączyć się na
system aktywny, który powinien wyświetlić niewielki znak plusa w miejscu odpowiadającym lokalizacji samolotu – nawet jeśli transponder nie
funkcjonuje.
System radarowy w okolicach Parkersburga w Zachodniej
Wirginii został jednak wyposażony jedynie w pasywny system radiolokacyjny, zwany radarem "beacon-only" [działający jedynie w kontakcie z transponderem - przyp. nasz].
W efekcie kontrolerzy monitorujący Lot 77 w centrum w Indianopolis pozostali ślepi, kiedy porywacze wyłączyli pokładowy transponder - jak podały niektóre źródła".
Jedynym zatem skutkiem wyłączenia transpondera w tym konkretnym momencie było uczynienie samolotu niewidzialnym tylko dla CYWILNYCH
organów kontrolnych. Zastanawiające, skąd „terroryści” wiedzieli, co zrobić,
aby stać się niewidocznymi dla cywilnych kontrolerów lotów. Przypominam
że wyłączenie transpondera POWINNO AUTOMATYCZNIE zwrócić na samolot uwagę i zainteresować militarne siły Obrony Narodowej
USA już w ramach normalnej procedury, a co dopiero w warunkach z 11 września 2001. Dlatego też jest niemal pewne, że przez cały czas był on widoczny i monitorowany przez Wojsko.
Jednakże
zgodnie z zarządzeniem generała Myersa armia czekała trzy kwadranse
przed wysłaniem myśliwców [Przesłuchanie w Senacie, 13 września 2001].
Dwa dni później, 15 września 2001, NORAD wydał do prasy sprzeczne oświadczenie, w
którym stwierdza, iż o uprowadzeniu Flight 77 siły NORAD zostały
poinformowane dopiero o godzinie 9.24 i niezwłocznie wysłały dwa F-16 z bazy w
Langley, 105 mil od Pentagonu (zamiast z St. Andrews – jedynie 10 mil od
Pentagonu). Samoloty wzbiły się w powietrze o godzinie 9.30, o wiele za późno...
obiekt, który uderzył w Pentagon, pojawił nad Waszyngtonem o 9.37.
Ta
wersja obarcza winą za sytuację FAA, która zbyt długo zwlekała.
Jednak to wytłumaczenie nie jest zadawalające, ze wględu na ustalone procedury, które powinny być AUTOMATYCZNE.
Tu trzeba zadać jedno
zasadnicze pytanie: Biorąc pod uwagę wszystko, co BYŁO wiadome - choć, jak twierdzą, z opóźnieniem - dlaczego
wysłano myśliwce a nie pocisk ziemia-powietrze?
Przecież zaistniała
tego dnia sytuacja kryzysowa wymagała najwyższej czujności sił obrony powietrznej, także
nad Waszyngtonem, niezależnie od przechwycenia Flight 77.
Działania powinny były podlegać bazie wojskowej Saint Andrews, gdy tylko generał
Eberhart, głównodowodzący oficer sił NORAD, uruchomił plan SCATANA przejmując kontrolę nad przestrzenią powietrzną Nowego Jorku i obsadził ją myśliwcami.
Dla
wojskowych, od momentu kiedy zostali powiadomieni o zniknięciu Flight 77 -
czyli w rzeczywistości od chwili wyłączenia transpondera, a nie
od chwili, kiedu FAA wzięła się wreszcie za powiadomienie ich - nie istniała w ogóle kwestia, czy transponder nawalił czy został wyłączony celowo.
Sytuacja była jasna, a fakty konkretne – dwa samoloty uderzyły już w wieże WTC, transponder
w trzecim nie funkcjonował a pilot nie odpowiadał na wywołania radiowe. Zadanie armii jaśniejsze być nie mogło – zestrzelić samolot, który
- jak twierdzono - skierował się na Waszyngton.
Opisane powyżej fakty świadczą o
tym, iż lotnictwo wojskowe NIE ZAMIERZAŁO zestrzelić kierującego się na Pentagon obiektu, czymkolwiek on był, bez
względu na zagrożenie, jakie sobą przedstawiał.
16 września 2001 Dick Cheney
próbował usprawiedliwiać zaniedbanie wojskowych twierdząc, iż decyzja o
zestrzeleniu cywilnego samolotu pasażerskiego "winna być pozostawiona prezydentowi". Grał na uczuciach narodu amerykańskiego twierdząc, że prezydent po prostu nie mógł podjąć takiej decyzji pochopnie, ponieważ "stawką było życie amerykańskich obywateli".
Stwierdzenia Cheneya są jednakże zakłamane. Zrównał bowiem przejęcie samolotu z decyzją o jego zestrzeleniu.
