Ilość tekstów, które napisano na temat problemów z
pozytywistycznymi przekazami czannelingowymi jest znacząca, większość
z nich powstała w oparciu o prace badawcze, a nie w oparciu o same
informacje "czannelingowe" czy filozoficzne domysły. Wielu spośród
badaczy zajmujących się tymi zagadnieniami to psychologowie, psychiatrzy,
lekarze medycyny czy duchowni z treningiem medycznym i/lub psychologicznym.
Ja swoją eksperymentatorską pracę na tym polu zaczęłam
pełna sceptycyzmu. Było to dobre, ponieważ - jak się okazało - rozpocząwszy
jako sceptyk, byłam kompletnie zaskoczona odkryciem faktu, że tak
zwane płaszczyzny astralne to istna dżungla. Pomimo że moje sesje
prowadziłam z najwyższą uwagą, starając się nie dopuścić do jakiejkolwiek
możliwości skażenia moich tematów, to wciąż od nowa odkrywałam, że
w "wyższych" królestwach nie wszystko ma się dobrze.
Doprowadziło to oczywiście do pytania, dlaczego tak
wiele nonsensu propagowane jest przez tzw. źródła czannelingowe, które
w oczywisty sposób w wielu przypadkach kłamią? W innych przypadkach
winne są one przynajmniej tak poważnego braku uwagi w tych sprawach,
że jest to równoznaczne z okropną zbrodnią pominięcia. Moim zdaniem
w obecnym czasie brak wiedzy na temat tej właśnie kwestii jest jednym
z głównych powodów tego, że wciąż tworzy się i podsyca powiększające
się i wzrastające cierpienie ludzkości. Jak "dobre" są źródła czannelingowe,
które nie informują nas o tym stanie? Jeśli już, to tak zwany ruch
"New Age" ma tak mocno wpojoną ideę, że nie należy myśleć o takich
negatywnych sprawach, że oni, bardziej niż wszyscy inni ludzie, narażeni
są na bycie ofiarą. Jeżeli o czymś nie wiesz, nie możesz się przed
tym bronić. Stawało się oczywiste, że "gdzieś tam" istnieje coś lub
ktoś, co nie chce, byśmy o czymś wiedzieli.
Tak, zdaję sobie sprawę, że to policzek dla większości
religijnych doktryn i zdecydowanie zaprzecza standardowym filozofiom
"New Age". Niech jednak wolno mi będzie powiedzieć, że to, że tak
jest, wielokrotnie zostało potwierdzone w klinicznych doświadczeniach
dostatecznie wielu wyszkolonych badaczy, więc zanim ktokolwiek pogrąży
się w zaprzeczaniu, powinien to rozważyć jako roboczą hipotezę do
sprawdzenia. Jeśli jest ona fałszywa, rozważenie jej nie wyrządzi
krzywdy. Jeśli jest prawdziwa, może ocalić nam życie.
Psycholog, William Baldwin, napisał:
Z ograniczoną, jeśli w ogóle jakąkolwiek, wiedzą
i skrzywionym postrzeganiem natury świata duchowego, nie-fizycznej
rzeczywistości, wielu ludzi pozostaje otwartymi i tworzy sobie własną
słabość jako część własnej rzeczywistości!
Uwaga ta zawiera w sobie opis pułapki, w której były
uwięzione przez tysiąclecia biliony istot ludzkich. Chciałabym podkreślić,
że zasadniczo są to filozoficzne podstawy "wiary", wykładane przez
trzy główne monoteistyczne religie, jak również ich new-age'owe odmiany.
Innymi słowy: Wiara, tak jak rozumie ją i praktykuje większość ludzi, jest po prostu innym określeniem na Zaprzeczanie. A zaprzeczanie
oznacza życie w kłamstwie. A kłamstwo według definicji tychże religii
jest "Szatańskie".
Dziś modne jest komunikowanie się ze "swoją wyższą
jaźnią" albo z "duchowymi nauczycielami", by słać miłość i światło,
nie będąc o to wyraźnie proszonym (w ten sposób otwieranie dwukierunkowego
portalu, przez który negatywne energie, które ktoś stara się "przetransformować",
mogą uderzyć w nadawcę), i tak dalej. Bez wiedzy oraz umiejętności
rozróżniania można stać się podmiotem nie tylko kaprysów dowolnego
przechodzącego obok bytu, który słyszy wołanie, ale także kosmicznych
praw, których większość ludzkości jest kompletnie nieświadoma.
Niektórzy "otaczają się światłem" albo modlą się i
w swoich inwokacjach wymieniają "dla mojego najwyższego dobra". Nie
uświadamiają sobie, że w rzeczywistości dają tym samym przyzwolenie
i zaproszenie dowolnemu bezcielesnemu duchowi, który w swoim własnym
królestwie życzeniowego myślenia i fiksacji ziemskiego ego naprawdę
wierzy, że jest to działanie "dla twojego najwyższego dobra".
Pamiętaj, że nie mówimy tu o demonicznym opętaniu.
To zupełnie inna historia, choć rządzi się tymi samymi prawami. Mówimy
tu o martwych duszach, w odmianie z twojego ogródka, pełnych dobrych
intencji, błąkających się na niższych astralnych płaszczyznach wskutek
ignorancji albo swego rodzaju przywiązania do Ziemi. Jak zauważył
Edgar Cayce: martwy prezbiterianin to tylko martwy prezbiterianin!
Stając twarzą w twarz z całym tym materiałem i doświadczeniem
muszę przyznać, że próbowałam sformułować racjonalną teorię, żeby
to wszystko wytłumaczyć. Widziałam, że podobna dżungli natura astralnych
królestw mogła być po prostu jeszcze jednym psychologicznym spektaklem,
wymyślonym przez nieskończenie twórczy umysł jako sposób radzenia
sobie z jakimś problemem w obecnym życiu. Ale tak samo, jak nigdy
nie było dla mnie ważne, czy reinkarnacja faktycznie ma miejsce, czy
też nie, nie przywiązywałam również wagi do faktu czy - jak się zdaje
- na astralnych płaszczyznach istnieją negatywne istoty z wyższych
poziomów, czy też nie. Ważne było tylko to, że terapeutycznie to działało.