Przechwycenie to nic innego jak nawiązanie kontaktu
wzrokowego, wydanie poleceń sygnałami świetlnymi i gotowość do podjęcia akcji. Zestrzelenie oznacza zaś, iż myśliwce czekają
już na pozycji na wydanie rozkazu.
Jedźmy dalej: Nie jest prawdą,
jakoby ta decyzja należy wyłącznie do Prezydenta. Przechwycenie
podejrzanego samolotu cywilnego następuje automatyczne i nie
wymaga jakiejkolwiek decyzji politycznej. Działanie takie powinno było mieć
miejsce 11 września natychmiast po tym, jak transponder
przestał działać. Myśliwce powinny wystartować natychmiast, chyba że
otrzymały wyraźny rozkaz pozostania na ziemi.
Powtórzę jeszcze raz:
Flight 77 był niewidoczny JEDYNIE dla CYWILNEJ kontroli lotów.
Fakt wyłączenia transpondera automatycznie alarmuje wojska obrony powietrznej.
Następny problem: Jest sobie pięć niezwykle zaawansowanych technicznie baterii antyrakiet
do obrony Pentagonu przed atakiem powietrznym. Baterie działają automatycznie
Rzecznik Pentagonu, podpułkownik
Vic Warzinski twierdził, iż armia nie spodziewała się takiego ataku. Nie brzmi to wiarygodnie. Ponieważ transponder został wyłączony, Pentagon wiedział doskonale, gdzie jest samolot. Komunikacja pomiędzy kontrolerami cywilnego ruchu powietrznego a rozmaitymi władzami federalnymi działała bez zarzutu.
O 9.25 wieża
kontrolna Dulles International w Waszyngtonie zauważyła
niezidentyfikowany obiekt lecący z dużą prędkością w kierunku otaczającej stolicę strefy zamkniętej dla lotów [Washington Post, 12 września
2001]. Samolot ten leciał w stronę Białego Domu. „Ku naszemu zaskoczeniu
obiekt nagle zmienił kierunek lotu. To musiał być myśliwiec. To musiał być
jeden z naszych chłopaków wysłany na patrol aby chronić prezydenta i
stolicę... Utraciliśmy kontakt radarowy z tą maszyną. I czekaliśmy... I
wtedy otrzymaliśmy polecenie z Narodowej Kontroli, że mamy wstrzymać cały
ruch przychodzący i że Pentagon oberwał. [Danielle O’Brien, ABC News, 24
października 2001].
Armia posiada kilka niezwykle zaawansowanych
radarowych systemów monitorowania. System PAVE PAWS jest używany
do wykrywania i śledzenia obiektów trudnych do wyłowienia, takich jak pociski
latające na bardzo małych wysokościach. PAVE PAWS nie przeoczy
NICZEGO, co pojawi się w przestrzeni powietrznej Ameryki Północnej. "ten system radarowy jest w stanie wykryć i monitorować ogromną ilość obiektów, które podpadałyby pod zmasowany atak z użyciem SLBM [Submarine Launched Ballistic Missile - pocisk balistyczny wystrzeliwany z okrętu podwodnego],
błyskawicznie rozróżnia typy obiektów, wylicza czasy odpalenia i
miejsca uderzenia. [http://www.pavepaws.org/ oraz
http://www.fas.org/spp/military/program/track/pave paws.htm ]
Wbrew zatem twierdzeniom Pentagonu, armia doskonale wiedziała o
niezidentyfikowanym obiekcie zmierzającym w stronę stolicy. A jednak armia nie zareagowała, a baterie antyrakietowe Pentagonu nie zadziałały.
Dlaczego?
Wojskowe samoloty oraz pociski
posiadają transpondery, które są
o wiele bardziej zaawansowane technicznie niż te pozostające w użyciu
cywilnym. Transpondery wojskowe pozwalają obiektom latającym na
określanie się elektronicznym oczom strzegącym amerykańskiej przestrzeni powietrznej jako przyjazne lub wrogie.
Bateria antyrakietowa nie zareaguje na przykład na
zbliżający się "przyjacielski pocisk", co w warunkach
bojowych gwarantuje niszczenie jedynie wrogich pocisków czy samolotów.
Wydaje się więc, że
cokolwiek trafiło Pentagon, MUSIAŁO mieć wojskowy transponder
sygnalizujący się jako „przyjazny” - to znaczy zostało wzięte za samolot armii amerykańskiej penetrujący ochronę Pentagonu - w przeciwnym razie baterie
antyrakietowe automatycznie aktywowałyby się.
W dziwny sposób
cała odpowiedzialność za obronę powietrzną przypisana jest siłom NORAD, a to zwyczajnie nie jest prawdą.
Istnieje National Military Command Center [Narodowe Centrum Dowodzenia Wojskowego], które
mieści się W Pentagonie i gromadzi wszystkie informacje dotyczące porwań samolotów a także zleca operacje wojskowe. 11 września 2001 NMCC było
od samego rana postawione w stan najwyższej gotowości bojowej. Najwyższą władzą wojskową NMCC jest the
Chairman of the Joint Chiefs of Staff [Przewodniczący Kolegium Szefów Połączonych Sztabów]. 11 września funkcję tę pełnił generał Henry Shelton. Jednakże Shelton był akurat gdzieś nad Atlantykiem. w podróży do Europy, a jego obowiązki na miejscu pełnił
jego zastępca, generał Richard Myers, który w tym czasie
zadawał się z senatorem Maxem Clelandem.
W skrócie, odpowiedzi na
pytanie, co właściwie zdarzyło się 11 września, zmieniają się wskazując a to na awarie
sprzętu, a to na problemy z koordynacją działań, chwilową niesprawność,
nieobecność dowódców albo na przerzucanie odpowiedzialności etc.
Oczywiście nie daje nam to
odpowiedzi na pytanie: Dlaczego
automatyczne systemy obrony Pentagonu nie zadziałały? Mike Ruppert
napisał, że tego dnia odbywały się "ćwiczenia wojskowe", sugerując, że owe automatyczne
systemy zostały czasowo wyłączone. Jeśli tak istotnie
było, to albo byłby to największy zbieg okoliczności w dziejach, iż ten
sam dzień wybrała na swoją gruntownie zaplanowaną w afgańskich
jaskiniach akcję zaatakowania Ameryki jakaś grupa szalonych terrorystów albo... ktoś z rządu USA im
o tym powiedział.
Krótko mówiąc, Najpotężniejsza Machina
Wojenna na świecie powinna ogłosić się Najbardziej Niekompetentną. I z
powodu jej niekompetencji życie straciły tysiące Amerykanów i nikogo z tego nie
rozliczono. W tym samym czasie nałożono na obywateli drakońskie
ograniczenia wolności osobistej – oczywiście w imię Bezpieczeństwa Państwa, gdy
jasne jest, że gdyby odpowiednie istniejące już systemy były aktywne, nie doszłoby do
uderzenia w drugi budynek WTC, a tym bardziej w Pentagon.
Biorąc pod uwagę wszystkie aspekty tego problemu, wydaje się, że owe systemy ochronne DZIAŁAŁY... a obiekt, który
uderzył w Pentagon, został zidentyfikowany przez baterie antyrakietowe jako „SWÓJ”.
„Trzeba
pamiętać, że pierwszym zadaniem, które zawiązując spisek należy wykonać,
bez różnicy czy jest to spisek polityczny, kryminalny czy biznesowy, to
przekonanie wszystkich dookoła, iż nie ma żadnego spisku. Sukces
spiskowców w dużej mierze zależy od tego, czy są zdolni tego dokonać”
[Gary Allen, None Dare Call It Conspiracy]
Prawda o wydarzeniach z 11
września ma ogromne znaczenie.
Nieustannie przypomina się nam - ustami wybitnych
polityków i głosem mass-mediów - że „11 września zmienił wszystko”.
Wydarzenia z 11 Września określiły zaczynający się właśnie nowy wiek i używa się ich do usprawiedliwienia bezprecedensowego nagłego przejścia do polityki militaryzmu
i represji - zarówno na terenie USA jak i poza.
A jednak, pomimo ewidentnie ogromnego znaczenia 9/11, uderzający jest brak jakiejkolwiek rzeczowej dyskusji w mainstreamowych mediach o tym, co się naprawdę
stało tego brzemiennego w skutki dnia.
Oficjalna wersja zawiera mnóstwo
nieścisłości i podejrzanych zagrań, ciekawostki, które media często wciskają
opinii publicznej na pierwszym miejscu, ale nie idzie za tym nic dalej, nie przyciągają one takiej uwagi, na jaką w oczywisty sposób zasługują. Samonarzucające się pytanie, dlaczego
administracja USA jest tak przeciwna uczciwemu i jawnemu śledztwu, w zasadzie nie znalazło odpowiedzi.
W rzeczy samej, niechęć zachodnich mediów do
krytycznego zakwestionowania oficjalnej wersji - i kluczowa rola niektórych z nich w aktywnym propagowaniu tej nieprawdopodobnej opowieści - dopomina się wyjaśnienia dla
ich własnego dobra.