A w rzeczy samej to działało; konsekwentnie i zauważalnie.
Jedną z najbardziej zdumiewających spraw była spójność symbolicznego
czy archetypowego języka podświadomości. Pacjent za pacjentem, dla
wszelkich dróg życiowych, z najróżniejszymi poziomami wykształcenia
i intelektualnego rozwoju, z różnych religii i systemów wierzeń, wszyscy
oni, kiedy zadawano tą samą serię pytań, odpowiadali tymi samymi typami
symboli odnoszących się do podobnych zagadnień i związków.
Czy były to rzeczywiście bezcielesne istoty, czy jakiś
odszczepiony aspekt ludzkiej osobowości, czy energetyczne konstrukcje
jakiegoś eterycznego rodzaju, które mogły być wykryte i mieć symbolicznie
przydzieloną osobowość oraz historię, nie było dla mnie ważne; wiedziałam,
że umysł jest nieskończenie twórczy i nie kwapiłam się do przyjęcia
twardego i sztywnego stanowiska w tej kwestii. Kontynuowałam pracę
z pojęciami nieustannie czatując na nowe dane, które mogłyby mi pomóc
ulepszyć, dowieść lub obalić moją teorię. Abym mogła pozostać jak
najbardziej otwartą na nowe informacje, moja robocza hipoteza była
taka, że jest całkiem możliwe, iż wszystko co istnieje, jest sztucznym
wytworem świadomości; jedyne, czemu przypisywałam wysokie prawdopodobieństwo,
to fakt, że świadomość może istnieć i istnieje niezależnie od materii.
Świadomość może być pozytywna lub negatywna. Ale czy we wszystkich
przypadkach, lub choćby w większości, jest świadomie świadoma, tego
nie wiedziałam.
Część trudności stawianych przez tę pracę związaną
z działalnością w rodzaju egzorcyzmów (aczkolwiek nazwa ta jest myląca
w odniesieniu do procedury polegającej na "doradztwie w kwestii bezcielesnych
bytów"), wskazywała, że z większością działalności uchodzącej za "czanneling",
można by się natychmiast obchodzić jak ze zwykłym wytworem tak zwanych
"królestw astralnych" (pomijając kwestię, czy astralne królestwa są
sztucznym wytworem świadomości). Zaczęłam się zastanawiać, czy istnieje
coś rzeczywiście "wyższego", a jeśli tak, to czym to jest i jak "wysoko"
można naprawdę dojść.
Doprowadziło to do sformułowania idei na temat drugiego
utrudnienia w osiąganiu kontaktu z możliwie wysokiego poziomu; nazwałam
je "czynnikiem transdukcyjnym". Hipoteza ta sugerowała, że ewidentnie
źródło naprawdę wyższego poziomu po prostu nie może nawiązać pełnego
i bezpiecznego połączenia z uwięzioną w fizycznym stanie świadomością,
bo byłoby to podobne próbie podłączenia urządzenia korzystającego
z napięcia 110V do prądu 220V. Jeśli było to "wyższe" źródło, to zgodnie
z definicją jego energia tak przytłoczyłaby ludzkiego odbiorcę, że
nie mógłby tego wytrzymać.
Faktycznie sformułowałam tę ideę w oparciu o przeczytane
opisy przypadków. Wiele z nich popierało tę hipotezę, a były również
przykłady ludzi, którzy wręcz postradali rozum po kontakcie z "wyższymi
źródłami". Jak meteory rozbłyskiwali na niebie naszych zbiorowych
psychicznych i duchowych domen, krótkie iluminacje krajobrazu, tylko
po to, by runąć i spłonąć w haniebnym upadku. W większości było jasne,
że takie próby wiążą się z wieloma niebezpieczeństwami, jak wyjaśniano
w obszernej starożytnej literaturze, pismach okultystycznych i rozmaitych
wschodnich naukach mistycznych.
Istniał jeszcze jeden powód, dla którego sformułowałam
tę ideę, a opierał się on na obserwacjach Natury. Tym, co stale obserwujemy
w otaczającym nas świecie, jest wzrost. Co więcej widzimy, że wzrost
pojawia się w cyklach. Ludzka świadomość zaczyna rosnąć od momentu
poczęcia. Czy jest to rezultat połączenia zewnętrznej świadomości
z rozwijającym się neurologicznie/fizycznie systemem, czy nie, albo
też czy jest to po prostu rezultat efektu "ducha w maszynie", świadomość
rośnie. Przyjmijmy to zatem za obserwowalną daną zasadę.
W początkowym okresie życia, kiedy świadomość jest
mniej wyraźna, istota bardzo dużo śpi. W kwiecie życia, kiedy świadomość
jest najbardziej widoczna i aktywna, czas poświęcany spaniu (z dużym
zróżnicowaniem, które może zależeć od bogactwa świadomości), ciało
śpi mniej.
W pewnym momencie w starszym wieku świadomość zaczyna
oddalać się od ciała (i znowu, z dużym zróżnicowaniem zależnym od
nieznanych czynników, być może od bogactwa świadomości), a ciało ponownie
powraca do dłuższych okresów snu.
Ważne jest, że moglibyśmy pomyśleć, iż sen i współczynnik
świadomości świadczą o łączącym się, wyłaniającym i wycofującym stanie
świadomości. Innymi słowy, w nowo poczętej/narodzonej istocie ludzkiej
zasiane jest "nasienie" świadomości; wzrasta ono w zależności od bogactwa
środowiska i potencjału parametrów DNA, które obecne są w ciele. Kiedy
osiąga optymalny wzrost, rozpoczyna wycofywanie się. Ważne jest, by
zrozumieć, że świadomość wyraźnie się wycofuje, ponieważ urosła do
maksimum i już nie "pasuje". Wykorzystując dostępną neurologiczną/fizyczną
konstrukcję osiągnęła w ciele najpełniejszy wyraz. Moglibyśmy przypuszczać,
że kiedy zostanie osiągnięta ta górna granica czy masa krytyczna,
zaczyna stopniowo postępować ruch "poza ciało".