Obiektywne śledztwo w sprawie ataku na USA powinno objąć także niezwykłe zjawisko rażącej stronniczości i ewidentnej ślepoty mediów. [Physics 9-11 org]
Ten cykl komentarzy rozpoczął się we wrześniu 2002. Wielu czytelników naszego serwisu poczęło słać do nas pocztę pytając, co
myślimy o dowodach na to, że Boeing 757 NIE uderzył w Pentagon. Do
tego momentu nawet nie przyszło nam do głowy, że wydarzenia mogły toczyć
się inaczej niż opisywały je media i administracja Busha. Mieliśmy oczywiście pewne pomysły na temat tego, KTO stał za tymi wydarzeniami, istotne jednak jest to, że generalnie nie kwestionowaliśmy faktów podawanych w oficjalnej wersji.
Oczywiście ponieważ takie było nasze "przekonanie", zaczęliśmy szukać danych obciążeni naszym nastawieniem. Było dla nas absolutnie pewne, że teoria
„nie-Boeinga” została wymyślona po to, żeby wkopać ludzi
doszukujących się wyjaśnienia, "kto to zrobił", tak żeby - kiedy już "dowód na Boeinga" zderzającego się z Pentagonem zostanie ostatecznie ujawniony - wszyscy dopatrujący się „roboty
wewnętrznej” wyszli na idiotów, dzięki czemu wszystkie tego typu teorie konspiracyjne zostałyby zgniecione na miazgę.
W rzeczywistości każdego dnia spodziewałam się takiego ujawnienia i zaczęłam się zastanawiać, co się dzieje, że ciągle się nie pojawia. Czyżby było
możliwe, że NIE istnieją dowody na to, iż to Boeing uderzył w Pentagon?
W życiu nie
pomyślałabym, iż taki "przekręt" popełniony na amerykańskim społeczeństwie, a tym bardziej na mediach, w ogóle
jest możliwy. Z pewnością żaden zbrodniarz zasiadający w naszym własnym rządzie nie byłby na tyle szalony, żeby odpalić uzbrojony samolot bezzałogowy, wziąć go za Boeinga i jeszcze mieć nadzieję, że ujdzie z tego na sucho! Co za poroniony pomysł!
Mając więc to wszystko na uwadze,
zaczęłam badać sprawę . Robię to już od dwóch i pół roku i ciągle nie ma nawet
cienia dowodu na to, że w Pentagon uderzył Boeing. Co więcej, niedawno
(styczeń 2005) otrzymaliśmy informację, iż POWODEM pierwotnych twierdzeń,
że nie było żadnego Boeinga, są zdjęcia satelitarne pokazujące, co NAPRAWDĘ uderzyło w
Pentagon, ale wykonane zostały przez satelitę należącego do innych rządów niż amerykański. Do dziś nie
zostały one ujawnione opinii publicznej, gdyż zapewne są one narzędziem
"wzajemnego szantażu", co na najwyższych szczeblach władzy jest normą.
Jednakże jak się dowiedzieliśmy, zdjęcia te krążyły wśród pewnych grup obcego wywiadu, można więc powiedzieć, że stały się obiektem
„kontrolowanego przecieku”. Kiedy dowiedziałam się o tych zdjęciach z bardzo wiarygodnego źródła,
którego jednak z wiadomych względów nie mogę ujawnić, zdałam sobie sprawę, że stawka w tej
grze jest o niebo wyższa, niż komukolwiek mogłoby się wydawać.
Rzecz jasna każdy, kto bierze się za ten temat i odważa się sugerować cokolwiek innego niż
głosi wersja oficjalna, zostanie okrzyknięty teoretykiem spiskowym. Znam to, spędziłam 30 lat studiując psychologię,
historię, religię, kulturę, mity i zjawiska paranormalne, przez wiele lat zajmowałam się
także hipnoterapią. Wszystko to razem daje mi solidną wiedzę na temat
funkcjonowania mózgu ludzkiego na bardzo głębokich poziomach. To dostarczyło mi pewnych danych na temat ludzkiego umysłu, o których zazwyczaj
przeciętni ludzie nie mają zielonego pojęcia. Ilustruje to taka oto
historia:
Podmiot hipnozy poddany został sugestii, że po obudzeniu nie będzie widzieć trzeciej osoby obecnej w pokoju, która - jak zostało zasugerowane - stała się niewidzialna. Przekazane zostały właściwe dla tego celu sugestie, coś w rodzaju "nie będziesz widział X" i tak dalej - w różnych formach. Gdy podmiot hipnozy został obudzony, sugestia NIE DZIAŁAŁA!
Dlaczego? Ponieważ była ona sprzeczna z jego systemem wiary. On NIE wierzył, że ktoś może stać się niewidzialny.
Spróbowano więc innej taktyki. Podmiot ponownie został zahipnotyzowany i powiedziano mu, że ta trzecia osoba wychodzi z pokoju... że została wezwana w ważnej sprawie i opisano, jak zakłada płaszcz i kapelusz... i, żeby dostarczyć „efektów dźwiękowych”, drzwi zostały otwarte i zamknięte, a następnie – wyprowadzono podmiot z transu.