Ten stopniowy ruch w głąb ciała i poza ciało sugeruje
mi, że proces śmierci jest rodzajem "narodzin" w "wyższy" czy bogatszy
i gęstszy stan istnienia, który przez konstrukcję fizyczną był nie
do utrzymania! Gdyby był do utrzymania na wyższym poziomie albo w
większej gęstości i bogactwie, nie rozpocząłby się w tym momencie
proces stymulacji umierania. Przychodziło mi na myśl, że mogłoby to
mieć coś wspólnego z względami genetycznymi. Dokładnie tak, jak różne
rośliny i stworzenia mają określone i genetycznie zdefiniowane parametry,
które determinują nie tylko ich ukształtowanie, funkcję, potencjał
zdolności uczenia się oraz długość życia, tak też ludzkie jednostki
do pewnego stopnia mają podobne ukształtowanie, funkcje, potencjał
uczenia się i długość życia. Wydało mi się bardzo prawdopodobnym,
że te potencjały mogłyby być w relacji symbiotycznej ze świadomością.
Innymi słowy świadomość może rosnąć tylko do pewnych granic wyznaczonych
przez genetyczne ograniczenia ciała, które zajmuje.
Dlatego, wydawało się logicznym podążanie w tym kierunku
aż do wyciągnięcia wniosku, że prawdziwie "wyższa istota" lub taka,
która osiągnęła ogromną gęstość i bogactwo świadomości, właśnie przez
to skrępowanie genetycznymi konfiguracjami funkcji i potencjału w
ludzkim ciele, nie mogłaby faktycznie wejść w pole ludzkiej energii
świadomości i założyć na siebie cudzego ciała jak rękawiczkę w celu
bezpośredniej interakcji, o ile nie posiadałaby podobnej konfiguracji
i potencjału, co ciało gospodarza. Istota taka urosła i już nie "pasowała".
Dalsza logiczna dedukcja byłaby taka, że jeśli świadomość,
która była zewnętrzna, rzeczywiście była w stanie wniknąć czy połączyć
się z ludzką istotą, albo w bezpośredni sposób się połączyć, mogła
to być tylko ta, która nie była bardziej zaawansowana niż normalny
potencjał ludzkiej świadomości, choć nie ograniczona przestrzenią
i czasem. Ta ostatnia okoliczność mogła dać takiej świadomości inną
perspektywę, ale nie świadczyło to o jej postępie w filozoficznych
czy duchowych kwestiach.
Innymi słowy martwy prezbiterianin to tylko martwy
prezbiterianin. Jeśli świadomość może użyć twojego ciała, nie może
się zbyt różnić od twojej własnej.
Chyba że poczynione są specjalne modyfikacje, co rozważymy.
Przedzierając się przez literaturę na temat czannelingu
i duchowego mediumizmu zauważyłam, że istniały pewne bardzo interesujące
przypadki, kiedy można było pomyśleć, iż "opętująca istota" (ponieważ,
mimo przeciwnych twierdzeń, transowy czanneling JEST opętaniem) była
co najmniej świadomością w niewiele większym stopniu gęstszą i bogatszą
niż samo medium, które może osiągnęło lub nie, swój potencjał świadomościowy/genetyczny.
Dziwne w tych przypadkach było to, że wydawało się, iż istnieje bezpośrednia
zależność pomiędzy takimi potencjałami a masą ciała. Innymi słowy
media sprawiające wrażenie zdolnych do nawiązania ograniczonego połączenia
z pozornie wyższymi (choćby trochę) istotami, były raczej duże. Nie
tylko to, po poddaniu ich naukowej kontroli i pomiarom, jak miało
to miejsce w XIX i na początku XX wieku, okazało się, że takie media
mogą stracić na wadze do 7 kilogramów w godzinę lub dwie takiego kontaktu.
Przykładem tego jest Eusapia Palladino.
Takie rozważania spowodowały naturalnie, że pomyślałam
o bardzo dawnych wizerunkach bogiń znajdujących się wszędzie na świecie,
gdzie są one prawie zawsze przedstawiane jako bardzo grube kobiety!
Tak, bezwzględnie byłam doskonałą kandydatką do tej pracy! Problem
w tym, że wcale nie byłam zadowolona z poziomu kontaktu osiąganego
nawet w tych wyżej opisanych przypadkach.
Istniały też opowieści o joginach i szamanach, którzy
w stanie medytacji czy szamańskiej ekstazy, kiedy - jak twierdzili
- osiągnęli rodzaj "kosmicznego połączenia", niewiarygodnie tracili
na wadze z powodu "żaru tego stanu". Że był to żar, który niekoniecznie
dawał się rejestrować termometrem, to jasne, ale wyraźnie obecny był
w tych przypadkach swego rodzaju żar, jak również znaczące wahania
masy ciała.
Przywiodło mnie to do pomysłu, że - w kategoriach
czannelingu naprawdę wyższych istot - istotny problem stanowił sam
jego tryb. Względem teoretyzowanego "wysokiego napięcia" takich wyższych
źródeł, zaproponowałam, że jedynym sposobem, by doprowadzić do takiego
kontaktu, jest połączenie energii dwojga lub większej ilości ludzi
jako "odbiornika", a następnie próba "dostrojenia" tego odbiornika
powtarzanymi aktami intencji. Innymi słowy, celowe zbudowanie innego
"obwodu".
Kiedy głowiłam się nad tym problemem, zdałam sobie
sprawę, że jedynym realnym sposobem połączenia energii jako ludzkiego
biokosmicznego odbiornika, będzie użycie takiej formy komunikacji,
która wymaga więcej niż jednej osoby i która zapewnia również natychmiastowy
mechanizm zwrotnego sprawdzania informacji. Oczywistym rozwiązaniem
było narzędzie w rodzaju tablicy.