Zgadnijcie, co się stało?
On NIE BYŁ W STANIE ZOBACZYĆ tej Trzeciej Osoby.
Dlaczego? Ponieważ jego sposób postrzegania został zmodyfikowany stosownie do jego systemu wierzeń. Pewien "czynnik cenzurujący", obecny w jego mózgu, został „aktywowany” w sposób akceptowalny dla jego instynktu przetrwania ego.
Sposoby i środki zapewniające przetrwanie jaźni ustanawiane są we wczesnej fazie naszego życia przez rodziców i przez społeczne programowanie w zakresie tego, co JEST, a co NIE JEST możliwe, w co nam "wolno" wierzyć, żeby być akceptowanym. Najpierw uczymy się tego przez obserwację, co zadowala naszych rodziców, a dopiero później modyfikujemy swoje przekonania stosownie do tego, w co nasze społeczeństwo - nasi rówieśnicy - uznają za stosowne wierzyć. Jest to "przeniesienie". Zmieniamy swoje pragnienia i potrzeby, żeby zadowolić rodziców, społeczeństwo, a nawet rząd.
Wróćmy jednak do naszej historii. Trzecia Osoba zaczęła chodzić po pokoju, podnosząc różne rzeczy i ustawiając je. Wykonywała różne czynności mające na celu zbadanie świadomości podmiotu co do jej obecności, a ów podmiot, widząc tę „odbiegającą od normy” aktywność, wpadł w kompletną histerię! Widział obiekty poruszające się w powietrzu, drzwi otwierające się i następnie zamykające - jednak NIE MÓGŁ zobaczyć ŹRÓDŁA tych wydarzeń, ponieważ nie wierzył, że w pokoju był jeszcze ktoś inny.
Jakie są zatem implikacje tego elementu ludzkiej świadomości? (Nawiasem mówiąc, jest to także powód, dla którego większość terapii dążących do wykorzenienia złych przyzwyczajeń nie odnosi skutku - próbują one oddziaływać przeciwko "systemom wiary" wrytym w podświadomość, które utrzymują człowieka w przekonaniu, że przyzwyczajenie jest niezbędne do przetrwania).
Jedną z pierwszych rzeczy, które możemy zaobserwować, jest fakt, że każdy ma inny zestaw przekonań, opartych na społecznym i rodzinnym warunkowaniu, i że przekonania te determinują, jak wiele z OBIEKTYWNEJ rzeczywistości jest dostępne. Rzeczywistości - obiektywne, subiektywne czy jakiekolwiek inne - stanowią drażliwy temat. Wystarczy, jak powiem, że lata pracy z umysłami wszelkiego typu ludzi nauczyły mnie, że niemal nigdy nie postrzegamy rzeczywistości takiej, jaką ona naprawdę JEST.
W powyższej historii obiektywna rzeczywistość JEST TYM, CZYM JEST. W historii tej oczywiście spora część tej rzeczywistości nie jest dostępna podmiotowi wskutek cenzury percepcji, aktywowanej przez sugestie hipnotyzera. Oznacza to, że podmiot ma silną wiarę, opartą na własnym WYBORZE, co do tego komu i w co wierzyć. W tym przypadku zadecydował, że
będzie wierzył hipnotyzerowi, a nie temu, co mógłby zaobserwować, gdyby obył się bez cenzury percepcji zapodanej przez hipnotyzera, który
aktywował jego „centrum wiary” - chociaż aktywacja ta była szalbierstwem.
Tak właśnie dzieje się niemal ze wszystkimi ludźmi: wierzymy hipnotyzerom - „kulturze masowej " - i jesteśmy w stanie, z nadprzyrodzonym sprytem, zanegować to, co często mamy wprost pod nosem. W wypadku obiektu hipnozy, jest on całkowicie zdany na łaskę i niełaskę „niewidzialnej osoby”, której z własnego wyboru nie widział.
Powiedzmy sobie otwarcie:
Jesteśmy nauczeni unikać niewygodnych realiów. Ludzie - postawieni
twarzą w twarz z niewygodnymi prawdami o sobie czy swoim świecie - reagują jak alkoholicy, którzy „w każdej chwili mogą przestać
pić”, jak zdradzany mąż, który zawsze „dowiaduje się ostatni”, jak żona
nie dostrzegająca jak jej mąż molestuje córkę...
Nie dziwi mnie zatem fakt
odrzucania przez ludzi rzeczywistości, to kulturowa norma. Nie dziwi
mnie także to, że przerzucają swój dyskomfort na tych, którzy mają czelność zadawać niewygodne pytania,
oskarżając ich o bycie „teoretykiem spisku”.
No cóż. Zanim czytelnik odrzuci wszystko
co zamierzam powiedzieć, przejdźmy do "kontekstu", który w moim przekonaniu może być istotny dla wydarzeń z
11 września 2001. Kontekst ten jest taki, że zwrot "teoria konspiracyjna" był przez wiele lat brzdąkany w taki sposób, że teraz już samo wypowiedzenie tych słów skutkuje wyłączeniem wszelkiej zdolności myślenia przeciętnego Amerykanina. Pewniejsi możemy być jedynie tego, że pozwalając sobie na najmniejszą krytykę rządu Izraela, nazwani zostaniemy z miejsca antysemitami.
Tak właśnie jest
– pierwsze co należy sobie uświadomić to to, że słowo „spisek” wywołuje
silną reakcję każdego z nas. Nikt nie chce być uważany za "teoretyka spisku". To „nieakceptowalne”, „nienaukowe”, albo stanowi dowód na
rozchwianą psychikę, prawda? Właśnie tak myślisz, co?
Założę się, że
już samo czytanie tego słowa powoduje u Ciebie reakcje fizjologiczne – jak
przyspieszenie rytmu serca i nerwową obawę, czy ktoś nie obserwuje co
czytasz, nawet jeśli robisz to cicho.
Czy zadałeś sobie kiedyś pytanie, DLACZEGO to słowo wywołuje w Tobie tak nagłą i emocjonalną reakcję? Nie
ciekawi Cię, dlaczego wręcz odrzuca Cię od niego? Czemu? W końcu to
tylko słowo. Słowo opisujące "wysoko postawionych" ludzi, którzy dla osiągnięcia własnych celów myślą o czymś i robią coś, co zmanipuluje innych.
Richard M. Dolan studiował na uniwersytetach
Alfred i Oxford, po czym obronił tytuł naukowy z historii na
uniwersytecie w Rochester, był też nominowany do prestiżowego stypendium Rhodes Scholarship. Dolan studiował amerykańską politykę
Zimnej Wojny, historię i kulturę ZSRR oraz dyplomację. O „teorii spisku”
napisał tak:
„Już samo to miano [spisku] wywołuje automatyczne zaprzeczenie, jak gdyby nikt nigdy nie działał skrycie. Użyjmy zdrowego rozsądku i przyjrzyjmy się bliżej temu zagadnieniu.
W Stanach Zjednoczonych istnieją wielkie organizacje – korporacje,
biurokracje, „grupy interesu” i tym podobne - z natury spiskowe. Oznacza to, że są zhierarchizowane, ważne decyzje podejmowane są po cichu przez kilku decydentów, a kłamstwa na temat ich działalności są na porządku dziennym. Taka jest natura organizacyjnych metod postępowania. W tym sensie "konspiracja" jest jednym ze sposobów życia na całym świecie.
W aparatach wywiadowczych i wojskowych tendencja
taka doprowadzona jest na skraj absurdu. W latach 40 [...] armie i ich
naukowcy pracowali nad nowymi rodzajami uzbrojenia w kompletnej
tajemnicy [...]
Każdy kto obracał się w tak represyjnym środowisku wie,
iż oficjalne manipulowanie prawdą jest na porządku dziennym, ale
społeczeństwa mają swoich licznych i swoich niewielu. Zawsze i
wszędzie jest tych kilku rządzących, i kilku wywierających dominujący wpływ na to, co nazywamy kulturą masową . Wszystkie elity dokładają
starań, aby manipulować udostępnianymi informacjami w sposób zapewniający zachowanie
struktury władzy. Tak jest od wieków.
USA są nominalnie republiką wolnych ludzi, ale w
rzeczywistości jest to oligarchiczne imperium, w pełni świadome bycia autorem ucisku zarówno własnych obywateli jak i obywateli innych państw.
Użyłem terminu "stan bezpieczeństwa narodowego" do opisu środowiska wojskowego i wywiadowczego wraz z całym światkiem na nim się pasącym, jak
koncerny przemysłu zbrojeniowego i inne mętne, podziemne twory. Ich głównymi atrybutami jest tajność, bogactwo,
siła, niezależność i kłamstwo.
Niemal wszystkie istotne amerykańskie
przedsięwzięcia militarne i wywiadowcze były prowadzone w ścisłej
tajemnicy. Budowa bomby atomowej, znana jako
„Projekt Manhattan”, pozostaje modelowym przykładem dla wszystkich
późniejszych działań. Przez ponad dwa lata nikt z kongresmenów lub
senatorów nie wiedział o niczym, choć całkowity koszt tego
przedsięwzięcia przekroczył dwa miliardy ówczesnych dolarów.