Istnieją dwie główne teorie dotyczące prawdopodobnej
zasady działania tablicy ouija. Pierwsza nazywa się "automatyzmem".
Automatyzm jest też prawdopodobnie sposobem, dzięki któremu mają miejsce
różdżkarstwo, ruchy wahadełka, unoszenie się stołu, automatyczne pisanie
i inne ruchy obiektów fizycznych powodowane rzekomymi siłami duchowymi.
Oznacza to, że uczestnicy mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, że
są odpowiedzialni za ruchy wskaźnika, a jednak robią to sami. Świadome
lub nieświadome oczekiwania mogą dać nerwom sygnał "ognia!", powodując
tym samym drobne, niezauważalne ruchy palców, które produkują "odpowiedzi".
W ramach tej teorii użycie "mówiącej" tablicy jest podobne do teorii
automatycznego pisania, według których takie wiadomości powstają w
świadomym bądź nieświadomym umyśle medium. Zdefiniowana w takim kontekście
mówiąca tablica jest po prostu obejściem świadomego umysłu i skrótem
pomiędzy nieświadomym umysłem a nerwowo-mięśniowym systemem kontrolnym.
"Zbiorczy automatyzm" powstaje wówczas, kiedy tablicą operuje więcej
niż jedna osoba.
Widzimy więc, że w psychologicznym ujęciu automatyzm
pozwala podświadomemu umysłowi chwilowo kontrolować pewne części ciała
bez interwencji umysłu świadomego. Pozostawia jednocześnie świadomy
umysł świadomym w celu zwrotnego sprawdzania informacji, monitorowania
działań i zasadniczo utrzymywania równowagi w obrębie czynników kontroli
protokołów eksperymentu.
Niektórzy "eksperci" twierdzą, że posiadanie zdrowego
nieświadomego umysłu jest kluczem do bezpieczeństwa, ponieważ otwieranie
takich drzwi bez należytej uwagi może u pewnych jednostek z pewnością
prowadzić do psychoz. Ja mam na to nieznacznie inne spojrzenie. Nie
sądzę, żeby obchodzenie w ten sposób świadomego umysłu mogło "zainicjować"
psychozę. Myślę, że może otworzyć drzwi do ujawnienia się psychozy,
która już istnieje w umyśle i która, o ile zostanie podjęta uważna
analiza, okaże się obecna przez cały czas, manifestując się wieloma
symptomami ciała i życia jednostki.
Kwestia, czy używanie bądź nieużywanie tablicy lub
innego narzędzia dostępu do nieświadomości może "zachęcić" opętanie,
jest raczej jak pytanie, co było pierwsze, jajko czy kura? Zagadnienie
to w interesujący sposób porusza dr Baldwin. Chociaż ocenił on rozsądnie
wiele innych rzeczy, w tym zagadnieniu pokazał, że on również dał
się zwieść filmowi "Egzorcysta" i wyciągnął nielogiczne wnioski. Dowody
mówią nam, jak opisuje to sam Baldwin, że stan "opętania" prawdopodobnie
już u danej osoby istnieje, a skorzystanie z obejścia świadomości
pozwala mu jedynie "przemówić" i ujawnić się. Ale przedstawia to swój
własny zbiór problemów. Oczywiście każdy, kto nie jest biegły w technikach
Uwalniania od Duchów, nie powinien nigdy otwierać takich drzwi. Podobnie
w oparciu o rozsądną ocenę sytuacji, jednostka, która nie ma wiedzy
na temat tych technik, która nie spędziła sporej ilości czasu na uczeniu
się ich i pracy z nimi, nie powinna nigdy przystępować do czannelingu
i to w żadnym kontekście! Czyniąc to, zapraszamy nieszczęście. A to
oczywiście podsuwa pytanie, dlaczego "czanneling" stał się tak popularnym
sportem?
Oczywiście Teoria Spirytystyczna głosi, że wiadomości,
które mogą przychodzić, pochodzą z "zewnątrz". Duchy lub siły kontaktują
się i przekazują wiadomości za pośrednictwem tablicy. Teoria Spirytystyczna
wskazuje, że komunikujący są bezcielesnymi duchami lub innymi eterycznymi
istotami, które mają jakiś cel w kontaktowaniu się z żywymi. Niemniej
jednak nawet Teoria Spirytystyczna w kwestii faktycznego działania
opiera się na teorii automatyzmu. Bezcielesny duch jest w stanie połączyć
się z operatorem przez podświadomy i nieświadomy umysł i kontrolować
ideomotoryczne reakcje, omijając umysł świadomy i generując ruch planszety
przez stymulację impulsów nerwowych. Naturalnie teoria ta wskazuje,
że gdy tylko skończy się komunikacja, duch odchodzi i wszystko jest
w porządku. Dowody jednakże wskazują, że jeśli nie jest dostępna pewna
wiedza i nie zostaną podjęte pewne działania, duch nie odchodzi! On
się po prostu wycofuje do "wewnętrznej" przestrzeni pola energii gospodarza
i wycisza się nie przestając drenować sił życiowych w celu wyżywienia
się.
Chyba Chińczycy jako pierwsi wykorzystali duchowy
automatyzm w formie "piszących planszet". Chiński przyrząd nazywał
się chi i był rodzajem wróżącego czy różdżkarskiego pręta, używanym
do pisania. Mówiło się, że duchy schodzą do niego, poruszają nim,
a podmiot dokonujący tej działalności miał go użyć, by odczytywać
boskie wiadomości na papierze lub w piasku. [...]
W szóstym wieku p.n.e. tracjańskie kulty dionizyjskie
znane były z wykorzystywania szamanów jako kanałów transowych do komunikowania
się z duchami albo, jak wtedy określano, z theoi lub z bogami: bezcielesnymi
nieśmiertelnymi istotami z ponadludzkimi mocami. Niektórzy uczeni
sugerowali, że filozofia racjonalistyczna zrodziła się z tajemnych
kultów, dionizyjskiego, orficznego i eleuzyńskiego, poświęconych czannelingowi
tych bóstw; oczywiście dużo wcześniejsza filozofia grecka, w szczególności
Pitagorasa, Heraklita i Platona, przepojona była tymi misteriami.
To oczywiście prowadzi do pytania, jakim sposobem
"czannelingowa" informacja mogła być podstawą filozofii racjonalistycznej
uważającej, że nie istnieje nic, co można czannelingować? Czy mogła
ona być zwykłym rozwinięciem idei Jahwe/Jehowy, że istnieje tylko
jeden bóg i właśnie on nim jest? Po prostu jeszcze jeden krok w usuwaniu
duchowego wsparcia z życia istot ludzkich?
W Theagetes Platona Sokrates wyznaje: "Dzięki
przychylności Bogów od dzieciństwa zajmowała się mną pół-boska istota,
której głos od czasu do czasu odradza mi pewne przedsięwzięcia, nigdy
jednak nie wskazuje mi, co mam robić".
Greckie wyrocznie w Dodonie, Delfach i innych miejscach
wieszczyły pogrążając się w transie, w trakcie którego owładnięte
były przez bezcielesne duchy; niektóre z tych sławnych - przez pojedynczego
ducha, albo jak to dziś nazywamy "ducha-przewodnika". Wyrocznie często
mieszkały w jaskiniach i o duchach, z którymi się komunikowały, myślały
jako o przybywających do nich ze świata podziemnego przez szczeliny
w skałach.
Najbardziej interesującym w tym wszystkim punktem
jest fakt, że Pitagoras używał czegoś w rodzaju tablicy Ouija bardzo
wcześnie, bo 540 lat p.n.e.: "mistyczny stół" na kołach obracał się
i wskazywał na znaki, które następnie były interpretowane przez samego
filozofa lub jego ucznia, Philolausa. Nawet po dziś dzień misteria
pitagorejskie są przedmiotem dużego zainteresowania naukowców, a także
mistyków. Wygląda na to, że mamy tu dowód, iż zaawansowana wiedza
Pitagorasa mogła być uzyskana dzięki tablicy Ouija!
Od czasu, kiedy Rzymianie podbili Grecję, ruch racjonalizmu
obrócił się przeciwko duchowemu czannelingowi. Cyceron, rzymski racjonalista,
którego czcili wcześni Ojcowie Kościoła, odciął się od duchowego czannelingu
i nekromancji z racji tego, że wymagały ohydnych pogańskich rytuałów.
Jak jednak zauważono powyżej racjonalizm w końcu odgryzł rękę, która
go karmiła, i zaczął pożerać swojego ojca, monoteizm, poszerzając
argumentację o ideę, że nie istnieje żaden bóg, nie ma żadnych duchów,
nic nie przetrwa po śmierci fizycznego ciała, nie mamy więc nikogo,
do kogo mówiłoby się "po drugiej stronie", po co więc się przejmować?
Nauka przyjęła pogląd, że wszystko to jest oszukańczą
grą, i dzisiaj stanowi to niemal powszechny główny nurt opinii naukowej
na temat tego zjawiska.
W następstwie pracy z zagadnieniem przyczepiających
się duchów [jako hipnoterapeutka], miałam mnóstwo pytań. Jak już powiedziałam,
w moim umyśle otwarta była możliwość, że takie "duchy" były po prostu
fragmentami osobowości jednostki, czymś w rodzaju przerwanych obwodów
w mózgu, biegnących w powtarzających się pętlach, a stworzonych przez
traumę lub stres. Być może jednostka, która natrafia na trudność,
wchodząc w narcystyczny stan fantazji, tworzy "sen", który zostaje
odciśnięty w pamięć mózgu. Jeśli następnie wynurzy się ona z tego
stanu, by radzić sobie z rzeczywistością, ale nie radząc sobie z samym
problemem, może go zamknąć w mózgu w czymś na kształt szufladki na
pliki, by siedział tam i czekał, aż zostanie uaktywniony przez elektryczność
lub związki neurochemiczne mózgu w czasie jakiegoś przypadkowego nieświadomego
przeszukiwania.
To samo można powiedzieć o tak zwanych wspomnieniach
z poprzedniego życia: są one po prostu samoutworzonymi plikami pamięci
wytwarzanymi w stanie narcystycznego wycofywania się wskutek stresu.
Takie neurologiczne pliki mogą następnie zostać ściągnięte i odczytane
przy użyciu metody obejścia świadomości albo za pomocą automatyzmu
czy po prostu pozwalając świadomemu umysłowi "odsunąć się na bok",
jak w czannelingu transowym. Jeśli o to idzie, to myśląc w tych kategoriach
zwykłą psychoterapię można brać za czanneling.
Bardziej problematyczny jest świadomy czanneling,
ponieważ sugeruje pewien patologiczny stan, w którym mogą odgrywać
rolę przyczepione duchy czy rozszczepiona osobowość. W takich przypadkach
"alter" ego w postaci zmienionej osobowości czy też rzeczywiście przyczepionej
istoty (pamiętając o powyższych spekulacjach na temat "realności"
"przyczepiających się bytów") jest silne i na tyle dobrze obwarowane,
aby ustanowić daleko silniejsze schwytanie ciała gospodarza, niż to,
które może manifestować się jedynie przez automatyzm czy trans.
Profesor Douglas Robinson z Ole Miss sugeruje, że
można nakreślić analogię pomiędzy funkcją tłumacza i kanałem lub medium.
Ich celem jest odsunięcie się na bok i pozwolenie oryginalnemu autorowi
obcojęzycznego dzieła mówić przez nich. Do ich fachu należy jak najpełniejsze
przeniesienie intencji oryginalnego autora nowemu audytorium, które
w przeciwnym razie, nie znając języka, nie miałoby dostępu do materiału.