W
czasie, i tuż po zakończeniu II Wojny Światowej inne istotne projekty,
jak na przykład prace nad bronią biologiczną, pozyskiwanie hitlerowskich
naukowców, eksperymenty nad kontrolą umysłu prowadzone kosztem życia poddawanych im ludzi, zakrojone na ogólnokrajową skalę przechwytywanie korespondencji i transmisji
przewodowych nieświadomych niczego obywateli, infiltracja mediów i uczelni, tajna policja, skryte wojny i morderstwa
- wszystko to było prowadzone nie tylko w tajemnicy przed amerykańskim społeczeństwem,
ale nawet przed Kongresem i niektórymi prezydentami. Nawet niektóre z najpotężniejszych agencji wywiadowczych powołały się same i przez wiele lat o ich istnieniu nie wiedziało ani społeczeństwo, ani Kongres.
Począwszy od lat 40-tych ubiegłego wieku grupa trzymająca władzę w ramach armii i
wywiadu USA miała do dyspozycji więcej pieniędzy niż większość państw, a należy też pamiętać, że oprócz oficjalnych dolarów duża część tego majątku nie była udokumentowana. Od samego
początku jej istnienia CIA prowadziła najprzeróżniejsze „interesy” które
przynosiły jej pokaźne zyski. Powiązania CIA z międzynarodową
przestępczością (a w szczególności z handlem narkotykami) zostały
zdemaskowane i udokumentowane. Wiele operacji wywiadowczych było też
finansowanych przez bardzo zamożne i o ugruntowanej pozycji osoby i rodziny, mające konkretny, stały interes w sponsorowaniu tych działań, istotnych z kolei dla ich własnych działań.
Teoretycznie w USA obowiązuje cywilna kontrola nad służbami bezpieczeństwa narodowego. Zwierzchnikiem sił
zbrojnych jest prezydent USA. Oficjalnie Kongres
nadzoruje CIA, a FBI odpowiada przed Departamentem Sprawiedliwości. W praktyce
jest inaczej. Powód? Tajemnica.[...]
Mrożącym krew w żyłach przykładem
takiej niezależności są lata 50 XX wieku, kiedy to prezydent Eisenhower
praktycznie utracił kontrolę nad arsenałem nuklearnym USA, przy czym
sytuacja z dwóch ostatnich lat jego prezydentury była już dramatyczna.
Eisenhower niejednokrotnie prosił o spotkanie z dowódcą Strategicznych
Sił Powietrznych by uzyskać informacje na temat amerykańskiego planu
odwetu atomowego. Kiedy w roku 1960 (ostatni rok jego kadencji) w końcu
uzyskał te informacje, przeraził się – połowa północnej półkuli byłaby zmieciona z powierzchni Ziemi.
Jeśli odznaczony bohater wojenny taki jak Eisenhower
nie mógł mieć wpływu na amerykański arsenał nuklearny ani nawet uzyskać
od Pentagonu odpowiedzi na swoje pytania, to jakim cudem kontrolę tę
mogli mieć Truman, Kennedy, Johnson, Nixon?
Tajność, bogactwo i
niezależność to władza. Przez lata instytucje wywiadowcze uzyskały
dostęp do najbardziej zaawansowanej technologii, wydzieliły olbrzymie
połacie terenów na laboratoria i poligony, osiągnęły zdolność
nieograniczonego podsłuchu w granicach państwa i poza nimi, prowadziły otwarte lub potajemne akcje przeciwko innym narodom i wstąpiły w stan wojny z wieloma państwami unikając praktycznie poważniejszego zainteresowania ze strony mediów. Na swoim podwórku mają wpływ na amerykańskich urzędników państwowych i środowiska społeczne mające nadzieję uszczknąć coś z tych miliardów wojskowych dolarów. [włączając w to naukowców, instytuty naukowe, uczelnie etc.]
Oszustwo jest kluczowym elementem wojny. Kiedy na szali leży zwycięstwo
lub klęska, konwencjonalna moralność zwykłych ludzi staje się zawadą. W jedną całość składają się zebrane razem przykłady obłudy oficjeli, z tak smakowitymi kąskami jak kryzys w roku 1948 wywołany pogłoskami o nieuniknionej wojnie, sfałszowany deficyt uzbrojenia forsowany przez siły wojsk powietrznych w latach 50-tych, starannie wykreowane wydarzenia prowadzące ostatecznie do rezolucji w sprawie Zatoki Tonkińskiej... [...]
Tajność bierze się z wszechobecnego i fundamentalnego elementu życia w naszym świecie, a mianowicie że ci, którzy są na szczycie, zawsze podejmą wszelkie kroki potrzebne do utrzymania status quo.