W zwykłym sensie przekład jest po prostu pokonywaniem językowych czy
kulturowych barier. W przypadku czannelingu jest to pokonywanie barier
czasowych, świadomościowych czy nawet nadprzestrzennych.
Kluczową sprawą związaną zarówno z translatorstwem
jak i czannelingiem jest konieczność, żeby pośrednik nie przekazywał
docelowemu audytorium swoich własnych idei, znaczeń, argumentów czy
wyobrażeń. Tłumacz musi być neutralnym kanałem idei i znaczeń pierwotnego
autora do docelowej publiczności.
Analogia ta sugeruje zarówno, że (a) źródłowy
autor ma moc inicjowania komunikacji z docelową publicznością przez
tłumacza (autor jest aktywny, tłumacz jest pasywny albo aktywny najwyżej
tylko w akcie poddawania swojej aktywności aktywności autora) jak
i (b) tłumacz posiada pewne środki zdobywania dostępu do głosu
i sensu autora, wiarygodnego "otwierania się" na celowe mówienie osoby,
która jest prawie w każdym przypadku inną. Czasami translatorzy tłumaczą
źródłowe teksty, które sami napisali, ale zazwyczaj źródłowy autor
jest inną osobą, najczęściej odległą w czasie i miejscu i nierzadko
nieżyjącą. [Robinson]
Dzisiaj, pod wpływem racjonalistycznej zachodniej
technologii, idea, że ktoś może po prostu usiąść i rozpocząć czanneling,
jest bardzo podobna do pomysłu, że przekład może być dokonany przez
maszynę z wyłączeniem ludzkiego pośrednictwa. To bardzo delikatna
sprawa.
W kategoriach programu komputerowego, który tłumaczy
z jednego języka na inny, widzimy, że program usiłuje zrealizować
algorytm albo ciąg algorytmów, w skład których wchodzi zbieranie danych,
sporządzanie wykresu przebiegu działania, podawanie serii komend i
wykonywanie ich. Wyniki są zaledwie tak dobre, jak algorytmy. Wiemy
z literatury, że "zjawisko czannelingu", tak szeroko praktykowane,
pomija w algorytmie użycie rozumu. Nie ma mechanizmu sprzężenia
zwrotnego, a zatem żadnej możliwości precyzyjnego dostrojenia. Oznacza
to, że nie dopuszcza algorytmu, który mógłby uwzględniać fakt, że
w głowie osoby czannelingującej mogą istnieć konkurujące ze sobą siły.
Wykluczenie Rozumu i możliwości istnienia konkurujących ze sobą sił
prowadzi do algorytmu: "Ja jestem twoim Panem Bogiem i nie ma innego,
ponieważ tak powiedziałem! A jeśli mi nie wierzysz, tym gorzej dla
ciebie!" Niezbyt produktywne, delikatnie mówiąc.
Faktem jest, że badacze mechanicznych tłumaczeń tracą
nadzieję, iż kiedykolwiek zaprogramują maszynę do tworzenia profesjonalnych
przekładów bez ludzkiego udziału. W ten sam sposób raczej niemożliwe
jest wyprodukowanie jakkolwiek użytecznego czannelingowego materiału
bez wzięcia w pełni pod uwagę konkurujących sił jak również zastosowania
Rozumu do zajmowania się nimi. Bez zastosowania wiedzy i bezpośredniej,
szybkiej informacji zwrotnej, mało jest możliwe, że wyłoni się cokolwiek
innego niż bezużyteczna psychopaplanina. I wydaje się, że tak się
właśnie sprawa przedstawia. Ale oczywiście wyklucza to narcystyczne
zwodzenie, rozmyślne oszustwa i patologiczne przypadki rozszczepionej
osobowości. To wszystko tam jest, w Krainie New Age, i jest to dżungla!
W końcu te systemy mechanicznej translacji, które
działają, są faktycznie cybernetycznymi systemami translacyjnymi:
wszystkie wymagają ludzko-mechanicznego interfejsu. W filmach fantastyczno-naukowych
często widzimy "mechanicznego tłumacza", który pozwala kosmicznym
podróżnikom podłączyć się do urządzenia przez mózgową elektrodę, otworzyć
usta i automatycznie mówić w języku odwiedzanej planety. Słowa mogą
pojawiać się w jego mózgu, ale w chwili, gdy wychodzą one z ust, maszyna
zmieniła impulsy nerwowe wysłane do organów mowy powodując, że wytwarzają
one poprawne słowa w nieznanym języku. Najwyraźniej mechanizm działa
również w drugą stronę i kosmiczny podróżnik słyszy słowa wypowiadane
w nieznanym języku, ale "doświadcza" ich w swoim własnym.
Interesujące jest dla mnie, że jest to maszyna protetyczna,
zmieniająca kosmicznego podróżnika w swego rodzaju cybertłumacza,
który jest w stanie "czannelingować" obcą mowę.
Przez tę zabawną "odwróconą analogię" próbuję pokazać,
że dzięki użyciu protez jesteśmy w stanie posłużyć się algorytmem,
który włącza rozum i mechanizm sprzężenia zwrotnego! Właściwie użyty
rozum stawia całą armię, którą Adam Smith zwał "niewidzialnymi rękoma",
a która kształtuje, kieruje, reguluje i kontroluje przekład. A to
prowadzi nas do najbardziej interesującego wniosku, że sam rozum może
być "niewidzialną ręką".
"Rozum jest uwewnętrznioną formą ideologicznego mistrzostwa".
Dokładnie tak, jak duch przejmuje w posiadanie lub zawłaszcza medium
i mówi, lub w inny sposób działa poprzez ciało godzącego się na to
medium, załadowany jest do komputera tekst w obcym języku, by zostać
przetłumaczonym (często zupełnie niedorzecznie), tak też robi ideologia
i jej agenci - nie wyłączając rozumu - przejmuje w posiadanie lub
zawłaszcza przedmiot ideologiczny i włada jego ciałem dosłownie jak
własnym. I w tym sensie odkrywamy, że medium channeligowe jako "maszyna
translacyjna" może stać się czymś daleko bardziej interesującym.
Jednostka, która przez długie i intensywne studia
dochodzi do idei, że istnieje możliwość komunikacji z wyższą świadomością
i formułuje hipotezę, jak to zrobić, a następnie eksperymentuje z
tą hipotezą, dostosowując ją i modyfikując w trakcie trwania tego
procesu, jest w pewnym sensie kierowana przez niewidzialne ręce albo
przez siły kosmosu. Ale jest to rzecz jasna źródło informacji o większej
złożoności, a głęboka potrzeba komunikacji złożonych i nowych pojęć
jest tym, co przygotowuje takiego tłumacza.
W kategoriach zwykłego czannelingu niższego poziomu
stwierdzamy, że duchy w takiej działalności przywołują medium, przez
które on czy ona chce mówić, poprzez ukazanie się przed jasnowidzem;
albo wzbierają jak ciśnienie werbalne wewnątrz głowy błagające o uwolnienie
do świadomości jasnosłyszącego. Czasami kanał wpada w nieświadomość
i budzi się, by stwierdzić, że coś innego lub ktoś inny używał jego
organów mowy.
W ten sam sposób Kosmos jako Całość, poprzez Rozum
i Wiedzę, i poszukującego ducha zaszczepionego w ludzkiej postaci
"przywołuje" potencjalny kanał/translatora prawdziwie wyższych
rzeczywistości. Słowa: "tłumaczyć", "przekazywać" i "przetwarzać"
mają ten sam łaciński źródłosłów. I to w przypadku roli tłumacza odkrywamy,
że zwykłe "podłączenie się i włączenie mechanizmu" nie wystarczy.
Tłumacze muszą być wyszkoleni; muszą nie tylko znać
drugi język, muszą wiedzieć, jak regulować stopień wierności tekstom
źródłowym, jak powiedzieć, jaki stopień i rodzaj wierności jest właściwy
w konkretnym kontekście, jak otrzymać i dostarczyć przekłady, jak
znaleźć pomoc w terminologii i tak dalej. Wszystko to sugeruje długi
okres szkolenia i przygotowań. Medium translatorskie jest kimś, kto
studiował te rzeczy, kto zna te rzeczy i kto, co najważniejsze, panuje
nad swoim czannelingowo-translacyjnym zachowaniem w kategoriach tej
wiedzy. Jest kontrolowany przez Kosmiczne normy ideologiczne.
Wiedzieć za pośrednictwem rozumu, co nakazują te kosmiczne
normy, i działać zgodnie z nimi to podporządkować się ich kontroli.
Stanie się kanałem-tłumaczem prawdziwie Wyższej Kosmicznej Świadomości
oznacza bycie przywołanym w charakterze tłumacza przez "niewidzialną
rękę" Wszechświata.
Jeśli chcesz zostać kanałem-tłumaczem, musisz podporządkować
się roli tłumacza ucząc się danego języka w sposób biegły; musisz
się podporządkować i dać sobą kierować przez to, co - jak informują
cię kosmiczne normy ideologiczne - jest prawdziwym duchem źródłowego
autora, i przekazać tego ducha w niezmienionej postaci na język docelowy.
Tak właśnie było, że mając na uwadze te wszystkie
rozważania, zatrzymałam się w końcu na instrumencie w rodzaju tablicy,
będącym najlepszym sposobem poradzenia sobie z tymi problemami. Jest
to urządzenie protetyczne, które pozwala na ciągłe sprężenie zwrotne
pomiędzy algorytmem "maszynowego tłumaczenia" podświadomości/nieświadomości,
a ludzkim interfejsem świadomego umysłu, który musi stale używać rozumu
do "dostrajania". Jest to możliwe jedynie przy użyciu tablicy ze względu
na fakt, że "medium" z jednej strony wykorzystuje do odbioru obejście
świadomości, podczas gdy w tym samym czasie jest w stanie utrzymywać
stałą świadomą spójność. Będąc przez cały czas w pełni kontroli swojego
umysłu i mając możliwość obserwacji, kontrolowania i bezpośredniej
akceptacji lub odrzucenia w dowolnej chwili dowolnego materiału czy
doznania, rozum wprowadzany jest jako część algorytmu. Innymi słowy,
właściwie użyty przez jednostkę, która jest biegła w omawianym temacie,
jak również w klinicznie demonstrowalnych rzeczywistościach "innych
królestw", jest jednym z najlepszych dostępnych narzędzi do nawiązania
kontaktu z podświadomością, wyższą jaźnią i /lub życzliwymi istotami,
które pragną nawiązać telepatyczny kontakt.
I to jest kluczowe słowo: telepatyczny.
Ten typ urządzenia pozwala stworzyć "osobną linię",
jeśli można to tak nazwać, "przełącznik", gdzie ustanawiany jest przez
wąską nitkę świadomości nowy obwód, bez konieczności oddawania kontroli
w jakikolwiek sposób.
Wskutek wpływu filmu "Egzorcysta" urządzenie takie
zdobyło negatywną reputację. Ale nie zawsze tak było! Zabawne, jak
cała "doktryna" może zostać stworzona przez Hollywood, a następnie
ludzie przyjmują ją jak ewangelię.
Pewni tak zwani "eksperci" będą utrzymywać, że bycie
"medium spirytystycznym" jest w porządku, ale używanie tablicy lub
automatycznego pisma czy nawet "transowego czannelingu" jako narzędzia
może sprowadzić jedynie byty z "niższego poziomu". To w pełni nielogiczne
stwierdzenie opierają oni na twierdzeniu, że "żaden duch o zaawansowanym
stopniu duchowości, żaden wzniosły mistrz czy duch opiekuńczy nigdy
nie ważył się zrobić niewłaściwego użytku z talentu pisania lub mówienia
innej osoby, żyjącej lub zmarłej".