Sceptycy często pytają: „Czy naprawdę uważasz, że rząd mógłby
ukrywać [cokolwiek] tak długo?” Samo takie pytanie ujawnia brak wiedzy o rzeczywistości, tajność jest bowiem sposobem na życie w Stanie Narodowego Bezpieczeństwa. Tak naprawdę, odpowiedź brzmi: I tak, i nie.
Tak, bo skryte działania są standardową procedurą operacyjną i częstokroć są utrzymywane w tajemnicy
przez całe dziesięciolecia, aż jakieś zrządzenie losu dołączy je do zasobów informacji publicznej. Ale jednocześnie nie, bo... informacja
wycieka na samym początku. Nie da się całkowicie uszczelnić jakiejkolwiek
operacji. Rozwiązanie leży w zneutralizowaniu i zdyskredytowaniu niepożądanych informacji – czasem służą temu oficjalne dementi, kiedy indziej kłamliwe, „kontrolowane” przecieki do mediów.
Dodatkowo
jakiekolwiek ślady spisku nie mają szans na przeżycie z powodu
nieuniknionego konfliktu z kulturą masową . Przyjęcie przez
ogół do wiadomości faktu zaistnienia spisku zdarza się jedynie wtedy, kiedy sama masowa kultura do tego doprowadzi uznając, że jest to opłacalne lub
konieczne. [Nie wstrzymujcie oddechu.]
Zjawisko to jest szeroko rozpowszechnione i ma wpływ na wielu ludzi. Wywołuje wzrost zainteresowania będąc jednocześnie prowadzonym
w niemal kompletnej tajemnicy, w nieznanym celu, przez nieznane organizacje i przy użyciu niezwykle
zaawansowanych technicznie środków." [Richard Dolan]
Teraz pomyślmy.
Pomyślmy jeszcze raz o słowie “spisek” i dojdźmy do konkluzji: Z historycznego punktu widzenia JEDYNĄ rzeczywistością jest rzeczywistość spisku. Tajność, bogactwo i
niezależność to władza... Oszustwo jest kluczowym elementem prowadzenia
wojny (narzędzie władzy elit) i kiedy na szali leży zwycięstwo
lub klęska, konwencjonalna moralność zwykłych ludzi staje się zawadą.Tajność bierze się z wszechobecnego i fundamentalnego elementu życia w naszym świecie, a mianowicie że ci, którzy są na szczycie, zawsze podejmą wszelkie kroki potrzebne do utrzymania status quo.
A jak to osiągają? Bardzo prosto –
poprzez „kulturę masową”.
A rozumiana w ten sposób kultura masowa, z perspektywy grup elitarnych pragnących utrzymać status quo swojej władzy, oznacza tylko jedno:
COINTELPRO - niekoniecznie tutaj rozumiane jako konkretny program FBI, ale raczej jako ideę takiego programu i jego stosowanie w naszym społeczeństwie. Również prawdopodobieństwo, że był może od tysiącleci i jest wciąż sposobem na kontrolowanie ludzi. Rzecz jasna Machiavelli opisał
tego typu mechanizmy już wieki temu i jak dotąd niewiele się w tych
sprawach zmieniło.
Faktem jest, iż jest
to niemal automatyczny system, działający w oparciu o naturę ludzkiej psychiki, a ludzie w przeważającej większości LUBIĄ żyć w kłamstwie albo potrzebują żyć w kłamstwie, aby zadowolić swoich rodziców, rówieśników, przywódców religijnych i swoich polityków. Poza tym, "jeśli niewiedza jest rozkoszą, to głupotą jest być mądrym". Jest to
najprawdziwsza prawda, zwłaszcza jeśli uwzględnimy instynkt przetrwania ego. Jeżeli oficjalna wersja[kultura masowa] mówi, że w pokoju nie ma
Trzeciej Osoby, i jeżeli to funkcjonuje poprzez zaszczepione systemy wiary, to jest
mała szansa, że zahipnotyzowany będzie w stanie dostrzec źródło tego zjawiska w naszym świecie. Zawsze będzie jakiś "niewidzialny Trzeci Człowiek".
Weźcie pod uwagę również to: mimo że Dolan pisze
konkretnie o Ameryce, w świecie zdominowanym przez Stany Zjednoczone, należy papiętać, że naciski te, wywodzące się z tego "Stanu Narodowego Bezpieczeństwa", stosowane są wszędzie, by uczynić zadość żadaniom USA.
[NOTA: Dziękujemy panu Andrzejowi Zbierzchowskiemu za zgodę na skorzystanie z jego przekładu. W naszej publikacji - w imię wierności oryginalnemu tekstowi - został on w pewnym stopniu zmieniony. Przekład p. Andrzeja Zbierzchowskiego w swojej oryginalnej postaci opublikowany jest tutaj.]