Niech wolno mi będzie sprostować: robienie czegokolwiek
z tego, co wymieniono wyżej, jest w porządku tak długo, jak długo
nazywasz siebie "medium". Ale jeśli nazywasz się "kanałem" albo jeśli
ustalisz protokoły, za pomocą których jesteś pod stałą, świadomą kontrolą,
to z definicji jesteś jedynie w kontakcie z "bytami niższego poziomu"?
Bardzo dziwne. Także wskazujące na bezdenną ignorancję.
W przeciwieństwie do powyższej "opinii eksperta",
część mojej opartej na latach badań hipotezy stanowiła, że trwały
kontakt ze źródłami naprawdę wyższego stopnia bardzo rzadko - jeśli
w ogóle - pojawiał się w historii czannelingu! A przynajmniej nie
ten typ źródeł, o którym zakładałam, że istnieje na naprawdę wyższym
poziomie egzystencji. Tak więc nikt w rzeczywistości nie "znał języka".
Absurdem byłoby myśleć, że można po prostu usiąść
i ze swojego obecnego ludzkiego stanu załadować i tłumaczyć coś, czego
prawie nigdy wcześniej nie napotkano.
W tym czasie postawiłam hipotezę, że "Wszechświat
w Całości" albo "źródło", z którym chciałam się skontaktować, miało
faktycznie moc zainicjowania komunikacji z docelowym audytorium -
ludzkością - ponieważ z perspektywy wszystkich doświadczeń mojego
życia aż do tej chwili było ewidentne, że wszechświat mówi do nas
przez zdarzenia naszego życia.
Zarówno wiele niezwykłych ujawniających się synchroniczności,
jak i bliskie przyjrzenie się dynamice mojego życia, a także życia
innych ludzi, których obserwowałam, mogły być zinterpretowane jako
przemyślane działania pewnej ultra kosmicznej rzeczywistości próbującej
nauczyć mnie języka symboli. Zdecydowanie czułam, że byłam "przywoływana"
przez Wszechświat, który prosił mnie, bym podjęła zadanie nauczenia
się języka i działania jako kanał-tłumacz.
Czy mógł być ustanowiony bardziej bezpośredni sposób
komunikacji za pośrednictwem mnie jako Tłumacza, czy nie, nie byłam
całkiem pewna. Ale zdecydowanie zależało mi na podjęciu próby zdobycia
dostępu do Głosu Wszechświata przez zwrotne wołanie poprzez
długi proces budowania obwodu do, a może nawet przez głęboko nieświadomy
umysł.
Ponieważ było jasne, że te interakcje angażują pewien
poziom istnienia, którego większość z nas jest nieświadoma, i do którego
mamy niewielki dostęp, zdałam sobie sprawę, że było to równoznaczne
z faktem, że muszę "nauczyć się języka" na pewnym jak dotąd nieznanym
poziomie mojego istnienia.
Nie tylko zamierzałam nauczyć się tego języka, który
nigdy wcześniej systematycznie nie był studiowany, ale wiedziałam
też, że muszę się dowiedzieć, jak "regulować stopień wierności źródłowemu
tekstowi, jak powiedzieć, jaki stopień i typ wierności jest właściwy
w konkretnym kontekście, jak otrzymywać i dostarczać przekłady, jak
znajdować pomoc w terminologii i tak dalej". To było rozumowanie albo
" narzędzie ideologicznego stanu", które ustanawiałam jako protokół
- algorytm - dla powrotnego "sygnału".
Po zaznajomieniu się z literaturą na temat czannelingu
było jasne, że najbardziej poważany i wiarygodny materiał w historii
czannelingu albo przechodził przez urządzenie typu tablica, albo był
inicjowany przez narzędzie typu tablicy. Było jasne, że były to metody
do nauki nowego języka w pewnym wewnętrznym miejscu w umyśle, jakby
podłączanie się do macierzowego urządzenia translacyjnego.
Mając dodatkowo jeszcze do dyspozycji informacje na
temat podłączania się duchów, zaburzeń rozszczepionej osobowości i
innych patologicznych stanów, jak również sposobów efektywnego z nimi
postępowania, uzmysłowiłam sobie, że jeśli moja hipoteza jest słuszna,
prawdopodobnie będę mogła podjąć czanneling z poziomem nigdy wcześniej
nieosiągniętym - albo przynajmniej bardzo rzadko, może mniej więcej
raz na tysiąc lat.
Ale oczywiście wszystko to zależało od długiego okresu
"treningu" i stosowania algorytmu. A to oznacza prawdopodobnie bardzo
długi okres używania instrumentu typu tablicy, by "transmitować" nie
tylko swoje własne podświadome fragmenty poprzez serię ich własnych
dramatów, ale może nieskończoną liczbę często pokrewnych istot bezcielesnych,
zanim zostaną wyczerpane wszystkie "pętle" i osiągnięta będzie synchronia
mózgu.
W końcu zdecydowałam, że jeśli nawet jedyną rzeczą,
którą da się osiągnąć w tym procesie, będzie "czysta podświadomość",
oczyszczona ze wszystkich swoich małych ukrytych pętli myślowych,
to jest to wciąż warta zachodu działalność. Oczyszczenie umysłu przez
uzdrowienie jego fragmentów, w jakichkolwiek kategoriach się manifestują,
może być tylko dobre!
Ważne, że sobie uzmysłowiłam, aby nie poddać się za
wcześnie z używaniem tablicy. To byłoby jak założenie, że można osiągnąć
mistrzostwo we władaniu językiem tylko dlatego, że używa się go do
codziennych celów. Żeby być prawdziwym tłumaczem, trzeba doskonalić
nowy język na najbardziej subtelnym i wyrafinowanym poziomie. W tym
momencie pomyślałam, że mam całkiem dobrą teorię i nadszedł czas,
by przejść do fazy testów; a zatem zaczęliśmy.